Pamiętacie jak pisałem, że na koniec lata sandacze stają się bardzo aktywne? Nie inaczej było w tym sezonie. Był moment, a w zasadzie tydzień, kiedy te ryby obżerały się na całego. Niestety problemem było namierzenie piesków. Wszystko dlatego, że nie są pogrupowane i ganiają po bardzo różnych miejscach. No i niestety czynnik najważniejszy – jest ich bardzo mało w Wisełce. Jednak jak się trafiło miejscówkę, gdzie jakiś sandacz żerował, to była prawie pewność, że uderzy w naszą przynętę. Tak więc trollując za sumem, zaliczałem wiele brań od razu po wpłynięciu na metę. Jeśli się go nie wykorzystało, to poprawki zazwyczaj nie było. Wynika z tego, że były to pojedyncze, ale za to bardzo aktywne ryby. Jeśli był i żerował, to szybko znajdywał sumowego woblera. Jak się nie zaciął, to już nie było innych sztuk żeby poprawiły po koledze.

Przez ten krótki okres udało mi się złowić kilka ryb w przedziale 60-70, mój tata złowił rybę blisko 80 cm. Spięliśmy także po bardzo dużym sandokanie.

Niestety co dobre szybko się kończy i w ostatnich dniach trzeba było się liczyć jedynie z sumowymi braniami, czyli nuda 😉

_sandacz_1