Powoli ciułam punkty w Hlehle Challenge 2016. Nie idzie źle, ale zaczynają się pierwsze schody, a mianowicie napotkałem problemy ze złowieniem troci. O ile trudno się dziwić, że nie złowiłem żadnej w rzece, bo przecież ani razu nie byłem ( 🙂 ), to odbiłem się od ściany nad morzem. Byłem wcześniej dwa razy w życiu na morskich trociach (2 i 3 lata temu) i nie było problemu ze złowieniem tej ryby. Niestety tym razem trotylle pokazały, że i w Bałtyku potrafią być wybredne. Co prawda przed wyjazdem kolega z Trójmiasta przestrzegał mnie, że jest kiepsko, ale pomyślałem, że i tak uda się coś wymęczyć. Nie udało się …

Plan był taki, że mieliśmy z tatą pływać cały dzień po Zatoce, a jedynie w okolicy południa na chwilę zająć się śledziami, by po godzince powrócić do morskiego trollingu. Polegliśmy po całości. Branie troci zaliczyliśmy tylko jedno późnym popołudniem. Ryba uderzyła w wahadłówkę, ale dość szybko spadła. Nie poszło też nam ze śledziami. Tłum ludzi był tak duży, że nie potrafiliśmy zbyt długo wytrzymać w okolicy, a jak się oddaliśmy to brania się urywały. Efekt to … 10 złowionych śledzi 🙂 A jako że to typowo morska ryba, to nie wliczam je do Hlehle Challenge, w przeciwieństwie do dwuśrodowiskowej troci.

Mimo wszystko jakieś tam punkty udało się ostatnio zebrać, ale jedynie po złowieniu gatunków, które nie powinny stanowić problemu i pewnie latem sporo tych rybek przerzucę. Wszystko podczas krótkiego, bo półtoragodzinnego łowienia po pracy. Wyskoczyłem z muchówką i pobiegałem ze sztuczną nimfą. Brań miałem sporo, ale jak już jakieś widziałem, to było za późno. Udało się zaciąć tylko 4 ryby: 2 klenie i 2 jelce.

Wiosna zbliża się szybkim krokami, więc mam nadzieję na częstsze wypady z muchówką i znacznie większe klenie oraz następne gatunki 🙂