Używanie sondy na lodzie stało się od jakiegoś czasu bardzo popularne. Oczywiście jak zwykle pojawiło się mnóstwo głosów krytycznych, ale to temat na inną dyskusję. Tutaj opiszę jedynie swoje doświadczenia z czterema rożnymi modelami sonarów, z którymi miałem do czynienia przez ostatnie dwa sezonu podlodowe.

Lowrance x125

Pierwsza moja sonda, którą kupiłem wieki temu. Obecnie „odziedziczył” ją po mnie tata i z powodzeniem używa zarówno na łodzi jak i na lodzie. Niedawno miałem okazję poużywać ją na jeziorze przez cały dzień i byłem bardzo pozytywnie zaskoczony ! Spodziewałem się „męki”, a było zdecydowanie lepiej niż w przypadku wielu nowoczesnych i drogich modeli.
Na pewno mankamentem jest jakość wyświetlacza. Do obrazu trzeba się po prostu przyzwyczaić, szczególnie jeśli zazwyczaj stykamy się z nowymi kolorowymi ekranami. Jednak chwilę grzebania w ustawieniach, odpowiednia czułość oraz kontrast i … zaczynamy wszystko widzieć wyraźnie. Nawet mormyszkę na kilkunastu metrach, nie mówiąc już o aktywnych rybach.
Sporą zaletą w stosunku do drogich nowych wypasionych sond jest … jej szybkość działania. Przechodzę z dziury do dziury, umieszczam czujnik w wodzie i od razu widzę na sondzie poprawny obraz. Znacznie gorzej wygląda to w przypadku sonarów, które opiszę za chwilę. Dodatkowo na jednej niedużej baterii możemy łowić dwa dni.
Dużym minusem tej sondy, jest brak modułu GPS, ale w tamtych czasach to była jeszcze trochę abstrakcja.

Lowrance HDS-5 Gen2

Ten HDS to była moja druga sonda i olbrzymi skok jakościowy. Świetny kolorowy obraz oraz GPS, który przenosi łowienie na wyższy poziom. Zacznijmy więc od tych dwóch wielkich zalet.
GPS daje nam olbrzymie możliwości. W każdej chwili możemy wbić waypointa (czyli zapamiętać punkt, w którym łowimy), obejrzeć  ścieżkę jaką się poruszaliśmy czy też wgrać mapy batymetryczne zbiornika i świadomie obławiać górki czy też stoki.
Natomiast kolorowy wyświetlacz ułatwia obserwację tego co dzieje się pod nami. Czy widać więcej niż na ekranie czarno białym? Niekoniecznie, ale chyba łatwiej nam zinterpretować to co jest wyświetlane.
Przejdźmy teraz do minusów.
Ciężar ! Nie chodzi tu o wagę samej echosondy, ale akumulatora jaki musimy ze sobą zabierać. Ta sonda pobiera znacznie więcej prądu niż X125. Na łódce to nie jest wielki problem, ale na lodzie już jak najbardziej. Bez sanek się nie obejdzie.
Opóźnienia ! Sonda powoli „myśli” po umieszczeniu czujnika w nowym otworze. Czasem musimy poczekać blisko minutę zanim zinterpretuje poprawnie sygnał i wyświetli go na ekranie. Jest to szczególnie denerwujące, gdy idziemy po już wywierconych otworach i szukamy np. kantu. Musimy wtedy za każdym razem chwilę odczekać.

Lowrance HDS-7 Gen2 Touch

Dalej używałbym HDS 5, ale … zaraz po wygaśnięciu gwarancji umarł (grrr !). Zakupiłem więc HDS-7 w ramach jakiejś promocji pogwarancyjnej, ale dość mocno się wahałem ze względu na spory koszt tej operacji …
Zalety? Te same co poprzednik (HDS-5), czyli kolorowy wyświetlacz i GPS plus znacznie większy ekran. Na tej sondzie spokojnie można mieć włączoną mapę i jednocześnie wyświetlać sygnał z sonaru. Miejsca jest wystarczająco.
Wady? Opóźnienia jak w przypadku HDS5 oraz … dotykowy ekran ! Jak to, przecież to ewidentna zaleta ? Jednak nie w przypadku tej sondy. Problemy zauważyłem już w domu, gdy chciałem „na sucho” poćwiczyć obsługę. Przy sztucznym oświetleniu miałem olbrzymie problemy z dotykową obsługą. Sonda praktycznie nie reagowała. Niestety te same problemy wystąpiły na lodzie. Nie wiem czy to kwestia temperatury czy może porannego oświetlenia. Czasami dopiero po kilkunastu minutach udaje mi się wyłączyć ekran powitalny, aby doprowadzić sondę do stanu używalności. Po jakimś czasie ekran zaczyna lepiej reagować i jestem w stanie nawet dobrać się do różnych opcji. Co ciekawe sonda działała bezproblemowo podczas jesiennego wędkowania na łodzi.

Aktualizacja 07.01.2018 – problem i rozwiązanie zostały wyjaśnione tutaj.

MarCum LX-5

Jest to tzw. flaszer, czyli sonda dedykowana na lód. Amerykanie praktycznie tylko takich urządzeń używają podczas lodowego łowienia. Ja osobiście nie posiadam tego „wynalazku”, ale miałem kilka razy okazję potestować egzemplarz kolegi. Swoją drogą , podczas naszych wypraw na lód, używa on tylko tej echosondy. Wielką zaletą tego sonaru jest szybkość działania. Praktycznie każdy ruch , czy to mormyszki, czy to ryby, od razu jest widoczny. Dodatkowo to urządzenie pobiera niedużo energii, a więc nie musimy ze sobą zabierać wielkich akumulatorów. Jedyną wadą z mojej perspektywy, jest brak GPS, a ja przyzwyczaiłem się do możliwości zapamiętywania waypointów. Swoją drogą cena też nie jest najniższa …