Długo czekałem na ten weekend ze względu na galę UFC w Sztokholmie , a także KSW 39. Ilość interesujących walk z punktu widzenia polskiego kibica była wręcz przygniatająca.
Niestety po tych dwóch dniach czuję nie tylko niesmak, ale wręcz smutek.
Po pierwsze ile by nasi promotorzy nie opowiadali o wspaniałej kondycji polskiego MMA, ile by Karolina z Joanną nie fantazjowały w zagranicznych wywiadach jak wielkie jest MMA w Polsce … wszystko to jedynie jeden wielki „hype”. Nie ma poważnego MMA w naszym kraju, jest jedynie show zwane KSW. Są podwaliny pod coś większego, ale wiele wody w Wiśle upłynie zanim faktycznie staniemy się potęgą w tym sporcie. Te dwie gale dobitnie to pokazały i to nie tylko poprzez występy naszych zawodników, ale także przez zachowanie „kibiców” na Stadionie Narodowym czy na forach internetowych.
Nie chce mi się wnikać głębiej w to czemu jesteśmy takimi czereśniakami z tak ekstremalnie zawężonymi horyzontami, bo to wykracza poza tematykę tego wpisu. Niestety objawia się to na każdym kroku, a od jakiegoś roku mam wrażenie, że bycie ograniczonym burakiem w Polsce to wręcz nobilitacja i powód do dumy …

Wracając do walk…
Pierwszym dużym rozczarowaniem było starcie Mateusza Gamrota z Normanem Parke. Jeden z największych talentów polskiego MMA nie radzi sobie gościem, który niedawno wyleciał z UFC i jasno dawał do zrozumienia przed walką, że planuje przejść na sportową emeryturę. Stormin to co prawda bardzo niewygodny rywal, ale jeśli chce się być „next big thing” w tym sporcie, to trzeba po takich przeciwnikach przejeżdżać niczym walec. Tutaj tego nie było i na dodatek skończyło się mocno kontrowersyjnym zwycięstwem.
Następne (jeszcze większe) rozczarowanie to przegrana Marcina Helda w Sztokholmie. Marcin dostał rywala na odbudowanie i do 3 rundy wszystko szło zgodnie z planem, gdy nagle … no właśnie co on kurde chciał zrobić? Ile razy można tak przewidywalnie wchodzić w nogi? O ile mi wiadomo, to był to pomysł rzucony w narożniku. Niestety skończyło się ciężkim KO na jednym z trzech naszych najlepszych zawodników mieszanych sztuk walki. To pokazuje jak daleko jesteśmy od topu światowego. Każdy może zostać znokautowany w tym sporcie, ale Marcin ma bilans w UFC 0:3 (aczkolwiek wszyscy wiemy, że akurat z Lauzonem wygrał i numerki trochę się nie zgadzają). Jednak nie zmienia to faktu, że każdy z tych zawodników może co najwyżej aspirować do miana średniaka w UFC i o ile porażka z takimi przeciwnikami może się zdarzyć, to w przypadku kogoś aspirującego do światowej czołówki seria trzech z rzędu nie ma prawa bytu.
Mimo wszystko ja dalej wierzę w talent Marcina i mam nadzieję, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Może było trochę za wcześnie na UFC, może to była dobra lekcja i teraz wiadomo nad czym trzeba pracować. Okaże się w przyszłości, a tymczasem trzymam kciuki żeby chłopak wrócił silniejszy.

Czy dało się dostrzec jakieś pozytywy? Na szczęście TAK. Świetne walki dali Andryszak i Narkun, ale z polskimi przeciwnikami i z tego powodu jakby nie łapią się w ramy tego krótkiego artykułu.
Damian Janikowski – widać, że poważnie traktuje karierę w MMA, a potencjał ma wielki. Dodatkowo kultura i reżim treningowy wyniesiony z zapasów, sportu olimpijskiego, na pewno zaprocentują. Snucie wizji na co stać Damiana , to w tej chwili jak wróżenie z fusów, ale były zapaśnik zrobił pierwszy krok w dobrym kierunku.
Borys Mańkowski – zaprezentował się bardzo dobrze z naszym najlepszym zawodnikiem i to mimo zdecydowanie gorszych warunków fizycznych. Co prawda Mamed już nie jest w najwyższej formie, a i miałem wrażenie że do walki też jakoś wybitnie się nie przykładał, ale nie zmienia to faktu, że Mańkowski stoczył wyrównany bój w starciu , w którym skazywany był na pożarcie.
Damian Stasiak – stoczył wyrównany pojedynek z Pedro Munhozem, który może namieszać w kategorii do 135 funtów, a przecież jeszcze niedawno nikt nie pokładał większych nadziei z angażem Polaka w UFC. Sam nie byłem przekonany, że sobie poradzi w najlepszej organizacji na świecie. Damian już jest dobry, a z walki na walkę czyni progres. Może mistrzem nigdy nie będzie, ale w moich oczach osiągnął bardzo dużo.
Peter Sobotta – no kurcze Polak w sumie, ale jednak szlify w MMA zdobywał u naszych zachodnich sąsiadów, więc o ile kibicuję Piotrowi z całego serca, to jednak jego osiągnięcia to nie jest zasługa polskiej myśli szkoleniowej. Mało jest tak przekrojowych zawodników jak Sobotta, a dodatkowo z walki na walkę staje się lepszy i o ile zawsze postrzegałem go jako parterowca, to obecnie jego stójka i zapasy też weszły na najwyższy poziom. Pamiętacie jeszcze walkę Piotrka z Borysem? Mam nadzieję, że mimo wszystko, Mańkowski jednak będzie miał okazję dołączenia i sprawdzenia się w UFC.