Robert Hamer – znany, a w niektórych kręgach wręcz legendarny, łowca boleni. Swoją markę zawdzięcza nie tylko ilości i wielkości łowionych ryb, ale także przynętom, których jest twórcą. Niektóre z nich zrewolucjonizowały podejście do łowienia tych ryb. Ostatnio jakby mniej o Robercie było słychać. Mam nadzieję, że ten wywiad odpowie na niektóre z pytań, jakie sobie stawiają wędkarze pamiętający Roberta z różnych for wędkarskich.
1. Pytanie, którego nie może zabraknąć – czy łowisz tylko na spinning? Może zdarza Ci się lub zdarzało łowić inaczej?
Od kilkunastu lat łowię tylko na spinning lecz zaczynałem po bożemu od spławika – ale takiego wyczynowego. Dzieliłem ten spławik ze spinningiem, ale pomimo wielu miłych wspomnień uważam, że więcej straciłem łowiąc tyczką niż zyskałem w tym czasie. Chodzi mi o rybostan drapieżników który wówczas był w naszych wodach. Łza się w oku kręci. Często po złowieniu masy ryb na przepływankę w oczekiwaniu na ostatni „pekaes”, chwytałem za spinning i w krótkim czasie łowiłem kilka boleni, a nierzadko suma. Każdego wąsa przypłacałem wieloma kilometrami z buta z pełnym ekwipunkiem.
2. Dlaczego bolenie?
Pierwszego bolenia złowiłem oczywiście po zakończonej przepływance ale w oczekiwaniu na prom w Tarnobrzegu. Urzekł mnie jego atak na złotego Kometa z niebieskimi kropkami. Ale to nie ten pierwszy sukces spowodował, że tak się poświęciłem tej rybie. Stało się to następnego dnia kiedy postanowiłem pociągnąć temat, lecz zamiast sukcesu zaliczyłem kubeł zimnej wody. Kolega złowił szybko dwie ryby a moje przynęty obijały się o harcujące rapy. Tu dochodzimy do sedna sprawy. Nastąpiło zderzenie bolenia o wielu obliczach z moją przemożną chęcią zrozumienia, dlaczego…? Przyznam, że większą frajdę sprawia mi rozszyfrowanie kolejnej zagadki, niż połowienie do bólu. Bolenie dostarczają mi te zagadki do dziś.
3. Czy oprócz boleni łowisz jeszcze jakieś inne ryby?
Oczywiście tak i były to takie dosyć poważne romanse z sandaczami, sumami i okoniami. Sandacze łowiłem regularnie w Wiśle i nawet napisałem o tym dwa artykuły. Przyznam jednak, że te wszystkie wiślane sandacze zbledły przy sandaczach z zaporówki. Jak się złowiło jednego dnia rybę 89 i 102 cm to trudno się nie zachłysnąć. To były trzy wspaniałe lata, bo tyle zajęło mięsiarzom wytrzebienie stada podstawowego zanderów z 360 ha. W porę przerzuciłem się na tropienie dużych okoni. Te piękne ryby zawsze mnie pociągały bo repertuar zachowań mają równie bogaty. Po złowieniu wszystkiego co było do złowienia w zaporówce łowiłem je w jeziorze po kopalni siarki. To były kolejne dwa wspaniałe sezony. Niesamowicie trudne łowisko z dnem zrytym prze zwałowarki z masą drzew i krzaków. Okonie upodobały sobie te najbardziej upierdliwe, czyli kolczaste krzaki derenia. Tu przerobiłem kurs super precyzyjnego łowienia na gumy. Sumy to oczywiście Wisła i tzw. tarnobrzeska szkoła ich łowienia, stworzona przez Zbyszka Gila. Co nieco dołożyłem do tej szkoły bo akurat mnie poprawianie dobrego dobrze idzie. Uznałem kiedyś, że takie obowiązujące monotonne prowadzenie Gnoma nie jest optymalne. Zacząłem go podrywać gwałtownie i wyniki się wyraźnie poprawiły. Znowu łza się w oku kręci bo wąsaty na co drugim wyjeździe jest dziś marzeniem ściętej głowy.
4. Często masz okazję łowić poza granicami Polski. Jakie łowiska najchętniej odwiedzasz i dlaczego?
Z coraz lepszym skutkiem zwalczam swoje domatorstwo. Bardzo „pomaga” mi w tym ubożejący rybostan naszych wód. Gdyby nie to zapewne dożyłbym swoich dni nad połaniecką Wisłą. To trudny odcinek bo kupa piachu i trochę wody, a ryby łowi się okresowo, ale to moja woda i moje ryby poznane na wskroś. Z czystej ciekawości pojechałem do Skandynawii, a dokładnie na Allandy. Jak śpiewa Sade Adu, „Never as good at the first time”. I taka była cała podróż i pobyt bo była pierwsza i niezapomniana. Plenery jak z Mordoru i prawie odludzie. Prawie bo jak wypłynęliśmy pierwszy raz z parkingu to z za górki usłyszeliśmy jakże znajome, „Q… miałem” 🙂 ale potem było autentyczne odludzie i ryby. Tu wyleczyłem się z łowienia okoni. Nieopodal przystani brały jak oszalałe garbusy 28-32 cm. Po niecałych dwóch godzinach miało się dosyć. Po powrocie kompletnie przeszła mi chęć do łowienia ich. To taki ujemny skutek ortodoksyjnego C&R. Ale Skandynawia to nie mój azymut. Nie przepadam za łowieniem szczupaków, za zimno a w Szwecjo za dużo Szwedów :). Ciepłe kraje to coś co przyprawia mnie o gęsią skórkę na samą myśl. Jak żartował jeden komik, „ludzie, gdzie ja nie byłem, w Paryżu, w Londynie, NY …” Ja też tak mogę wyliczać gdzie nie byłem i w tej wyliczance będą wszystkie egzotyczne łowiska. Po tym jak powódź zdemolowała najwspanialsze jezioro boleniowe, czyli Jezioro Rożnowskie, szukam podobnej wody. Tak ostatnio wylądowałem nad Słowacką Domasą. Jest tu sporo boleni, ale to nadal nie to czym był Rożnów. Niby łowiska podobne bo równie zabudowane obrzydliwymi domkami, ale zwyczaje ryb są diametralnie różne. Z jednej strony to dobrze, bo jest się w co wgryzać, ale trochę irytuje mnie jak bolenie polują w krzakach niczym okonie. Rożnowskie bolenie miały awersję to brzegów i roślin i to było cudowne. Mimo pewnych felerów Domasa to najlepsza boleniowa zaporówka w okolicy nad którą będę zaglądał.
5. Czy są jakieś łowiska na świecie, które marzysz odwiedzić, a może nawet planujesz się tam wybrać?
O ciepłych krajach już mówiłem więc pozostała Holandia i okolice. Mam sporo korespondencyjnych znajomych wśród wędkarskich dziennikarzy z tych rejonów i sporo wiadomości na temat łowisk. Wprawdzie jest tam mnóstwo boleni ale tylko niektóre są łowne. Prawdopodobnie w dolnych odcinkach rzek żyją największe ryby ale przy tym ogromie wody ustalenie „gdzie i kiedy” rokuje beznadziejnie. Jeśli się zdecyduję tam wybrać to liczę, że znajomi po piórze pomogą w odpowiedzi na to najważniejsze pytanie, a ja już sam ustalę czym i jak.
6. Wiadomo, że w wędkarstwie nie tylko o rekordy chodzi, ale to one rozbudzają wyobraźnie i nakręcają wędkarzy. Mógłbyś pochwalić się okazami, które na daną chwilę są Twoimi życiówkami?
Ilekroć pada temat życiówek to przypomina mi się nasz narciarski mistrz Fortuna. Zdecydowanie wyżej sobie cenie stałą wysoką formę niż łaskę dobrego fartu. Ponad metrowego szczupaka ze Szwecji złowionego z przewodnikiem nawet nie zmierzyłem i nie wiem czy był większy od 111 z Polski. Ale rapiszona złowionego z mega trudnego kanału już zmierzyłem. Zrobiłem to dosyć niedbale, bo te przynajmniej 92 cm starego jak ja bolenia zrobiły na mnie duże wrażenie. To była zasługa tylko moja i mojego analitycznego podejścia do łowienia. Największy z okoni miał 55 cm, sum 186 jeśli dobrze pamiętam. O sandaczu 102 już pisałem.
7. Czy jest jakiś wyjątkowy okaz, którego nie udało Ci się wyholować i do dzisiaj śni Ci się po nocach?
Jest ich całe mnóstwo. Najwięcej sponiewierały mnie sumy. Mam tu w kolekcji kilka niesamowitych przygód. Na drugim miejscu są wiślane karpie które łowiłem namiętnie w ostatnim stadium przepływanki. Miałem też niezapomniane spotkanie z potężnym szczupakiem na malutkim leśnym jeziorze. Ryba była stara i mądra, sytuacja trudna, ja młody i niedoświadczony a wynik przesądzony. Tak, ta historia utkwiła mi najbardziej, a zwłaszcza jej finał. Kiedy zbierałem zdemolowany sprzęt trzęsącymi się rękami z krzaków wyszedł jakiś jegomość w gumowcach i zapytał, „brało coś?” 🙂
8. Robert, według Ciebie jaki jest stan pogłowia bolenia w Polsce i dlaczego jest tak źle?
Jest zły i ciągle się pogarsza. Dla mnie sprawa jest oczywista, to finał braku wywiązywania się PZW z jego podstawowej powinności jaką jest prowadzenie racjonalnej gospodarki na powierzonych wodach. Z drugiej strony przynajmniej bardzo dziwnym by było gdyby dobrze funkcjonowało wędkarstwo w kraju w którym wszystko inne funkcjonuje źle. Tu wkraczamy na teren polityki uważanej przez pożytecznych idiotów za temat zakazany lub niebezpieczny. A przecież czego by się nie tknąć to wszystko prowadzi do polityki. Nawet jak damy sobie wmówić, że nie należy się nią interesować to ona będzie się interesować nami, a zwłaszcza naszymi pieniędzmi. Aby zrozumieć dlaczego jest jak jest trzeba sobie uzmysłowić, że żyjemy w kraju postkolonialnym. Obywatele jak i te podstawione przez okupantów elity były tresowane w wysługiwaniu się najeźdźcom a nie w rządzeniu państwem dla dobra kraju i obywateli. Więc co się dziwić, że za co się nie wezmą to dobrze wychodzi im tylko rozkradanie państwa. Po za tym znanym faktem jest, że najwięcej się upoluje w mętnej wodzie. Stąd ten permanentny brak woli do naprawiania czegokolwiek. Ta sytuacja totalnego bajzlu jest bardzo pożądana dla wielu. Skupmy się tylko na PZW. Po okresie kiedy we władzach lokowali się emerytowani wojskowi i milicjanci którzy chcieli sobie jeszcze trochę porządzić, ich miejsce zajęli wyrafinowani cwaniacy. Niczego nie zmieniają po za technikami czerpania korzyści. Przepowiedziałem to wiele lat temu, że po erze Grabowskich do żłobu dorwą się tzw. wyczynowcy którzy będą się już bawić za nasze pieniądze na całego. W sprawach podstawowych dla jakości wędkarstwa nie zrobili absolutnie nic. Nowy prezes ZG PZW zapowiedział stworzenie centralnej bazy wędkarzy. Wspaniale można by pomyśleć, będzie można wreszcie czyścić związek z różnych mętów wyrzynających ryby. Nie będą mogli przepisywać się do innego koła kiedy wyrzucono ich z poprzedniego za łamanie przepisów. Ale nic z tego, baza ma być bo brzmi fajnie no i wiadomo, informatyzacja… Wędkarz stosujący C&R i kłusol z wędką to dla nich tak samo ukochany sponsor wyjazdów na zawody do wesołych miejsc. A nad wodą po wyrżnięciu szczupaków, sandaczy i sumów wzięto się za ostatniego na liście bolenia. Jak by było mało pamiętna seria wielkich powodzi zburzyła constans trwający w rzekach od wielu lat. Ryby aby się ratować porzuciły swoje rodzime terytoria. Aktualna sytuacja z boleniami przypomina sytuacje ziemi po uderzeniu meteorytu. Mamy tworzenie się nowego porządku na ruinach starego. To proces który potrwa wiele lat. Ryby w nowych terytoriach dopiero nabiorą pewnych nawyków i staną się bardziej przewidywalne. Potworzą się nowe stada tarłowe i miejsca koncentracji. Powódź spędziła najwięcej boleni w dolne odcinki rzek i w dopływy kosztem totalnych pustyń w górnych odcinkach. Powoli zaczęło się to układać ale np. u mnie od ponad miesiąca Wisłą płynie błoto. Obserwuje kolejne przetasowanie. Bez turystyki wędkarskiej nie widzę możliwości łowienia.
9. Czy widzisz szanse na poprawienie tego stanu rzeczy?
Jestem pesymistą bo pesymista to dobrze poinformowany optymista. Ja jestem dobrze poinformowany. Wiem np. że Okręg PZW Tarnów kompletnie się nie przejmuje tym, że powódź wyczyściła z ryb jego obwód na Wiśle. Zapewne nawet o tym nie wiedzą, więc śpią spokojnie. No ale nie wymagajmy od nich za wiele skoro dogadanie się z Okręgiem Tarnobrzeg w sprawie porozumień zajmuje im 6 miesięcy. Równie błogim spokojem popisuje się RZGW. W końcu nadzorują dzierżawców wód. Po powodzi powinni zarządzić odłowy kontrolne aby oszacować destrukcję. Pewnie tego nie robią, bo wiedzą co wyjdzie a nie wiedzą co z tym fantem zrobić. Jeśli miałbym podać coś optymistycznego to pojawienie się dużej ilości powodziowych boleni. Są to ryby z tarła tuż przed powodzią. Te ryby nie migrowały, bo w zalanych terenach pokarmu dla nich nie brakowało. Teraz mają już około 20-30 cm i zaczęły polować. Niestety duża część zostanie zabita bo taka nadwyżka nie przejdzie niezauważona. Miało być optymistycznie a wyszło jak zwykle.
10. Według Ciebie, jak duże bolenie żyją w Polsce i na świecie?
Tu się podeprę wiedzą pozyskaną z rożnych opracowań plus własne przemyślenia. Większość boleni pod koniec życia ma 70+. Co niektóre obdarzone dobrym genem wzrostu osiągają 80+. 90+ to jak stulatek u ludzi. Czy są 100+? Nie wykluczam chociaż mnóstwo doniesień okazywało się pobożnymi życzeniami. Ale długość ryb to tylko jeden parametr. Ciekawsza jest analiza przyrostu masy. Pod tym względem bolenie jeziorowe górują nad rzecznymi. Wiele tu zależy od bazy pokarmowej. Nie wszędzie jest ona odpowiednia. Np. na wspomnianym zbiorniku Domasa młodsze ryby mają problem ze zdobywaniem pokarmu. Ich pokrój przypomina bolenie rzeczne z przerośniętą płetwą ogonową. Ryba 65 cm z tego zbiornika wygląda nędznie, chociaż walczy jak lew. Większe ryby mają pokarmu pod dostatkiem i wyglądają jak rasowe jeziorowce. Zdecydowana większość rekordowych boleni pochodzi z jezior i kanałów wolnopłynących. No ale to oczywiste, zdrowsze środowisko, mniejsze straty energii równa się większe przyrosty. W Polsce sporo dużych ryb pada w Solinie. Niestety ten ogrom wody wyklucza w praktyce złowienie takiego okazu na spinning a te łowione na trolling to, nie oszukujmy się, są dziełem przypadku. Mimo to największy jak na razie boleń o masie 11 kg został złowiony w Odrze. Wprawdzie nie zachowało się zdjęcie tej ryby, ale znając Niemców bez przekonywujących dowodów by takiego zgłoszenia nie zaakceptowali. Dziwić to nie powinno bo Odra ma kapitalną strukturę. Oprócz koryta mnóstwo zatok/jadłodajni o charakterze stawowym. Jest jeszcze tzw. smuga Odry w Zalewie Szczecińskim. Jeśli tam zapuszczają się bolenie aby zapolować na śledzie to nie zdziwiłbym się jak by pływało tam kilka prawdziwych mutantów. Skoro żyją tam mega szczupaki to dlaczego nie mega bolenie?
11. Jak się to ma do obecnego rekordu Polski w boleniu? (8,43 kg i 90 cm)
Obecny rekord Polski wygląda na zdjęciu żałośnie. Wiem jedno, ryba 90 cm aby mieć masę 8 kg musi być wypasiona. Ta ze zdjęcia wygląda cienko. Możemy dochodzić czy to efekt jej potraktowania po złowieniu czy po prostu nie była wypasiona. Jest jeszcze jeden aspekt sprawy. W przyrodzie jest tak, że jak coś szybko rośnie to ma rzadką strukturę. Tak jest np. z drzewami ale też z mięsem ryb. Mimo to mam wątpliwości co do tych 8 kg. Ryba została zaszlachtowana, zrobiono zdjęcie z miarką ale zdjęcia z wagą już nie. Dziwne.
12. Czy łowiłeś bolenie w Odrze?
Łowiłem raz ale to taki króciutki wypad, bo miałem problem z alergią. Kilka Knightów jakie posiadałem błyskawicznie pozjadały szczupaki. Skomentowałem to do śp. Andrzeja Gromadzińskiego, że „macie tu plagę zębaczy”. Dwa dni wcześniej obserwowałem przygotowania do zawodów o puchar jednej z gazet z którego miałem napisać relacje i to co zobaczyłem robiło wrażenie. Pod względem warunków dla ryb, przekładających się na rybność, to Odra jest królową polskich rzek.
13. Robert, Twoje artykuły w sieci oraz przynęty zrewolucjonizowały łowienie boleni w Polsce. Kiedyś presja na te ryby była prawie zerowa. Obecnie jest to chyba drapieżnik numer jeden jeśli chodzi o połowy w Wiśle czy Odrze. Jak zapatrujesz się na tę zwiększającą się presję, która niestety ma destrukcyjny wpływ na pogłowie ryb. Czy nie masz chwil, w których zastanawiasz się czy nie dołożyłeś do tego swojej cegiełki?
Staram się nie popadać w paranoje i zdefiniuje ten problem. Ludzie mający wiedzę i iskrę bożą do tworzenia przynęt powinni je robić. Od dbania o rybostan jest uprawniony do rybactwa na danej wodzie. Straż do egzekwowania regulaminu, którego celem jest utrzymywanie ryb na poziomie umożliwiającym odbudowę strat. Doszukiwanie się winy u projektantów przynęt jest tak samo niedorzeczne jak stawianie zarzutu panu Grabowskiemu, że przez tyle lat prezesowania nie wymyślił żadnego sensownego wabika. Tu dochodzimy do sedna. W odróżnieniu od ryb dobrych przynęt nam nie brakuje, bo działający prywatnie twórcy myślą po nocach jak zrobić dobrą przynętę która odniesie sukces i przyniesie zyski. Taki prezes z PZW o nic się nie martwi, bo nie odpowiada za nic. Moczykije i tak przylecą ze składkami, więc może mieć wszystko w wiadomym miejscu.
14. Jakie są Twoje ulubione przynęty boleniowe?
Moje ulubione przynęty to te same, które lubią bolenie danego dnia w danym miejscu. Mogę powiedzieć którymi łowienie sprawia mi największą frajdę. Od początku przygody z wędką fascynowało mnie łowienie z powierzchni wody. Najpierw były karpie i amury. Brakowało mi takich doznań przy łowieniu na spinning. Do 1992 r myślałem, że łowienie na topwatery to nie w Polsce. W tym roku zaprojektowałem pierwszą swoją przynętę tzw. „Łamańca” . Jeden z egzemplarzy był felerny bo miał otwór na linkę zbyt nisko i zachowywał się jak latawiec. Im szybciej się go prowadziło tym szybciej się wynurzał. I tak powstała cała szkoła łowienia boleni na powierzchniowce. Pomimo, że minęło od tego czasu mnóstwo lat nie uczęszcza do tej szkoły zbyt wielu uczniów. Ci którzy się zapisali są „ugotowani” do końca życia. Znam kilku z nich i cieszę się niezmiernie, że dorzucają do tej metody coraz więcej. Temat jest bardzo rozwojowy, bo niuanse w pracy przynęty i technice łowienia mają ogromne znaczenie. Pewnie zaskoczę wielu ale moim ukochanym dzieckiem w przynętach jest RH Spinnerbait. Uwielbiam tą przynętę i uwielbiam nią łowić.
15. Czy masz jakieś tajne przynęty, które wolisz zachować jedynie dla siebie?
Dołączam się do grupy wędkarzy niechętnych do upubliczniania przynęt i technik łowienia boleni w jeziorach. Z drugiej strony wiem, że regularne łowienie na takich zbiornikach jest za trudne dla przeciętnego wędkarza. Nie znaczy to, że ryby są tam bezpieczne, bo jednak dużo ryb jest ofiarą trollingowców. Nie upubliczniam też najnowszych projektów przed ich premierą. Od dłuższego czasu pracuje nad jerkiem szczupakowym. Niestety największym problemem jest brak łowisk do jego solidnego przetestowania. A jest co testować bo mam aż 3 różne wersje tej przynęty z jednego korpusu. W wielkim skrócie to coś jak Slider. Jest jednak kilka istotnych różnic. Można nim łowić nawet na bardzo dużych głębokościach a zwody jakie robi przy podszarpywaniu są absolutnie odjazdowe. Płynie wszędzie tylko nie do przodu i nie da się przewidzieć gdzie skręci. Myślę, że wypełnia on istotną lukę wśród jerków.
16. Tak w ogóle to, gdzie można i gdzie najlepiej kupować Twoje przynęty?
Przynęty niestety są dostępne tylko online w sklepie producenta www.rhlures.com Walczymy o wyjście z tej mikro manufaktury. Mamy podpisaną wstępną umowę z dużym producentem przynęt, który by wytwarzał je masowo dla nas. Niestety wymaga to sporej gotówki której nie posiadamy. Na własnej skórze przekonaliśmy się , że te wszystkie środki unijne na wspieranie przedsiębiorstw są czystą fikcją i gniazdem korupcji. Wyjaśnię tylko, że staraliśmy się o pożyczkę na rozsądny procent a nie bezzwrotną dotację. Uważam, że takie rozdawnictwo tylko demoralizuje przedsiębiorców. Nie istnieje też system bankowy sensu stricte bo banki to od dawna kasyna hazardowe a nie instytucja wspierające kredytami przedsiębiorstwa.
17. Robert, wszyscy narzekają na PZW, ale mamy w Polsce też innych dzierżawców i rzadko kiedy są oni lepsi od znienawidzonego związku, więc pytanie do Ciebie – jak nie PZW to co?
Słabo znam te prywatne inicjatywy, ale to jak działają jest uzależnione od otoczenia. Wracam do tego co już napisałem, żyjemy w kraju w którym brak jest prawdziwego gospodarza. Totalnie inaczej zachowuje się urzędnik tworzący przepisy na podstawie których będzie można dzierżawić np. jezioro a totalnie inaczej postąpił by prywatny właściciel który by się zdecydował je komuś wydzierżawić. Kapitalnie opisał mentalność ludzką Milton Friedman w książce „Kapitalizm i wolność” dając przykłady różnych rodzajów wydawania pieniędzy. Człowiek wydający swoje pieniądze na siebie zachowuje się racjonalnie. Ale już ten sam człowiek inaczej się zachowuje wydając je na innych. Irracjonalnie zachowuje się wydając nie swoje pieniądze na siebie lub innych. Ludzie władzy zachowują się tak jak by te oczywiste prawdy nie istniały. Jestem zwolennikiem tego aby to państwo dysponowało swoimi zasobami wód i odpowiadało, za ich stan. Wypuszczanie ich w dzierżawę mnoży tylko ilość ludzi zaangażowanych w ich utrzymanie i rozmywa odpowiedzialność. Do zarządzania wodami potrzebna jest minimalna ilość urzędników w skali kraju. Przecież ichtiologów czy straż powinno się zatrudniać na umowy. Ryby na zarybianie powinny pochodzić z przetargów. Należy stworzyć taki ciąg zależności aby wszystkim zaangażowanym w tą opiekę nad wodami zależało = się opłacało dbać. A co mamy? PZW któremu zależy na pieniądzach wędkarzy i za nic nie odpowiadają, RZGW które ma niby je pilnować i kolejnych urzędników pilnujących tych z RZGW. Przecież to chore. Zamiast naprawy tego stanu mamy niekończące się dyskusje nad odpowiedzialnością urzędników. A to, że powinni odpowiadać za to co robią jest jasne jak słońce. Niestety opór rządzących przed odpowiedzialnością jest ogromny a PZW to bękart tej niechęci, i to jest największy problem.
18. Mi się wydaje, że problem leży też po naszej stronie, czyli w mentalności wędkarzy, a nie tylko po stronie dzierżawców. Czy myślisz, że kiedyś to się zmieni? Jakie są grzechy główne “wędkarza polskiego”?
Ludzie zachowują się racjonalnie tylko jeśli nie mają innego wyjścia. Niemcy nie rodzą się z karnością. Jest ona w ich kulturze bo została kiedyś wymuszona prawem. Utrwaliła się i funkcjonuje. Ale zdemoralizowanie ich zajęło by dużo mniej czasu w myśl przysłowia, że „nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa jeśli się będzie postępować cierpliwie i metodycznie”. Wiara w to, że uda się poprawić wszystko oddolnie jest naiwnością i stratą czasu. To co się dzieje w kraju wymusiło zamknięcie się rodaków w indywidualnych strategiach przetrwania. Każdy chce się nagromadzić ile się da i nic więcej go nie interesuje. Ja doceniam te oddolne próby tworzenia społeczeństwa obywatelskiego ale marnie widzę ich szanse kiedy władza jest zainteresowana w rozbijaniu takich inicjatyw. Dużo łatwiej się rządzi społeczeństwem zatomizowanym bo nie jest ono zdolne do jakiegokolwiek oporu. Można sobie wówczas pozwolić na bardzo dużo, czego właśnie doświadczamy.
19. Robert, kiedyś byłeś bardzo aktywny w sieci, jednak od jakiegoś czasu “zniknąłeś”. Jest jakiś konkretny powód?
Nie mam czasu na przebijanie się przez oceany głupoty w poszukiwaniu czegoś wartościowego. Jestem w sieci od 1998 r i najzwyczajniej pewne rzeczy mnie męczą. Poza wykorzystywaniem komputera do projektowania, montażu filmów, używam go przede wszystkim jako lektora wybranych tekstów. Bo ja mam mnóstwo zainteresowań, do których jeszcze doszła fascynująca kosmologia i fizyka kwantowa. Dyskusje o rybach prowadzę tylko z kilkoma osobami, które wiedzą o czym ja mówię a ja wiem o czym oni mówią. Po za tym pisze od czasu do czasu do obcojęzycznych gazet. Taka aktywność mi wystarcza i na tyle pozwala mi czas.
20. Pytanie, którego sobie nie mogę odmówić 🙂 Jesteś kontrowersyjną postacią i niełatwym rozmówcą. Ja już dawno przyjąłem zasadę, że unikam jak ognia wszelkich dyskusji z Tobą na tematy nie związane z wędkarstwem. Mimo że w wielu tematach się zgadzaliśmy, to nieliczne sporne kwestie wzbudzały sporo emocji. Stąd pytanie – czy zdarza Ci się czasami zmienić zdanie, czy może zawsze twardo stoisz za swoim bez względu na argumenty? 🙂
Określenie „kontrowersyjny” aktualnie służy za obelgę więc musze się pochylić nad tym przymiotnikiem. Ustalmy na wstępie, że te kontrowersje dotyczą ogólnie moich poglądów politycznych. Na pewno jestem nonkonformistą bo konformizmem się brzydzę. Moje poglądy są pod włos z poglądami większości. Za dużo wiem i za dużo przeżyłem aby się dać programować mediom jak robi to większość. Zbyt dobrze pamiętam jak jeszcze niedawno ci co urabiają tzw. „młodych wykształconych…” wmawiali nam jaki to cymes ten socjalizm. Jak by tego było mało z zachodu atakowały nas te lewackie brednie pod postacią ruchu hippiesowskiego. Wiem z historii, że na tej socjalistycznej drodze do komunizmu, raju na ziemi, życie straciło prawie 100 milionów ludzi. Dziś zmieniono śpiewkę, że kto nie z Europejczykami ten ciemnogród itp. Gdybym wiedząc to wszystko dal się urobić jak małe dziecko wystawiłbym sobie świadectwo kompletnego skretynienia. W odróżnieniu od większości wiem, że prawdziwa linia podziału przebiega między społeczeństwem a władzą. Jako przedstawiciel tego pierwszego mam bardzo krytyczny stosunek do wszelkiej władzy. Aby takich jak ja było jak najmniej władza dzieli i szczuje ludzi na siebie odwracając ich uwagę od prawdziwych celów. A ta władza to dokładnie pokolenie byłych hippiesow realizujących „marsz przez instytucje”. Ich największe „sukcesy” to doprowadzenie do zapaści gospodarczej USA i Europy. Skutecznie niszczą podstawę potęgi tej części świata jaką była cywilizacja łacińska. Bo teraz wojna o umysły ludzi rozgrywa się na płaszczyźnie kulturowej, po tym jak klapę poniosły wszystkie krwawe lewackie rewolucje. I co ja mam tu niby zmieniać w swoich poglądach? Mam zacząć wychwalać, że władza zabiera nam ponad 70% tego co zarabiamy a potem po odliczeniu „kosztów własnych” oddaje nam na to co uważa, że jest dla nas najlepsze? Klaskać jak powstaje kolejna tajna służba zajmująca się inwigilacją obywateli? Czuć się bezpiecznie po kolejnym ograniczeniu nam swobód? Kto chce niech to robi, ale beze mnie.
21. Wracając do przyjemniejszych tematów – jakie są Twoje plany na obecny sezon, może postawiłeś sobie jakieś specjalne cele?
Marzę o tym aby wpaść jeszcze nad Domasę z kolegami i to wszystko. Sprawdziły się moje złe prognozy, że po suchej zimie mamy ulewne lato. Przez moją Wisłę przetacza się lawina błota jedna za drugą. Praktycznie nie ma łowienia. Warunkiem udanej jesieni jest niżówka pod koniec sierpnia, na którą nie ma już szans. Nie będzie wędrówki ryb na zimowiska, nie będzie lokalnych zgromadzeń i nie będzie łowienia. Uganianie się za pojedynczymi rybami kompletnie mnie nie bawi i nie mam na to czasu. To jest najgorszy sezon od 29 lat kiedy to zacząłem łowić. Szkoda bo planowałem zrobić kolejny film z wykorzystaniem nowych urządzeń do filmowania. Może za rok?
22. Każdy z nas ma swoje wędkarskie marzenia i żyje nadzieją, że pewnego dnia spotka się z tą wymarzoną … rybą. Jakie wędkarskie marzenia ma Robert Hamer? 🙂
Caraiby i tarpony na topwatery 🙂
23. I tego Ci Robercie z całego serca życzę. Dziękuję też za bardzo treściwy wywiad. Rzadko spotyka się osoby bezpośrednie na tyle, aby mówić to co na prawdę myślą. Szacunek szczególnie za to, że potrafisz wygłaszać mało popularne poglądy i nie przejmujesz się tym “co ludzie powiedzą”. Mimo, że sam staram się też tak postępować, to wychodzi mi różnie, więc trochę Ci tego zazdroszczę 😉
Dzięki.
Świetny wywiad!
Robert jest mega gosciem, bardzo otwarta i przenikliwa glowa. A jego gumy RH10 sprawily ze lowinie boleni w moim przypadku stalo sie rzeczywistoscia.
Świetny i trzeźwy obraz naszych realiów 🙂
Pozdrawiam Krzysiek Poniewierski (K-Pon)
Pierwsze gumy RH kupiłem gdy jeszcze były robione jako główka+ogonek, długo uczyłem się łowić tą przynętą. Nie żałuję ani minuty poświęconego na nie czasu.
Bardzo konkretny gość, mądrze i rzeczowo mówi. Dla mnie Robert Hamer to jeden z wędkarskich autorytetów, zaraz obok M.Szymańskiego.
Dla mnie osobiście Robert to prawdziwy mistrz. Zawsze z przyjemnością dzielił się ze mną swoją wiedzą dotyczącą połowu boleni jak i fotografii. Lekcje Roberta to najlepsza lokata jaką mogłem otrzymać jako boleniarz. Dzięki Robertowi zmienił się mój obraz postrzegania bolenia jako gatunku, oraz podejścia do niego w kwestiach sposobów połowu.
Świetny wywiad 😉
PS. Udało mi się niedawno poprawić wynik w szczupaku na 128 cm 🙂 Ryba z Polski i oczywiście na spinning. Fotka ryby http://www.rhlures.com/rh/128.jpg
Uuu Panie … konkret ! A jeszcze rok temu wspominałeś mi, że TAM nie ma ryb 🙂
p.s. Dzięki za fotę !
Zdania nie zmieniłem bo jest ich mało, z roku na rok coraz mniej i same duże. Jak mają do jedzenia tylko karasie i wzdręgi 1- 1,5 kg to nie dziwota. Jezioro piękne i dlatego postanowiłem powalczyć o wprowadzenie na nim C&R. Szanse są duże bo nie zależny to od PZW. Po za tym mam dar przekonywania i dużo ciężkich argumentów. Jak byłeś łaskaw zauważ w wywiadzie, ciężko mnie przegadać 🙂
Trzymam kciuki żeby się udało.
Brakuje nam w Polsce wód z wielkimi rybami, dlatego trzeba chronić te nieliczne perełki.
To jest KTOŚ.