Pandemia zablokowała większość zawodów w Europie i przez cały 2020 praktycznie wszystkie duże imprezy się nie odbyły. Nie inaczej było w przypadku Perchmanii, czyli największych okoniowych zawodów w Wielkiej Brytanii. Na szczęście wszystko powoli wraca do normy i zaległe zawody odbyły się w czerwcu 2021. Tak jak przypuszczałem, to nie okonie dominowały na wędkach …
Formuła zawodów jest prosta – zespół stanowi dwóch wędkarzy i do wyniku liczy się 6 największych okoni złowionych podczas dwóch dni zmagań. Wydawać by się mogło, że nie powinno być problemów ze złowieniem kompletu, ale to bardzo złudne. Zbiornik Grafham słynie z dużych ryb, ale także ze swojej kapryśności. Powroty o kiju to chleb powszedni stałych bywalców tej wody. My jednak liczyliśmy, że nie tylko złowimy komplet, ale także że będą to przyzwoite ryby. Nie zakładaliśmy konkretnego miejsca w zawodach, ale po prostu chcieliśmy dobrze połowić.
Dzień zaczęliśmy od moich bankówek, ale o dziwo nie zaliczyliśmy nawet brania. Za to kolega trzasnął dobrego sandacza na małą gumkę i delikatny okoniowy kij.
Nie był to dobry znak, więc popłynęliśmy dalej. W końcu na jednej ze znanych mi met trafiam garbuska 37 cm. Pierwsza ryba zaliczona ! Niestety okonie szybko zniknęły i pojawiły się sandacze, które skutecznie waliły nam w przynęty. Po kilku 70akach popłynęliśmy szukać szczęścia w dość odległych miejscówkach i niestety mocno obleganych. Jednak tam zawsze są ryby, więc mimo że nie lubię tłumu to postanowiliśmy spróbować. Była to bardzo dobra decyzja, bo dość szybko złowiliśmy dwa grubaski: 45 i 46 cm.
Potem brania ustały i mimo różnych kombinacji, nie powiększaliśmy swojego dorobku punktowego. Postanowiliśmy na koniec dnia opłynąć ponownie moje mety. Okazało się to dobrą decyzją, bo trafiliśmy 20 minut fajnego żerowania. Najpierw Marcin szybko wyjął 34 i 45, a potem ja poprawiłem grubasem 48 cm. Tak się uwijaliśmy z łowieniem, że nawet nie zrobiliśmy zdjęć największej rybie 🙂
To był koniec dnia pierwszego, a więc udało nam się dość szybko wypełnić kartę z wynikiem 255 cm co dawało nam 4 pozycję. Cel na drugi dzień – złowienie 2 dużych okoni i zastąpienie nimi trzydziestaków.
Cel i łatwy i trudny. Z jednej strony to tylko dwie ryby, a z drugiej okonie były już przekłute i popłoszone. Dodatkowo czekała na nas bezwietrzna pogoda i totalna lampa. No i nie było łatwo 🙂
Pierwsze miejsca nie dały nam nawet brania. Popłynęliśmy więc ponownie w tłum i tam się zaczęło. Najpierw Marcin wyholował 46 cm, a potem ja … zerwałem okonia z woblerem :/ Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak do tego doszło, ale wszystko wyjaśniło się później. Na szczęście wobler wypłynął, a więc pasiak się uwolnił z kolczyka. Dowiązałem przynętę i za jakiś czas udało mi się złowić pięknego garbika 47 cm.
Nie minęło dużo czasu i znowu mam fajne branie. Zacinam i plecionka ponownie luźno zwisa. WTF ?
Patrzę na plecionkę i nie widzę, żeby była sfatygowana, ale w tym momencie dociera do mnie, że przecież przesiadłem się tego dnia na wędkę sandaczową (mojego starego Fenwicka). Tyle, że nadal łowiłem na dość cienką okoniową pletkę, a odruch mocnych sandaczowych zacięć pozostał. Tym razem wobler nie wypłynął 🙁
Z tymi dwoma okoniami wskoczyliśmy na chwilę na pierwsze miejsce ! Potem zostaliśmy zepchnięci na drugie i prawie do samego końca dnia na nim się utrzymaliśmy. Jednak ostatnia godzina to był ostry finisz kilku ekip i mimo naszych usilnych starań, spadliśmy na pozycję czwartą, ze stratą tylko jednego centymetra. Spory niedosyt, ale po analizie byliśmy jednak bardzo zadowoleni z wyniku, a prawda jest taka, że zespoły które nas wyprzedziły w pełni na to zasłużyły.