Nie potrafię łowić szczupaków na zawodach. Całe życie ganiałem jedynie duże jesienne sztuki i łowienie na zawołanie średniaków to zupełnie nowa rzecz dla mnie, ale nie zraża mnie to, a wręcz przeciwnie – zapewnia sporo frajdy. Coś nowego, jakieś wyzwanie. Dlatego z wielką radością przyjąłem zaproszenie na zawody Pike Maniacs Elite, które po raz pierwszy odbyły się w formule zespołowej.
Zawody były dwudniowe i odbyły się na zbiorniku Pitsford, na którym może pływać maksymalnie 25 łodzi jednocześnie, a więc liczba zespołów była ograniczona. Z tego powodu organizator zaprosił jedynie wędkarzy, którzy osiągali dobre wyniki w zawodach w latach ubiegłych. Na szczęście zapracowałem na swój występ podczas poprzednich edycji Lake Challenge, a więc spokojnie mogłem dać plamę podczas łowienia szczupaków 🙂
Jako partnera w zespole miałem Michała, z którym miałem już okazję łowić podczas Predator Battle Ireland. Wtedy poszło nam średnio, ponieważ nie trafiliśmy na duże szczupaki, ale tym razem planowaliśmy choć trochę sobie odbić. Szczególnie, że w przeciwieństwie do irlandzkiej wycieczki na kompletnie nieznaną wodę, tym razem przyszło nam walczyć na niedużym zbiorniku, który trochę ogarnialiśmy.
Zasady były skomplikowane, aczkolwiek dla ludzi którzy oglądali „Fly vs Jerk”, nie powinny stanowić problemu. Były trzy kategorie:
1. Liczba szczupaków
2. Top 5
3. Największa ryba
W każdej kategorii można było zdobyć każdego dnia maksymalnie 20 punktów, czyli zespół który złowił najwięcej szczupaków dnia pierwszego dostawał 20 punktów, drugi 19, trzeci 18 itd.
Analogicznie z Top5 i największą sztuką. Tak więc jeśli jakiś team zgarnąłby całą pulę to z dwóch dni miałby 120 punktów.
Pierwszego dnia nie kombinowaliśmy – uderzyliśmy na najbardziej popularne mety prosto w tłum. Chyba niekoniecznie była to dobra decyzja, bo o ile ryby łowiliśmy to jednak pozostawaliśmy w tyle za najlepszymi teamami, które gdzieś pływały na uboczu. Jednak dłubaliśmy i prawie udało nam się wyholować potężną mamuśkę 110+. Niestety dwie próby podebrania, a w zasadzie przytrzymania ryby przy łódce, się nie powiodły i ryba się spięła. Na jakiś czas straciliśmy motywację, ale łowiliśmy dalej. Na poprawę humoru udało mi się wyjąć dobrą zawodniczą sztukę na 93 cm.
Popołudniu zaczęliśmy szukać bardziej kameralnych miejsc i to był bardzo dobry ruch, bo systematycznie wpadały nam punktowe ryby. Co prawda już żadnego byka nie złowiliśmy, ale ostatecznie skończyliśmy dzień z 51 punktami na drugim miejscu. Team który prowadził zgarnął całą pulę z dnia pierwszego, czyli 60 punktów, a przy okazji wyjęli piękną szczupaczycę na 113 cm !
Drugiego dnia mieliśmy inną taktykę i po prostu postanowiliśmy obławiać po kolei wszystkie miejsca z dnia pierwszego, a potem pływać po nowych metach. Taktyka sprawdziła się świetnie, bo o ile nie znaleźliśmy żadnych zgrupowań, to systematycznie coś wyciągaliśmy. Zazwyczaj poprawialiśmy miejscówki po innych zespołach, ale w niczym to nie przeszkadzało i cały czas punktowaliśmy.
W okolicach południa poczułem, że mamy szansę na zwycięstwo – mieliśmy dwie ładne ryby 100 i 91 cm oraz sporo mniejszych. Oczywiście to są tylko ryby i wszystko mogło się zdarzyć, ale złapaliśmy wczutkę i prawie wszystko nam wychodziło. Nawet ryby nam nie spadały, tak jak dnia pierwszego.
Pod koniec dnia, gdy sprawdziłem wyniki w aplikacji, byłem już praktycznie pewien zwycięstwa. Liczyłem jedynie, że nasze zaprzyjaźnione teamy też znajdą się na podium … i tak też się stało 🙂
Ostatecznie zrobiliśmy w sumie 110 punktów (51 + 59) i ze sporym zapasem udało nam się wygrać. Zawsze musi być ten pierwszy raz … mówię w kontekście zawodów szczupakowych 😉