Środek lipca to czas suma, a więc nie zaprzątam sobie głowy sandaczami. Pewnie gdyby ich było tyle co kiedyś, wtedy miałbym inne priorytety, ale jest jak jest … w Wiśle zostały tylko sumy. Nie ma jednak co marudzić i trzeba łowić wąsacze, bo przy obecnej presji niedługo i one będą rzadkimi gościami na naszych zestawach. Przypuszczam, że gdybym spędzał tyle czasu za pieskami co za sumami, to pewnie dłubałbym niedobitki, ale ja nie jestem cierpliwym wędkarzem 😉 Zresztą pewnie i tak miałbym więcej brań kijan, co kończyłoby się mocnymi łomotami. O ilości sandaczy w Królowej świadczy ilość tych ryb złowionych przez nas w trollingu – przez cały lipiec złowiliśmy „aż” dwie sztuki …
Czasem trafia się dzień, w którym pojawia się nadzieja, że może nie jest tak źle. Niestety po głębszej analizie szybko dochodzimy do wniosku, że jest to moment intensywnego żerowania sandaczy, podczas którego walą we wszystko co się rusza. Na dobrym łowisku wyjęlibyśmy w tym czasie pewnie kilkadziesiąt ryb, a u nas … zalicza się kilka brań.
Taki wypad zaliczyliśmy w lipcu. Wyjątkowy pod tym względem, że w końcu jakieś sandacze szarpnęły naszymi wędziskami. Najpierw miałem branie, a po godzinie nawet udało się zaciąć sporego pieska, który spadł już dość blisko łodzi. Jako przerywnik zaliczyliśmy dwa małe sumki, a w końcu wziął ON. Branie sandaczowe, początek holu sandaczowy, aż nagle ryba odjechała na sumowym zestawie. Oczywiście był to krótki odjaździk, ale dość zaskakujący, ponieważ cały czas byłem przekonany, że mam sandacza, a hamulec mam bardzo mocno dokręcony. Czyżby jednak mały sumek? Niemożliwe, za mało dynamiczna ryba. Szybko wątpliwości zostały rozwiane – na powierzchni pojawił się wielki łeb sandacza. Metrówa ! Taka była moja ocena, jak i kolegi.
Mierzenie i zaskoczenie … dziewięćdziesiątak. Hmmm mam już kilka takich ryb na rozkładzie i żadna nie zrobiła takiego wrażenia. Takie same odczucia miał kolega. To chyba potężny łeb i kark nas zmyliły. Nie ma co marudzić, a jedynie cieszyć się, że jeszcze takie wielkie niedobitki w Wiśle pływają.
Tego dnia zaliczyłem jeszcze 2-3 brania sandaczy, ale żadnego nie udało się zaciąć. Za to popołudniu obudziły się sumki i wyjęliśmy dwa: 120 i 160 cm oraz jeden kaban poszedł nam w zwalone drzewa 🙁
Pod wieczór kolega podsumował dzień wąsaczem 190 cm 🙂
P.S. Kolejny medal w Hlehle Challenge zaliczony 😉