Piotr Piskorski – właściciel firmy Salmo, ichtiolog z wykształcenia i jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich wędkarzy. Piotr znany jest z olbrzymiego doświadczenia w połowach szczupaków i pstrągów.
1. Piotrze, dziękuję że znalazłeś chwilę na rozmowę. Doskonale zdaję sobie sprawę jak bardzo zabieganą osobą jesteś. Własny biznes pochłania zapewne mnóstwo czasu, a tu jeszcze trzeba jeździć na ryby 🙂 Zacznijmy standardowo – tylko spinning i mucha, czy może zdarza Ci się łowić inaczej?
Właściwie łowię wyłącznie na spinning. Niestety taką mam pracę. Wymyślam, projektuję i produkuję przynęty spinningowe. Chcąc robić dobrze to co robię, muszę wciąż doskonalić swoje umiejętności w tym zakresie, ale też sprawdzać pomysły w praktyce. Poza tym ciężko byłoby mi przekonywać wędkarzy do swoich pomysłów, jeśli nie miałbym doświadczenia w temacie. Wędkarze bardzo szybko wyczuwają „ściemniacza” czy tzw. „internetowego mistrza”. Często z żalem spoglądam na stojące w kącie muchówki i obiecuję sobie, że w kolejnym sezonie poświęcę tej metodzie chociaż kilka dni sezonu. Niestety najczęściej kończy się na zamiarach. Bardzo lubię metodę muchową zarówno w połowie pstrągów jak i szczupaków. Nawiasem mówiąc moim zdaniem w obu przypadkach jest to metoda skuteczniejsza od spinningu.
2. Jesteś znanym łowcą pstrągów i szczupaków. Czy oprócz tych dwóch gatunków, są jeszcze jakieś, które darzysz sympatią?
Nie bardzo mam czas na doskonalenie umiejętności w połowie innych gatunków. Staram się łowić te ryby, na które robimy przynęty. Często mówię, że ja zawsze na rybach jestem w pracy. Wielu kolegów nie bardzo to rozumie. Efektem takiego podejścia jest z jednej strony konieczność dopasowania swoich preferencji do potrzeb firmy (rynku wędkarskiego), ale plusem jest możliwość podróżowania i poznawania nowych łowisk, technik wędkarskich i świetnych wędkarzy od których zawsze staram się czegoś nauczyć. Gdybym mógł wybierać bez wątpienia łowiłbym wyłącznie pstrągi. Fantastyczne są też musky, ale to trochę daleko …
3. Często masz okazję łowić poza granicami Polski. Jakie łowiska najchętniej odwiedzasz i dlaczego?
Najczęściej od lat jestem w Szwecji. Chociaż jakość łowisk w tym kraju dramatycznie spada z roku na rok, nadal pozostają one o niebo lepszymi niż nasze krajowe. Mówię oczywiście o łowiskach szczupakowych. Szczupak to jak wiadomo spinningowa ryba nr 1 w Europie a ja jestem w pracy …
4. Zwiedziłeś kawał świata z wędką w ręku. Który wyjazd wspominasz najmilej, a który wolałbyś wymazać z pamięci?
Wiele było wspaniałych wyjazdów, które wspominam chętnie do dziś. Do najciekawszych zaliczę z pewnością wyjazdy na musky na Lake of the Woods w Kanadzie i oczywiście wspaniałą, niepowtarzalną i niezastąpioną Nową Zelandię z jej dzikimi pstrągami.
Były też oczywiście wyjazdy nieudane, ale w sumie niewiele. Często tym, którzy głośno wyrażają zazdrość słysząc o mojej pracy, opowiadam krótką historię z USA. Czekaliśmy wtedy 2 dni na brzegu jeziora Rainy na ekipę TV, którą spotkała cała seria nieszczęśliwych przypadków w drodze na spotkanie z nami. Oni mieli łodzie, więc byliśmy zmuszeni z brzegu obserwować wielkie szczupaki polujące poza zasięgiem rzutów. Kiedy do nas dotarli z 3 zaplanowanych dni filmowych został jeden i pół. Zaraz na początku 3 duże ryby obcięły naszym kolegom woblery, ponieważ upierali się, że przypon jest zbędny. Potem oczywiście złowiliśmy sporo ładnych ryb – szczupaków i bassów, ale okazał się, że i tak ¾ materiału jest do śmieci z uwagi na awarię kamery.
5. Czy jest jakieś miejsce na świecie, które marzysz odwiedzić, a może nawet planujesz się tam wybrać?
Marzę o wszystkich miejscach, w których można połowić wielkie, dzikie pstrągi. Trzeba powiedzieć, że zostało takich miejsc jeszcze wiele do odwiedzenia. Chile i Argentyna, Islandia, wiele łowisk w USA no i oczywiście pozostałe 290 rzek w Nowej Zelandii, których nie zdążyłem zobaczyć.
6. Wiadomo, że w wędkarstwie nie tylko o rekordy chodzi, ale to one rozbudzają wyobraźnie i nakręcają wędkarzy. Piotrze mógłbyś pochwalić się okazami, które na daną chwilę są Twoimi życiówkami?
Kiedy zaczynałem swoją przygodę ze spinningiem polowałem na wszystkie gatunki. Z tamtego czasu pochodzą moje rekordy bolenia 73cm i sandacza 85cm. Moje „polskie” rekordy potokowca to 67cm, a szczupaka 130cm. W Nowej Zelandii złowiłem większego potoka – 73cm, ale tam to trochę – jak sam wiesz tylko trochę – łatwiejsze. Z ryb „zagranicznych” najbardziej dumny jestem z musky z Lake of the Woods. Miał długość 51 cali czyli około 130cm.
7. Czy jest jakiś wyjątkowy okaz, którego nie udało Ci się wyholować i do dzisiaj śni Ci się po nocach?
Aż tak bardzo nie przeżywam już wędkarstwa. To bez wątpienia minus mojej pracy. Trochę mi to wszystko powszednieje. Już nie jest tak, jak kiedyś, że nie mogę spać przed wyjazdem na ryby. Trochę szkoda mi tych wspaniałych czasów! Żałuję oczywiście paru ryb, które mi „spadły” w trakcie holu. Miałem kilka pstrągów powyżej 70cm a wyjęcie takiej ryby w Polsce jest dla mnie marzeniem. To było jednak tak dawno temu, że nie jestem pewien, czy mi się nie śniło! ;o)
Jedną przegraną potyczkę będę jednak pamiętał bardzo dokładnie. Było to w roku 1982 … czyli zaraz po wyginięciu dinozaurów. Łowiliśmy wtedy z przyjacielem w niewielkim jeziorku koło Olsztynka o nazwie Okomin z małego pontonu Zefir. Pewnie mało kto pamięta ten wyrób łódkopodobny. W każdym razie gdy dwóch facetów wlazło do niego to jeśli maksymalnie podkurczyli nogi, to mogli jedynie postawić przed sobą niewielki plecak i już nie było miejsca na tzw. podłodze! Po godzinie nogi drętwiały na beton. Było to jeziorko owiane legendą olbrzymich szczupaków i okoni. Ja już wtedy miałem szajbę na punkcie dużych ryb i bardzo rzadko łowiłem na „normalne” przynęty. Tego dnia rzucałem błystką obrotową, której nazwy teraz nie pamiętam. Był to wyrób warszawskiej firmy Sum będący kopią Meppsa Giant Killer (czyli Longa nr 5). Nawiasem mówiąc ciągle wydawało mi się wtedy, że to za mała przynętą na szczupaka moich marzeń ale niestety na rynku nic większego nie było! Zaczęliśmy więc później sami robić „porządne” rozmiary … pozwolisz, że wspomnę nazwy – Pershing 7 i 8, Sieczkarnia 10 … to były dopiero obrotówy! Ale to już zupełnie inna historia! Tego dnia na moim wędzisku marki Polsping o masie około kilograma (pełna, szklana „pała”), na końcu żyłki 0,45mm i przyponu stalowego wisiała wspomniana obrotówka Suma. Muszę też nadmienić o kotwicy. Cóż, jej wielkość była prawidłowa – około 4/0. Niestety w tych czasach dobre kotwiczki były prawdziwym skarbem. Tak samo zresztą jak inne elementy wędkarskiego sprzętu. Kotwiczka więc, jak i inne części błystki były wytworem polskiego rzemiosła. Jej ramiona wykonane z drutu o grubości półtora milimetra mimo moich usilnych zabiegów nie dały się za bardzo naostrzyć! Zakotwiczyliśmy naszą jednostkę pływającą na stoku podwodnego garbu, który odchodził na ponad 100m w jezioro. Jego krawędzie opadały z jednej strony łagodnie do 5m a z drugiej dość ostro na 10 – 12m. Tam właśnie posyłałem swoją przynętę wyobrażając sobie ogromnego, omszałego (to był zawsze dość istotny szczegół) szczupaczora! Po kolejnym przestawieniu pontonu stanęliśmy szczycie garbu, około 120m od brzegu. W kolejnym rzucie obserwowałem drgającą w rytm obrotów błystki żyłkę, która wychodziła już niemal pionowo z wody. Błystka była więc około 5 – 6m ode mnie. W tym momencie coś gwałtownie zatrzymało ją, a ja odruchowo wykonałem zacięcie! Przez chwilę pomyślałem o zaczepie. To zatrzymanie nie przypominało bowiem żadnego brania, które do tej pory miałem ani nawet sobie wymarzyłem! Po sekundzie jednak COŚ ruszyło z miejsca. Nie był to jednak żaden majestatyczny odjazd, jakiego można się było spodziewać po czymś tak „zawiesistym”. COŚ po prostu skoczyło do przodu obracając nas w pontonie jak wichura listek brzozowy na powierzchni wody! Spojrzeliśmy na siebie z kolegą i nie mogliśmy z siebie wydobyć słowa. Mieliśmy wtedy zwyczaj krwisto-mięsiście komentować każdy hol. Ten tu jednak był tak niezwykły, że po prostu słowa zamarły nam w gardłach! W sumie nie ma o czym zbyt długo pisać. Wszystko trwało pewnie nie więcej niż 10 sekund. W tym czasie jednak ryba obróciła nas z całym pontonem jeszcze kilka razy próbując odjechać w jezioro. Za każdym razem jednak zatrzymywała ją kotwica nieźle usadowiona na dnie oraz mój sprzęt – wygięta w pałąk wędka i dokręcony ma „maksa” hamulec. Do dziś zastanawiam się co to było! Nigdy później nie miałem w wodzie słodkiej do czynienia z taką dziką furią, prędkością i siłą jednocześnie. Nie był to raczej szczupak. Jeśli jednak był to okoń to musiał ważyć ponad 5kg! Zresztą nie łowiłem nigdy wielkich okoni, jedynie takie do 1kg, więc trudno mi porównać. Taka zagadka!
8. Piotrze, według Ciebie jaki jest stan pogłowia szczupaka w Polsce i dlaczego jest tak źle?
Oczywiście jest źle. Chociaż jeśli spytasz rybaków na Wielkich Jeziorach to pewnie powiedzą, że dobrze! Prowadzą jednak oni gospodarkę opartą na zupełnie innych preferencjach. Dla rybaków najciekawszym rozmiarem szczupaka jest ryba 0,5 – 1,5kg, bo taka najlepiej się sprzedaje. W myśl prostego dążenia do zaspokojenia popytu robią więc wszystko, aby te drapieżniki odłowić zanim przekroczą 2kg. Zarybienia są duże, a więc i odłowy duże. Rybacy jednak w większości jezior tak się wyspecjalizowali, że dla wędkarzy zostaje niewiele.
Co do pozostałych wód to powody są wszystkim znane. Przede wszystkim brak wyraźnego planu ochrony naszego najważniejszego drapieżnika, który w każdym ekosystemie nie tylko pełni rolę „lekarza”, ale również jest ważnym elementem systemu naturalnego „biooczyszczania”. Polega to na wyżeraniu nadmiaru drobnicy. Jeśli brakuje drapieżników, drobnica wyjada cały zooplankton a to powoduje nadmierny przyrost fitoplanktonu, zmniejszenie przezroczystości wody, zanik roślinności i degradację jeziora! Nasi rybacy proponują tzw. odłowy odchwaszczające. Wiadomo, że trudno jest wtedy powstrzymać naturalną żądzę pozyskania mięsa. Wyławiane są więc nie tylko gatunki mało cenne, ale również drapieżniki, które powinny być pod całkowitą ochroną! Wystarczyłoby jednak wprowadzić w życie całkowity zakaz zabijania drapieżników – w większości wód właśnie szczupaków. Chronić tarliska, być może na początku dorybiać. Zwłaszcza tam, gdzie tarliska zanikły. Sytuacja powinna poprawić się w ciągu kilkunastu lat. Chociaż w naszych warunkach wiele jezior jest już tak zdegradowanych, że pomóc mogą chyba tylko intensywne zabiegi chemiczne. W każdym razie Holendrzy po wojnie mieli sytuację nieco podobną. Mnóstwo mało przejrzystej, pełnej białorybu wody. Zakazali zabijania szczupaków, a pierwsze oznaki poprawy czystości wód obserwowali już po 20 latach. Teraz mają łowiska bardziej rybne od jakichkolwiek w Europie o bardzo dobrej przejrzystości. Co prawda daleko im do urokliwych krajobrazów Szwecji czy Irlandii …
9. Czy widzisz szanse na poprawienie tego stanu rzeczy?
Po pierwsze nasze władze – nie tylko zarządzające wodami, muszą zrozumieć, że drapieżniki pełnią w przyrodzie bardzo ważną rolę. Dlatego też należy je intensywnie chronić i to nie tylko na papierze. Ponadto oczywiście musi się radykalnie zmienić sposób patrzenia samych wędkarzy na wędkarstwo i ryby. Nie jestem ortodoksyjnym wyznawcą ideologii Złów i Wypuść. W wielu wodach można a nawet trzeba zabierać ryby na kolację. Niestety jeśli chodzi o drapieżniki to w naszym kraju powinien do odwołania zostać wprowadzony całkowity zakaz zabijania. Póki co byłbym szczęśliwy jeśli udałoby się przeforsować chociaż górne wymiary ochronne. Dla szczupaka proponowałbym np. 90cm. Pozwoliłoby to ochronić największe samice – bazę najwydajniejszych reproduktorów o najkorzystniejszym genotypie (najszybciej rosnących a więc najlepiej przystosowanych do środowiska). Widać oczywiście i u nas rosnącą świadomość wędkarzy, szczególnie młodych. Bez wątpienia jednak do radykalnej poprawy jeszcze nam daleko.
10. Nie biorąc pod uwagę legend o dwumetrowych szczupakach porywających bydło z wodopoju, jak duże szczupaki żyją w Polsce i na świecie?
Z potwierdzonych źródeł wiemy o rybach powyżej 140cm. Jak wiadomo kondycja szczupaka zmienia się w zależności od wielu czynników – głównie pory roku. Taka ryba może więc ważyć na jesieni 30kg a po tarle lub latem mniej niż 20kg. Łowiska szczupaków na świecie podzieliłbym na 2 typy. Pierwszy to wody o dużej populacji drapieżnika. Tutaj bez wątpienia przodują wody północnej Kanady gdzie złowienie 100 tych ryb dziennie nie jest wielkim wyczynem. Niestety szczupaki rosną tam stosunkowo wolno i w rezultacie o prawdziwy okaz nie jest łatwo. Ryb o długości powyżej metra jest sporo, ale drapieżniki powyżej 120cm to prawdziwy rarytas. Bliżej nas trzeba oczywiście wskazać na Szwecję – głównie bałtyckie szkiery. Nie jest już tak dobrze jak 15 lat temu, ale ciągle można tam nieźle połowić – szczególnie korzystając z pomocy miejscowego przewodnika. Myślę, że w Szwecji nieco łatwiej o okaz powyżej 120cm niż w Kanadzie chociaż oczywiście nie jest to łatwe. Gdzie więc warto wybrać się w poszukiwaniu super szczupaka? Moim zdaniem do Niemiec w okolice wyspy Rugen. Jest to jedno z niewielu miejsc na świecie gdzie co roku łowi się drapieżniki powyżej 130cm. Niezwykle ciekawe choć dużo dalej od nas położone są jeziora alpejskie w Szwajcarii, Francji i we Włoszech. Tam można moim zdaniem próbować pobić aktualny rekord świata. Łowi się w tych jeziorach co roku ryby powyżej 140cm długości!
11. Jak się to ma do obecnego rekordu Polski w szczupaku? (24.1 kg i 128 cm, pytanie było zadane jeszcze przed unieważnieniem tego rekordu)
Ten rekord jak wiesz został właśnie niedawno skasowany. Wiele lat zabiegało o to kilku wędkarzy w tym ja osobiście. Udało się w końcu unieważnić kilka rekordów, które przynosiły nam tylko wstyd na świecie. (patrz tutaj)
12. Analogiczne pytania, ale dotyczące tym razem pstrągów – jest dobrze czy źle z tą rybą w naszym kraju oraz na jak duże okazy tego gatunku możemy liczyć?
Z pstrągiem jest chyba jeszcze gorzej. W kilku rzekach okazy oczywiście wciąż pływają, ale poluje na nie tak wiele osób, że nie mają łatwego życia! Na szczęście powstają też łowiska specjalne, w których mądra gospodarka i ochrona stworzyły możliwości bytowania ładnej i zdrowej populacji tych ryb. Łowisko na Sanie jest perełką, którą możemy się chwalić na arenie międzynarodowej. Oczywiście nie jest to woda dostępna na każdą kieszeń. Alternatywą są rzeki będące pod opieką klubów i stowarzyszeń, które jednak muszą znaleźć drogę porozumienia z dzierżawcą czyli PZW. Nie zawsze jest to łatwe, chociaż możliwe czego dowodzą przykłady z terenu.
Moim zdaniem wciąż całkiem realne jest złowienie w Polsce pstrąga powyżej 6kg.
13. Piotrze jesteś wędkarzem, ale zarazem biznesmenem. Czy czasami jedno i drugie nie koliduje ze sobą?
Oczywiście że koliduje. Moje podejście do wędkarstwa zmieniło się w ciągu ostatnich 25 lat radykalnie. Właściwie niemal każde moje wędkowanie jest podporządkowane jakimś zadaniom firmowym. Innymi słowy łowię głównie na przynęty które testuję lub które wymagają promocji. Przynęty konkurencji sprawdzam raczej w warunkach laboratoryjnych. Na łowisku lubię gdy ktoś koło mnie używa innych przynęt i technik wędkarskich. Doskonale w takiej sytuacji porównuje się pracę i skuteczność różnych wabików. Tak więc, chociaż nie narzekam, moja praca tylko z pozoru jest taka beztroska i wspaniała. Często jadę gdzieś daleko ze świadomością, że na prawdziwe wędkowanie czasu będę miał niewiele. Na przykład niedawno – na przełomie czerwca i lipca byliśmy z grupą kolegów w Kanadzie na Great Slave Lake. Pływałem na łodzi z włoskim filmowcem Sergio Carrioca – twórcą i autorem serii programów dla RAI TV pt. „Pike On”. Naszym zadaniem było zebranie materiałów do stworzenia serii reklam wyrobów Salmo. Byłem więc jako aktor zmuszony do łowienia w sposób, który znakomicie osłabiał szansę na sukces. Zarówno dobór przynęty, techniki a nawet łowiska musiał być podporządkowany realizacji kolejnych, zaplanowanych ujęć. Inna sprawa, że trafiliśmy doskonale – zarówno na miejsce jak i termin. Szczupaki brały jak oszalałe a ich rozmiar i kondycja pozytywnie nas zaskoczyły. Trudno jest mi sobie wyobrazić lepsze łowisko szczupakowe! Tak więc tym razem udało się mam nadzieję połączyć przyjemne z pożytecznym. Połowiłem sobie całkiem nieźle (udało mi się wyjąc 25 ryb powyżej metra), a efekty w postaci filmów pojawią się już wkrótce. W każdym razie materiału mamy aż za dużo.
Swoją pracę traktuję więc zadaniowo. Łowię ryby na przynęty Salmo starając się znaleźć w tym jak najwięcej zabawy i odprężenia. Ciągle jednak z tyłu głowy mam tą świadomość, że życie sporej grupy ludzi – moich pracowników – w dużym stopniu zależy od słuszności decyzji które podejmę. Czasy są niełatwe, konkurencja nie śpi, więc wciąż trzeba myśleć o nowych rozwiązaniach.
14. A jak zapatrujesz się na zwiększającą się presję wędkarską, która niestety ma destrukcyjny wpływ na pogłowie ryb?
Presję trzeba kontrolować. Nie jest to łatwe, ale innej drogi nie ma. Im później znajdziemy na to sposób tym później sytuacja w naszych łowiskach się poprawi.
15. Tę presję generują w dużej mierze media oraz firmy z branży wędkarskiej. Czy jako przedstawiciel tych drugich masz momentami chwile zwątpienia w to co robisz?
Masz rację, że można się tu doszukać wewnętrznej sprzeczności. Chciałbym mieć moją rzekę tylko dla siebie i grupy przyjaciół. Z drugiej strony chcę promować wędkarstwo i pokazywać jak skutecznie łowić ryby, bo z tego mam chleb. Nie ma innej drogi jeśli chcę być wiarygodny – muszę pokazać, że moje pomysły – przynęty i techniki – działają. Moim zdaniem problem nie leży w tym, czy promować wędkarstwo czy nie. W cywilizowanych krajach wędkarstwo jest dobrym biznesem, decydenci to rozumieją i troszczą się zarówno o łowiska jak i o firmy, które z tego żyją i płacą podatki. Tak więc nikt nie ma tam wątpliwości czy promować wędkarstwo! Istnieją programy rządowe wspierające popularyzację tego sportu wśród młodzieży. Wędkarstwo jest przecież jednym z najzdrowszych sposobów spędzania wolnego czasu a dodatkowo powinno uczyć pozytywnych zachowań w kontakcie z naturą. Niby to proste i oczywiste, ale nawet w zachodniej Europie nie wszyscy to rozumieją. Mam nadzieję jednak, że za parę lat i u nas dorobimy się dobrych lobbystów w rządzie, którzy pomogą postawić cały ten bałagan na nogi.
16. Firma Salmo jest znana ze swoich woblerów na całym świecie . Czy planujecie rozszerzyć swoją ofertę poza woblery? Może przynęty miękkie lub inny sprzęt wędkarski?
Planujemy rozszerzać ofertę, bo tego wymaga od nas rynek. Przyszły rok jest dla nas ważny, ponieważ firma kończy 25 lat. Mam nadzieję więc, że uda się wprowadzić w życie chociaż kilka z wielu dobrych pomysłów i w ten sposób uczcić nasze ćwierćwiecze. Już w 2017 roku zobaczysz więc w kolekcji Salmo przynęty metalowe, a wkrótce mam nadzieję przynęty miękkie. Planujemy również wprowadzenie skromnej kolekcji ubrań wędkarskich. Prace trwają a plany dotyczące wprowadzania nowych produktów sięgają roku 2020!
17. Jakie są Twoje ulubione modele woblerów i dlaczego?
Moją ulubioną przynętą szczupakową jest Sweeper. Uwielbiam na niego łowić, ponieważ otwiera przed wędkarzem nieskończoną niemal gamę możliwości. Drapieżniki zwykle świetnie na niego reagują – zarówno te mniejsze jak i okazy. Ostatnio na nowo odkryłem Fatso 10 Crank. Na płytkich i mocno zarośniętych łowiskach ten klasyczny crankbait jest nieprawdopodobnie skuteczny! Z przynęt pstrągowych moim ulubionym jest Minnow 6 w wersji tonącej. Złowiłem na niego sporo pstrągów w tym kilka dużych. Doskonale działa zarówno prowadzony pod prąd jak i z prądem.
18. Czy są przynęty, które według Ciebie byłyby bardzo skuteczne, ale raczej nie sprzedałby się i z tego powodu nie wprowadzacie ich na rynek?
Zdarza się, że rezygnujemy z ciekawego pomysłu kierując się przeczuciem, że nie będzie się sprzedawał. Mamy kilka takich prototypów w naszej tajnej szafie.
19. Piotrze, wszyscy narzekają na PZW, ale mamy w Polsce też innych dzierżawców i rzadko kiedy są oni lepsi od znienawidzonego związku, więc pytanie do Ciebie – jak nie PZW to co?
Nie czuję się w tym temacie ekspertem. Myślę jednak, że PZW to niezły pomysł tylko przy sterach muszą zasiąść odpowiedni ludzie. Teraz jak wiadomo jest z tym różnie. Generalnie w każdej branży dobra jest różnorodność. Ona bowiem wywołuje naturalną konkurencję i pozytywne zmiany. Tak powinno być też w wędkarstwie. Kluczem do sukcesu jest więc moim zdaniem różnorodność w warunkach uczciwej konkurencji i fachowej kontroli prowadzonych działań tak, aby nie szkodzić środowisku.
20. Mi się wydaje, że problem także leży po naszej stronie, czyli w mentalności wędkarzy, a nie tylko po stronie dzierżawców. Czy myślisz, że kiedyś to się zmieni? Jakie są grzechy główne “wędkarza polskiego”?
Owszem – wina jest też po naszej stronie. Wielu wędkarzy pozostało ze swoim podejściem do naszego hobby w poprzedniej epoce. Żądają wiele, nic im się nie podoba a przepisy i podstawowe zasady korzystania ze środowiska traktują bardzo lekko. Jestem jednak pewien, że duża zmiana w tym zakresie to tylko kwestia czasu. Niezbędne do tego jest polepszenie jakości życia i zasobności portfeli. Jak stwierdził kiedyś pan Karol Marx – byt kształtuje świadomość! Prędzej czy później troska o środowisko stanie się naturalną potrzebą każdego obywatela.
21. Wracając do przyjemniejszych tematów – jakie są Twoje plany na obecny sezon, może postawiłeś sobie jakieś specjalne cele?
Moje cele związane są z planami firmowymi. Mam więc nadzieję, że nasze nowe przynęty które właśnie pokazaliśmy na targach EFTTEX w Warszawie i ICAST w Orlando na Florydzie spotkają się z dobrym przyjęciem wędkarzy.
Wędkarsko nie spodziewam się wielkich sukcesów. Od lat moim marzeniem jest pobicie w kraju mojego rekordu życiowego potokowca – 67cm. Miesiąc temu miałem taką rybę na kiju, ale niestety spadła! Biorąc pod uwagę ciągły brak czasu i kończący się sezon pewnie w tym roku się to nie uda.
22. Każdy z nas ma swoje wędkarskie marzenia i żyje nadzieją, że pewnego dnia spotka się z tą wymarzoną … rybą. Jakie wędkarskie marzenia ma Piotr Piskorski? 🙂
Patrz wyżej – przeskoczenie w kraju 70cm w pstrągu potokowym. To moje największe marzenie. Bardzo chciałbym pojechać jeszcze w kilka miejsc słynnych z najpiękniejszych łowisk pstrąga. W kolejce czekają więc takie destynacje jak Patagonia, Islandia i Montana w USA.
I tego Ci Piotrze życzę oraz dziękuję za bardzo ciekawą rozmowę ! 🙂