Nadszedł nowy rok, ale zmiany pod kątem ilości wolnego czasu nie nastąpiły. Jeszcze jakiś czas nie będę częstym gościem nad wodą. Jednak pierwszego lodu nie odpuściłem … 🙂

Zaplanowałem trzydniowy maraton i na szczęście nic mi nie przeszkodziło w realizacji tego planu, aczkolwiek dość ciepła aura do samego końca stawiała wyprawę na Mazury pod znakiem zapytania. Wieści nie napawały optymizmem – centralna część jeziora nie zamarzła. Jednak po dokładnym zwiadzie, okazało się że na większości powierzchni jest co najmniej 10 cm lodu. Wystarczy !

Ruszyliśmy sporą , bo 9-osobową ekipą i dość mocno przykładaliśmy się do łowienia. Niestety przez 2 dni nie spotkaliśmy się z intensywnym żerowaniem okoni, a wręcz przeciwnie – ryby były głęboko i nie chciały współpracować. Wszyscy narzekali na wyniki … chyba poza mną. Nie, nie dlatego że jedyny połowiłem, a po prostu nie miałem wielkich oczekiwań. Chciałem pobiegać po lodzie, nawiercić dziur, wyholować kilka przyzwoitych okoni i tyle. Udało się, a więc poczułem się spełniony. Było trudno, co tym bardziej sprawiło mi frajdę jak już coś zaczęło wyciągać żyłkę z kołowrotka. Ilościowo bez szału, ale każdego dnia udało mi się złowić po kilka okoni powyżej 30 cm. Do 40 cm sporo zabrakło, ale jedna ryba mogła spokojnie przebić tę długość. Niestety spadła po dość emocjonującym holu.

Wracając do grubości lodu. Trzymaliśmy się z dala od niezamarzniętej części jeziora, ale jak widać na poniższej fotce znaleźli się odważni, którzy postanowili zaryzykować. Dla dwóch wędkarzy mogło to się skończyć tragicznie, ponieważ późnym popołudniem gdy wracali do aut, przeszarżowali i wylądowali w lodowatej wodzie. Byli na tyle daleko od innych wędkarzy, że nawet gwizdek jednego z nich został zlekceważony. Na szczęście udało im się jakoś wydostać na lód aczkolwiek podobno przyszło im to z ogromnym trudem. Nauczka na przyszłość !

Ostatni dzień maratonu spędziłem w swojskim klimacie nad Gnojnem. Ryby nadal grymasiły i tego dnia nie padły żadne większe sztuki, aczkolwiek ilościowo można było się pobawić. Ja biegałem po lodzie i wierciłem ile się da, byle znaleźć większe sztuki, ale trafiały się jedynie seryjnie pasiaki w przedziale 20-25 cm. Pod koniec dnia złowiłem jeszcze 2 nieduże leszczyki i dwa … jazgarze. Też było fajnie, ale jednak zdecydowanie bardziej wolę wolne przestrzenie i brak ludzi na jeziorach. Jednak jak się nie ma co się lubi … 😉

Obżartuch
Nowe trendy w fotografii wędkarskiej 🙂