Powiadają, że ryby na spotkaniach wędkarskich nie biorą. Nie wiem jak się to ma to zlotów, które organizujemy od kilku lat z kumplami, ale u nas biorą wyśmienicie. Może to kwestia farta, a może połączenie pozytywnej energii od kilku doborowych towarzyszy. Nigdy nie ma napinki, nie ma obgadywania, nie ma ciśnienia, a jest za to kupa zabawy i delektowanie się widokiem Wisły oraz możliwością spędzenia dwóch dni na łonie natury. Może to wszystko dlatego, że są to ludzie spoza tzw. „środowiska sumiarzy” i nie udzielił im się wszechobecny hejt.

A jak to wygląda? Zazwyczaj dwa pontony ganiają sumy, a jeden molestuje bolenie na przemian z próbami trollowania za sumem (chłopaki nie mają cierpliwości do wąsaczy, ale za to świetnie zdejmują rapy). Czasem dołączają jeszcze brzegowi koledzy, którzy skutecznie łowią niewąsate drapieżniki.

Nie inaczej było w tym roku, ale zanim opiszę spotkanie sprzed kilku dni, wrócę pamięcią do roku 2011 i pierwszego naszego zlotu. Miało być nas dziesięciu z różnych części Polski, więc wybraliśmy odcinek rzeki najbardziej po środku. Niestety skończyło się na czterech zlotowiczach. Jedna ekipa miała awarię samochodu po drodze i nie dotarli. Ostatecznie dwóch biegało ze spinnami po brzegu i kłuli ostatnie sandacze oraz jeszcze liczne bolenie, a ja z kolegą pływaliśmy jego pontonem w poszukiwaniu sumów. W tamtym okresie jeszcze nie umiałem odpuścić innym rybom i zabierałem dodatkowo ze sobą sprzęt do lżejszego łowienia.

Najpierw popłynęliśmy kawałek w górę, aby obłowić głęboki dół przy przerwanej opasce. Chodziły tam sporadycznie bolki, ale nie udało się żadnego skusić.
Następnie płynęliśmy w dół rzeki. Obławialiśmy głównie przykosy i rynny przy opaskach w trollu.
Po 15’ej ryby się ruszyły. Miałem 4 brania i jedno wykorzystałem – sumek 60-70 cm. Po chwili i kolega zaliczył strzał i wyjął minimalnie większą rybę.
Wieczorem jak zwykle odbyły się nocne Polaków rozmowy oraz konsumpcja kiełbachy z ogniska, a od rana zaczęliśmy ponownie łowić.

_zlotowyOboz

Dość szybko miałem branie, więc ponowiliśmy napłynięcie. Następny strzał skutecznie zacinam i po 5 minutach mam rybę w pontonie. Około 140 centymetrowa kijanka. Popłynęliśmy dalej i dość szybko trafiłem następną rybę około metra. Do końca dnia miałem jeszcze kilka sumowych brań, ale zaciąłem tylko jedno i wyjąłem brzdąca około wymiaru. Spiąłem też ładnego sandacza.
Kolega miał wyjątkowy niefart na tym wyjeździe i mimo, że w tamtym czasie miał większe sumowe doświadczenie to nic sensownego nie złowił. Co dało nam sporo materiału do analiz. Czy to wędzisko, czy plecionka, a może pozycja kija … nic mądrego nie wymyśliliśmy.

To był pierwszy zlot. Bardzo sympatyczny, aczkolwiek frekwencja nie dopisała przez czynniki trzecie, a i wielkie ryby nie chciały brać. Na szczęście w następnych latach było już znacznie lepiej, ale o tym wkrótce 😉

(link do pierwszego zlotu w 2012 roku)

Gatunek Ilość ryb Największe (cm) Uwagi
Sum 5 około 140