Kilka miesięcy temu odwiedziłem znajomych w Londynie, a że wyjazd trwał kilka dni to oczywiście skorzystałem z okazji i z kolegą wybraliśmy się nad legendarną rzekę Test.
Nie spodziewałem się, że mnie zauroczy, bo snobizm to nie moje klimaty, ale chciałem „zaliczyć” to miejsce 😛
Czas jętki majowej to najdroższy okres w roku, ale pojechaliśmy na jeden z najtańszych odcinków, więc jakoś przeżyłem ten „ból” …
Po drodze zaliczyliśmy pobliski sklep Orvisa, przy którym płynie betonowa odnoga rzeki, w której łowić nie wolno i pływa mnóstwo kropasów 🙂
Rzeka w sumie mnie jakoś nie powaliła na kolana, ale jednak 'chalk streams’ mają swój urok. Tyle, że ten odcinek jest dość wolny i głęboki. Chociaż na jętkę to w sumie nawet dobrze. Niestety wieści na miejscu nie były najlepsze – jętka leciała już kilka dni i pstrągi były już bardzo nafutrowane. Ryby praktycznie nie zbierały przez cały dzień , więc biegałem głównie z nimfami oraz momentami na streamer, aczkolwiek nie jest to podobno mile widziane, a wręcz zakazane na wielu odcinkach. Jednak właściciele tego kawałka rzeki robili sobie obok grilla i nie mieli nic przeciwko.
Na streamer ryby dobrze współpracowały, ale ja dość szybko zrezygnowałem, bo nie taki był plan.
Późnym popołudniem dostaliśmy pozwolenie od właścicieli na przejście na inny odcinek, ponieważ nikt go nie wykupił tego dnia. Jednak zanim na niego weszliśmy, to poszliśmy na tzw. Test Carrier, czyli sztuczną odnogę rzeki. Jak się okazało, ryby tam żerowały znacznie lepiej. Chyba głównie dlatego, że woda jest znacznie płytsza i kropki chętniej się podnoszą, a także średni rozmiar pstrągów jest mniejszy.
Tam nałomotałem na jętona całkiem sporo kropasów w rozmiarze 40-50 (czyli to co tygr… muszkarze lubią najbardziej). Wszystkie były w super kondycji i do tego nieźle spasione.
Na docelowym odcinku rzeki nie porządziliśmy i trafiliśmy jakieś pojedyncze ryby … na streamer. Na suchą miałem jedynie jakieś niewcięte brania.
Oprócz potoków złowiłem tego dnia tęczaka pod 50 cm na nimfę oraz dwa lipasy 30+.
Rzeka Test, legenda flyfishingu … ja tam jednak wolę nasze dzikie i bezrybne rzeki. Klimat wykoszonych trawników, ogrodzeń i sprywatyzowanych do granic możliwości terenów na dłuższą metę chyba by mnie zamęczył. Wyskoczyć od święta to i owszem, ale dzika rzeka i namiot na łące … to jest to 🙂