Jak co roku nadszedł czas grubych jazi z bagien. Doświadczenia z poprzednich lat mówiły mi, że powinno już dać się je połowić na suchą muchę. Woda się ociepliła i pojawiło się sporo owadów. Tylko jak to w życiu bywa, jak nadarzyła się okazja aby wybrać się nad wodę, to zaczęła psuć się pogoda. Wszystkie prognozy zapowiadały deszcze. Nie zniechęciłem się jednak i wyskoczyłem na 3 godzinki.
Pierwsze kilkadziesiąt minut było bardzo dobre, ponieważ szybko złowiłem … ładnego klenia na nimfę i jak tylko zauważyłem jazie to przezbroiłem się na suchą muchę. Jednak ryby zawsze potrafią zaskoczyć. Czasem pozytywnie czasem negatywnie. Tym razem raczej to drugie – jazie nie były zainteresowane muszkami jakie im podawałem, a było tego sporo od dużych chrustów po imitacje koników polnych. Zaliczyłem jedynie jedno branie, ale refleks wyćwiczony na pstrągach spowodował, że za szybko zaciąłem. Wyciągnąłem wnioski z tego chybionego wcięcia i następne dwie zbiórki wyczekałem. Efekt był natychmiastowy – dwa brania trafione. Tylko , że zamiast jazi do „suchara” wyszły grube klenie. Pierwszy spadł po kilku sekundach, za to drugiego udało się wyholować.
Idylla nie trwała długo. Prognoza się sprawdziła i spadł pokaźny deszcz. Wiedziałem, że to koniec łowienia z powierzchni i poszedłem do auta po spinning. Jednak ani jazie ani klenie nie gustowały w woblerach i żelastwie. Jedyne ryby jakie złowiłem podczas ostatniej godziny to 3 nieduże okonie i mały szczupaczek.
Teraz trzeba chwilę odczekać aż poprawi się pogoda i atakuję ponownie 🙂