Łowienie drapieżników na zgrupowaniach białorybu to temat stary jak świat i nikogo nie dziwi. Boleniarze co roku mają jesienne żniwa na grupujących się krąpiach … czy od jakiegoś czasu wiślanych certach. Te same miejsca odwiedzają sandacze i to bardzo często w dzień. Jednak jakoś mało słychać o sumowych połowach w takich okresach, a przecież te ryby także muszą korzystać z tak suto zastawionej stołówki. Nie wiem czy wynika to z chęci utrzymania tajemnicy, czy może mało kto próbował o odpowiedniej porze, bo to właśnie pora jest kluczem do sukcesu. Co prawda znajomym niedawno w ciągu dnia trafiło się kilka strzałów sumowych na boleniowych miejscówkach, ale nie były to powtarzalne sytuacje. Jednak wystarczy często odczekać aż się dobrze ściemni, żeby pojawiły się te wąsate kolosy. Wiem że jesienna aura i już zimne noce niekoniecznie zachęcają do takich wojaży, ale zdarzają się jeszcze pojedyncze ciepłe wieczory i to wtedy warto spróbować.
Jak namierzyć odpowiednie miejsce? Najłatwiej z łodzi. Wtedy po układzie dna i nurtu możemy wytypować potencjalne miejscówki, a dobitnie stołówkę pokaże nam sonar, który wyświetli stada drobnicy. Jeśli dodatkowo w dzień uda nam się przechytrzyć kilka boleni czy sandaczy, to możemy być prawie pewni , że nocą podejdą także sumy.
Wbrew pozorom bardzo ważna jest przynęta. Mi osobiście nie udało się połowić na typowe sumowe baryłki czy inne bardzo mocno pracujące wabiki. Najlepiej sprawdzały się tzw. woblery sandaczowe, czyli o delikatnej pracy. Moje 3 sprawdzone modele to:
Tylko należy pamiętać o PRZEZBROJENIU tych przynęt, czyli zaopatrzeniu ich w mocne kółka łącznikowe i znacznie grubsze kotwice. Nocny hol jest znacznie trudniejszy od dziennego , a i emocje znacznie większe. Jeśli dodatkowo jesteśmy sami na łodzi to wysoki poziom adrenaliny mamy gwarantowany, co ostatnio dobitnie pokazał mi Pan Sum ze zdjęcia tytułowego 🙂
Gratulacje 🙂 Zadziwiasz mnie za każdym razem, pozdrowienia.
Ciekawe spostrzeżenia , dajesz dużo do myślenia.
Ten „Nike” to raczej delikatny wobler. Taki sum jak na zdjęciu , to pewnie potrafi zdemolować go całkowicie.
Zależy jak się zapnie i na jakim sprzęcie. Na typowo sumowym faktycznie wobler szybciej się rozlatuje, chociaż akurat żaden Nike mi się nie rozpadł jeszcze, tyle że nie wyjąłem większego niż 150 na niego. Miałem klamoty, ale na sandaczowym sprzęcie i nie zatrzymałem ich z brzegu…
Za to Stingi dają radę bez problemu 🙂
Mnie bolenie demolują Nike systematycznie. Zwłaszcza gdy tylna kotwica zapięta jest na zewnątrz.Rozerwany wobler przy sterze to standard.
Ale rozumiem, że rybę dawało radę wyholować?
Ja większość miałem na Salmo Sting i nigdy mi się nie rozleciał. Za to np. Invader potrafił się rozejść i druty go rozrywały, ale rybę dawało radę wyjąć.
Z wyholowaniem ryby nie było problemu . Żeby na następny dzień identyczny Nike znalazł się w pudełku , tu bywało że był poważny problem.
To niestety nie są woblery sumowe, więc się potrafią rozpaść, ale najważniejsze żeby dało radę rybę wyholować. Invadery nawet te sumowe (9cm) potrafią się połamać, ale nigdy nie straciłem ryby, aczkolwiek czasem wobler nadawał się jedynie do kosza…
Gratulacje! Salmo Sting mam w swoim pudełku już dwa lata, bardzo często nim łowię, ale jeszcze nigdy suma na niego nie trafiłem.