Pamiętacie mój wpis o letnich jeziorowych sandaczach? W tym roku też planowałem poszwędać się latem po Mazurach a może i Kaszuby zahaczyć, ale niestety nie dałem rady czasowo i dopiero wybrałem się na początku jesieni. Ze względu na jeden dostępny weekend, zdecydowaliśmy się nie kombinować i skupiliśmy się na jednej wodzie. Przygotowałem sobie różnorakie zestawy i chciałem potestować wszystkiego – drop shot, vertical, jerking … no i standardowo „opading” 🙂

Zgadnijcie na co połowiłem … tak tak , znowu wszystko wyjeżdżało z opadu. Inne metody bywają skuteczniejsze, ale tym razem stara szkoła zwyciężyła. Rozczarował mnie drop shot, ale może po prostu było jeszcze za ciepło.

Ilościowo szału nie było – złowiliśmy po kilka wymiarków na głowę, ale trafiły się też dwie perełki 🙂 Zaskoczyły nas gabaryty ryb – zdecydowanie były napasione jak na koniec sezonu, a nie na koniec lata. Czy to zwiastuje wyjątkowo srogą zimę? Oby, świder już stoi w pogotowiu 😀