Nigdy nie planowałem brać udziału w Predator Battle Ireland. Nie mam zielonego pojęcia o łowieniu szczupaków w Irlandii. Ba, mam ogólnie nie za wielkie pojęcie o łowieniu tych ryb w ciepłych miesiącach. Poza tym w UK nie mam sprzętu na kaczodziobe. A jednak …
No właśnie, okazało się, że w tych zawodach startuje wielu znajomych, a przy okazji jeden z kolegów zakupił łódź (Tangiri Boat 420), która z powodzeniem powinna się sprawdzić nawet na tak dużej wodzie jak Lough Derg. Czyli co jedziemy? Jedziemy ! 🙂
Zastanawiałem się czy nie wysłać sobie całego sprzętu z PL, ale zaraz jesień i pewnie jak zwykle będę łowił szczupaki w Polsce, więc musiałbym odsyłać w drugą stronę. Zresztą postanowiłem jechać z minimalną ilością klamotów – tyle ile uda mi się pożyczyć od kolegów. Za co jeszcze raz im dziękuję, ponieważ miałem nie jedną wędkę szczupakową na zawodach, ale kilka od wielu różnych osób. Wspomogli mnie też różnymi przynętami i na brak sprzętu nie narzekałem, co najwyżej na brak talentu 😛
Zawody tej rangi to nie przelewki o czym przekonaliśmy się na miejscu. Większość ekip trenowała wiele dni, a przy okazji mają doświadczenie z lat ubiegłych. Na sukces składa się właśnie znajomość wody, umiejętności i szczęście. To pierwsze u nas było zerowe, a i na trening niestety nie mieliśmy za bardzo czasu. Łowiliśmy jedynie 2 dni, co nie pozwoliło nam nawet na przeskanowanie ułamka sektora. Umiejętności jakieś są, ale daleko mi do fachowców, którzy zjedli zęby na szczupakach. A szczęście ? Tym razem nie było po naszej stronie…
Dwa dni treningowe poszły nadzwyczaj dobrze, co może nas zmyliło. Już pierwszego dnia mieliśmy fajne pajki w całym przedziale od 60 do 108 cm. W tym ryby 80-90. Okonie łowiliśmy prawie wszędzie i to w hurtowych ilościach. Za to postanowiliśmy z pstrągiem pójść na żywioł i łowić je dopiero na zawodach.
Niestety pierwszy dzień zawodów był dla nas totalną porażką. O ile na treningu łowiliśmy ryby wszędzie, tak na zawodach mieliśmy pustynie. Miejscówka, gdzie złowiłem 108 nie dała nam żadnej ryby, aczkolwiek miałem przy łodzi branie wielkiej mamy. Następna meta była okupowana przez kilka łodzi, w tym naszych znajomych, którzy mieli fajne ryby. Wbiliśmy się więc na zatokę i razem dryfowaliśmy. Jednak nie znając tej miejscówki, co chwila lądowaliśmy za blisko jakiś podwodnych skał lub poza obszarem roślin. Zanim w ogóle poznaliśmy charakterystykę tego miejsca, to już było pozamiatane. Jak już mieliśmy jakiś branie tego dnia to albo ryba się nie wcinała, albo spadała.
Sfrustrowani popłynęliśmy wyluzować się w poszukiwaniu pstrąga. To była w końcu dobra decyzja i chyba pierwszy i jedyny raz sprzyjało nam szczęście na tych zawodach. W ciągu 40 minut mieliśmy 5 brań, jeden spad i jednego kropka wyciągniętego – 32 cm. A właśnie jednego potrzeba żeby wypełnić kartę. Mały skubaniec, ale zaliczony.
Udało się też wymęczyć jednego szczupaka 72 cm i dzień skończyliśmy z mega kiepskim wynikiem, ale przynajmniej nie na zero.
Drugi dzień – inna taktyka. Płytkie zatoki zostały przepałowane przez 60 łodzi, więc przenieśliśmy się na głęboką wodę. Niestety o ile na treningu znajdywaliśmy szczupaki bardzo szybko na spadach, tak tego dnia jakby zapadły się pod ziemię. Jednak tylko my mieliśmy z tym problem, inni łowili. Miałem wrażenie jakby działa się jakaś magia. Ogarniam elektronikę wędkarską bardzo dobrze i znajdywanie ryb to moja mocna strona, a tym razem czułem się jakbym pływał po pustyni. Jedyne co widzieliśmy to okonie, miliony okoni. W końcu zdecydowaliśmy się po prostu złowić wymagane 3 pasiaki. Stanęliśmy, 10 minut i mieliśmy trzy sztuki po 30 cm. Wystarczy na tę chwilę, wracamy do kaczodziobych. W końcu popołudniu coś minimalnie się ruszyło i zaliczyłem spad fajnej ryby, jeden bardzo mocny strzał i kolega wyjął kajtka na 60+.
Jak szybko coś ruszyło , tak szybko stanęło. Ostatnią godzinę postanowiliśmy spędzić w przepałowanej zatoce, licząc na to, że coś drgnie. To była dobra decyzja. Zaliczyliśmy przez godzinę dużo brań i wyjęliśmy kilka ryb w okolicach 65 cm. Kurduple, ale mieliśmy pełną kartę, czyli 4 szczupaki, 3 okonie i pstrąga. Co dawało nam 16 miejsce po drugim dniu.
Ostatni dzień to już tylko głęboka woda i szukanie mamusiek. Niestety ich nie znaleźliśmy. Wymęczyliśmy jedynie jednego chudziaka na 74 cm i zaliczyłem branie ryby w okolicy 90.
Skończyliśmy zawody na 29 miejscu z wynikiem 400 cm. Raczej poniżej oczekiwań, aczkolwiek zdecydowanie nie liczyliśmy na jakieś fajewerki. Ot marzyło nam się top 10. Nie było natomiast zaskoczeniem, że wydarzenie zdominowały ekipy lokalne. Chyba w w pierwszej dziesiątce były same teamy irlandzkie, a dokładniej rzecz ujmując Polacy mieszkający w Irlandii. Totalna masakra w wykonaniu tutejszej Polonii. Inne nacje zostały daleko w tyle.
Jeszcze raz gratulacje dla topowych ekip !