Zandermania 2022 – największe sandaczowe zawody w UK – dobiegły końca, a nam (ja i Marcin) udało się zająć pierwsze miejsce Co prawda liczyliśmy na dobry wynik i fajne łowienie, ale nie spodziewaliśmy się wygranej. Co innego łowienie prywatne, a co innego zawody. Oprócz umiejętności i wiedzy, potrzeba sporo szczęścia. Tym razem szczęście nam sprzyjało
Pierwszy dzień rozpoczęliśmy od obławiania mniej obleganych miejscówek, mimo że wiedzieliśmy że sandacze są zgrupowane po drugiej stronie jeziora. Jednak domyślałem, się że tam będzie największy tłum. Plan powiódł się połowicznie, bo po kilku rybach zrobiło się tłoczno także wokół nas. Co prawda udało nam się jeszcze dołowić kilka ryb, ale po jakimś czasie wszystko siadło, a w okolicy odchodził ogień krzyżowy. Zdecydowaliśmy się płynąć dalej i to byłą dobra decyzja. Sporo sandaczy było rozporoszonych i dłubaliśmy pojedyncze ryby do końca dnia. Ostatecznie na półmetku mieliśmy 11 ryb, z czego 6 największych dawało nam 475 punktów. Potrzebowaliśmy wymienić najmniejszą rybę (74 cm) na znacznie większą, aby mieć szanse na utrzymanie prowadzenia.
Mieliśmy wielki dylemat jak zacząć dzień drugi i stanęło na powtórzeniu miejscówek. Niestety nasza pierwsza meta została najechana przez chyba 10 łódek i łowiło się nieprzyjemnie w tym tłumie. Ryby zresztą też nie chciały współpracować, więc po 30 minutach się zawinęliśmy i … dość szybko na głebszej wodzie trafiliśmy następne 80+ do kolekcji Niedługo potem w innym miejscu złowiliśmy kolejne 80+ i mieliśmy bardzo grubo wypełnioną kartę i świadomość tego, że odwaliliśmy kawał dobrej roboty, a wynik już nie do końca zależy od nas. Jeśli nikt nie trafi potwora, to raczej było duże prawdopodobieństwo wygranej. Tak, też się stało i mimo, że do końca dnia złowiliśmy jedynie 4 sandacze, to dwa były wystarczająco dużo żeby dać nam w sumie 485 punktów i bezpieczną wygraną.
Trzeba mieć szczęście na rybach