Wiecie, że w przyrodzie jest tak, że jak się morduje osobniki o jakiś cechach to te cechy zaczynają zanikać w populacji? Pewnie wiecie, ale warto to co niektórym przypomnieć. Może dzięki temu będzie łatwiej wytłumaczyć pewne dziwne rzeczy, jakie dzieją się nad naszymi wodami. Zjawiska niektóre doczekały się bardzo różnych teorii, jak chociażby „ryby się uczą”, „przebłyszczenie” itp.
Może zachodzi jakieś zjawisko, które troszkę uczenie przypomina, ale gwarantuję Wam, że większości ryb nie jest dane nauczyć się czegokolwiek, ponieważ każda która miała kontakt z hakiem ląduje w kiblu, tyle że pod zmienioną postacią.
Postawmy sprawę inaczej – co jeśli egzemplarze o jakiś specyficznych cechach usuwa się ze środowiska? Udowodniono, że można zmienić całą populację poprzez sterowanie genami. Czego dokonano na przykład z psami. Dobitne przykłady można zobaczyć w tym artykule: Jak 100 lat hodowli zniekształciło rasy psów
Jeszcze bardziej powalającym przykładem są słonie. Średnia długość kłów tych zwierząt zmniejszyła w ciągu 150 lat o połowę. Uważa się, że to skutek wytrzebienia dominujących samców z powodu cennego dla kłusowników łupu: kości słoniowej. Naukowcy podkreślają, że wymordowanie największych samców, które mają również największe kły, zmieniło zachowania rozrodcze tych zwierząt. Pozwoliło np. mniejszym samcom na spłodzenie większej liczby młodych, a więc geny tych mniejszych (wybrakowanych) egzemplarzy zaczynają dominować. Więcej na ten temat można przeczytać w tym artykule.
Ryby podlegają tym samym prawom, a więc wbrew temu co twierdzą nasi rodzimi „naukowcy” (związani ściśle z przemysłem rybacko-zarybienowym), ciągłe odławianie największych osobników musi spowodować skarłowacenie gatunku. Dolne wymiary promują egzemplarze małe i wybrakowane. Do tarła będą przystępować ryby coraz mniejsze, a czasami wręcz te z wadami genetycznymi czy chore, ponieważ w okolicy nie będzie konkurujących z nimi tych okazałych i zdrowych.
Na koniec dorzucę pewną myśl. Na wielu łowiskach od wielu lat bolenie przestają się pokazywać na powierzchni. Częściowo jest to spowodowane malejącym pogłowiem tych ryb, ale według mnie w dużej mierze także wynika to z faktu, że te chlapiące się (czyli żerujące na uklejach) zostały złowione, a więc zazwyczaj zabite (nawet wypuszczony boleń, po wielominutowej sesji zdjęciowej często pada). Dużo mniej łowi się ryb żerujących w niższych partiach wody np. na krąpiach, a więc zabijane są znacznie rzadziej. To właśnie takie bolenie obecnie zaczynają dominować w Wiśle czy Odrze.
Wnioski nasuwają się same – podejście do wędkarstwa, jakie jest promowane od dziesięcioleci w naszym kraju musi prowadzić do karłowacenia ryb. Mamy wymiary ochronne, które pomagają przeżyć rybom małym, a zabijane są osobniki duże i zdrowe, które mają najlepsze geny. Do tego dochodzą zarybienia narybkiem z hodowli.
Skutki takiego podejścia możemy już obserwować – rybostan naszych wód jest w opłakanym stanie.
Tekst bardzo Ciekawy i nie sposób się z nim nie zgodzić. Mina na zdjęciu też niczego sobie 🙂
Na pewno zjawisko szybciej postępujące na małych zbiornikach gdzie stado przystępujące do tarła jest stosunkowo małe. Ale w dłuższym okresie czasu skutki widać również np. w Wiśle. Chyba najbardziej na przykładzie kleni ….. 🙁
Temat bardzo ciekawy ale też wielowątkowy, w którym można stawiać różne tezy.
Jeśli przyjmiemy, że ryby się jednak uczą to należy założyć, iż wędkarze oddziałują na populacje w taki sposób, że jako pierwsze odławiają ryby „najgłupsze” najmniej ostrożne, zostawiając w łowisku te cwańsze i najbardziej „pojęte”, te natomiast przekazują swoje cechy następnym pokoleniom, które tworzą całkiem spore populacje ale wędkarze ich nie łowią bo nie są w stanie ich przechytrzyć.
Z drugiej strony wędkarze mogą odławiać osobniki najbardziej żarłoczne, a co za tym idzie najszybciej rosnące, pozostawiając wolno rosnące niejadki co skutkuje tym, że następne pokolenia rosną wolno i potrzeba więcej czasu aby urosły do ogromnych rozmiarów.
Nie można z góry zakładać, że wolno rosnące osobniki nie są w stanie osiągnąć większych rozmiarów, może po prostu potrzebują na to o kilka lat więcej. Jeśli tak by było to można domniemać, że osobników dużych rekrutujących się z populacji wolno rosnących będzie finalnie mniej, ponieważ wędkarze będą mieli więcej czasu na ich wyłowienie.
Jedno jest pewne przydały by się rzetelne badania w tym zakresie puki jeszcze nie jest za późno, a może już jest?
Oczywiście można brnąć w szczegóły i mnóstwo różnych teorii na tym zbudować. Jednak im głębiej tym trudniej o sensowne wnioski. Trzeba znaleźć zapewne jakiś kompromis i wyznaczyć czynniki kluczowe. Jednak często wystarczy rozpatrzyć problem na wyższym poziomie, szczególnie jeśli praktyka jasno czemuś dowodzi. Na pewno zabijanie osobników najzdrowszych, największych, najbardziej wartościowych itd. , czyli o jakimś tam zbiorze cech spowoduje zanik tychże cech w populacji.
W tej teorii są dziury ja w szwajcarskim serze. Ryby dorodne są zabijane jako pierwsze ale te mniej dorodne jak dorosną tę są zabijane. Tak więc kosa leci po całości a nie selektywnie jak twierdzą „prawdziwi” naukowcy. Chciałbym wiedzieć ile czasu poświęcają oni badaniom nad behawioryzmem ryb dzikich. Z tego co wiem prawie w ogóle ich to nie interesuje bo nikt nie daje kasy na takie badania. Wędkarze których to interesuje potrafią robić to za darmo dziesiąt lat. Z tym klękaniem przed naukowcami bym się nie spieszył.
Robert, ale nawet wystarczy sam rachunek prawdopodobieństwa żeby stwierdzić, że ryby które rosną szybciej … szybciej dostaną w łeb 🙂
Przykład z życia: złowiłem dwa szczupaki jednego dnia z których 90 centymetrowy miał 9 lat, a taki 120+ cm miał 8. Zakładając, że wymiar ochronny miałby 91 cm to ten pierwszy potrzebowałby 10 lat, a ten drugi pewnie z 5. Wnioski są raczej proste do wyciągnięcia 😉
Zgadzam się jednak, że temat nie jest aż tak prosty jak się wydaje. Jednak ewidentnie dolny wymiar ochronny faworyzuje ryby mniejsze i często ułomne.
Zostawiłem kiedyś z zarybienia około 700 szt. narybku szczupaka do podhodowania. Karmiłem je ponad 2 tygodnie i takich ryb szybko rosnących naliczyłem słownie 3. Było trochę ułomków które zostało szybko pożarte. Tak lekko licząc 80% nie odbiegało od normy. Trzeba by jeszcze oszacować jaki odsetek ryb w danym zbiorniku pochodzi z naturalnego tarła a ile z zarybienia. W hodowli się ułomków do tarła nie wybiera. Efektywność tarła naturalnego jest niska. Większość naszych jezior jedzie na zarybianiu. Wnioski się nasuwaja same. Niedawno miałem inna gorącą dyskusję z Markiem na temat górnego wymiaru. Podesłał mi artykuł jednego naukowca który wykazywał jaki to wspaniałym materiałem do rozrodu są wielkie szczupaki. Pomyślałem sobie, że chyba niepotrzebnie odpuściłem sobie dyskoteki gdzie jest tyle panienek do zapłodnienia 🙂 Pogadałem z kilkoma ichtiologami i akurat jeden z nich mi powiedział, że na studiach brał udział w pracy na szacowane zdolności reprodukcyjnych szczupaków. Okazało się, że najlepszym materiałem są ryby w przedziale 70 – 90 cm. Rybom pow. 100 cm płodność drastycznie spada. I tak padła teoria na zamówienie i moje plany dyskotekowe 🙂
Co innego płodność a co innego dobre geny. Ten 100+ może już nie może … 😉
Większość ludzi mam maksimum zdrowia i siły w wieku 20-30 lat i dlatego to powszechnie uważany jest za najlepszy okres do rozmnażania. Z wiekiem pojawiają się różne dolegliwości które prawdopodobnie odziedziczy potomstwo. Tak to natura ułożyła. Takie teorie, że narybek ze starych ryb odziedziczy „cwaniactwo” jest niedorzeczne. Na pewno relatywnie mniej będzie narybku z takiej ryby i będzie ona obciążona skłonnościami chorobowymi po rodzicach. Taka np. płochliwość to raczej odruch wyuczony a nie nabyty w genach. Mit obalony 🙂
Płochliwość może i tak, ale już np. metabolizm czy potencjalne przyrosty niekoniecznie. Porównywanie ryb do ludzi niekoniecznie mnie przekonuje, ale skoro w tym kierunku idziemy … ludzie dziedziczą wzrost po rodzicach. Zdolności intelektualne zresztą też.
Jak to wykorzystają to już inna sprawa.
Tak więc i ryby mogą dziedziczyć dobre i kiepskie geny. To raczej nie ulega dyskusji.
No to jak mamy rybę która ma w genach zapisane duże przyrosty to i tak jej optymalny wiek do rozrodu przypada na okres młodości. Na starość oprócz przyrostów odziedziczy też dolegliwości wieku zaawansowanego. Chyba, że ktoś wierzy w powiedzenie, „zdrów jak ryba”. Grubość książki o chorobach ryb tego nie potwierdza. Ja się tu posługuje wiedza klasyczna z genetyki bo fizyka kwantowa coraz mocniej podważa tą klasyczna wiedzę. Według niej mamy wpływ na nasze geny. Dowodem na to mają być badania z których wynika, że adoptowane dzieci chorują na choroby opiekunów a nie biologicznych rodziców. No ale to już zabrnąłem za daleko. Zapytałem jeszcze kolegę od pstrągów ile ryb z wylęgu mam wybitne geny i jest to podobnie jak u szczupaków, mały procent nie mający wpływu na populację i jej kondycję.
Adoptowane dzieci jedzą to co opiekunowie, prowadzą podobny tryb życia, żyją w tym samym środowisku, obserwują opiekunów. Co nie zmienia faktu, że może coś w tym być, ale niczemu nie dowodzi 🙂
Nie znam dokładnie badań ale.. Żyją z rodzicami do pewnego wieku a choroby się ujawniają dużo później. O ile adoptowana córka może kontynuować te same nawyki żywieniowe to syn raczej zdaje się na to co ugotuje żona z odmiennymi nawykami. Zmiana środowiska to też do rzadkości nie należy. Zakładam, że naukowcy zrobili te badania rzetelnie bo to było w USA. Natomiast w fizyce kwantowej jest szereg teorii wynikających z faktu, że cząstki elementarne zamieniają swoje zachowanie pod wpływem obecności obserwatora. Ten niewytłumaczony fenomen rodzi mnóstwo pytań i teorii. Skoro takie elektrony zmieniają zachowanie pod wpływem naszej obserwacji a wszystko się składa z atomów to czy my nie wpływamy na całe nasze otoczenie, w tym DNA? Na ile sami kreujemy rzeczywistość? Pomyśleć, że jeszcze 90 lat temu wydawało się, że fizyka to temat zamknięty a tu nagle taki ocean prawdy do odkrycia.
Fizyka kwantowa to coś nie na mój ułomny ludzki umysł, więc się nawet za to nie zabieram. Są to rzeczy, których nie jesteśmy raczej w stanie ogarnąć na obecnym etapie ewolucji i wiedzy. Dodatkowo mam kiepskie skojarzenia – wielkim fanem fizyki kwantowej jest … Matt Horwich.
Może niepotrzebnie się uprzedziłem, ale chyba trudno o gorszego ambasadora 🙂
Uważam, że warto się zainteresować bo to właśnie fizyka kwantowa jest frontem walki o wiedzę i postęp. Podstawy wcale nie są takie trudne. Zaawansowana wiedza jest bardzo trudna bo wywraca do góry nogami to co do tej pory wiedzieliśmy i kłuci się ugruntowaną logiką. No bo jak przyjąć , że cząstki elementarne mogą być jednocześnie w kilku miejscach? Albo jak wytłumaczyć, że cząstki splątane komunikują się ze sobą z opóźnieniem równym 0 nawet jak są na przeciwległych krańcach wszechświata? Niby prędkość świtała jest graniczną, a tu masz babo 🙂 Zmieniasz cząstce spin a cząstka powiązana z nią reaguje bez zwłoki zmiana swojego spina. Brzmi jak SF i teleportacja. Na świecie trwa wyścig nad stworzeniem komputera kwantowego przy którym superkomputery to zabawki. Taki komputer rozkmini w kilka minut najlepsze zabezpieczenia tradycyjnych komputerów. Czy to nie jest fascynujące? Od czasu jak się tym zainteresowałem mam taką małą obsesję. Kiedy śmigam sobie rowerem często myślę o tym czy prawdą jest to, że świat widzialny jest tylko przede mną w polu widzenia a za mną jest czarna pustka?
PS. I nie przejmuj się trudnościami. Einstein też nie mógł zaakceptować fizyki kwantowej. Jego sławne stwierdzenie brzmiało tak, „wole wierzyć, że jak nie patrzę na księżyc to on tam cały czas jest”. A propos tego naukowca to niezbite fakty dowodzą, że przed publikacją jego Teorii Względności inny naukowiec opublikował pracę z które wynikał ten sam wniosek, że masa i energia to to samo. Einstein miał powiedzieć, że nie wiedział nic o tej pracy.