Kamil „Łysy Wąż” Walicki – znany doskonały wędkarz, autor artykułów, fotograf, dziennikarz, redaktor, scenarzysta, człowiek-orkiestra. Wędkarski włóczęga, survivalowiec. Łowi wszędzie tam gdzie da się dojść, dojechać lub dopłynąć, ale jego serce skradła jednak wielka rzeka – Wisła. Ugania się za drapieżnikami i najchętniej skrzyżowałby bolenia z sandaczem. Czasem zdarza się, że zdradzi spinning i sięgnie po drgającą szczytówkę.
1. Kamilu, wiem że łowisz głównie na spininng, ale słyszałem że nieobce są Ci inne metody. Jakie?
Metodzie spinningowej poświęcam pewnie około 99% czasu spędzonego nad wodą. Wiosną czasem posiedzę z drgającą szczytówką w poszukiwaniu linów, czasem na przełomie lata i jesieni sięgnę po mocniejszą gruntówkę i założą żółty ser na haczyk, a zimą posiedzę z mormyszką nad przeręblem. Podlodowe łowienie oraz linowe zasiadki traktuję jako wyjście awaryjne, ponieważ w tym okresie spinningowanie mam mocno ograniczone ze względu na okresy ochronne drapieżników i odległości, jakie muszę pokonać aby zapolować na trocie czy pstrągi.
2. Wiemy już jakie metody lubisz, powiedz nam w takim razie, które gatunki są najmilej widziane na Twoich zestawach?
Najbardziej kręcą mnie dwa gatunki ryb – sandacz oraz boleń. O ile są okresy, w których potrafię zaspokoić się boleniowo (jakkolwiek to zabrzmiało…), to nigdy jeszcze nie wyłowiłem się sandaczy. Po prostu nigdy nie mam dosyć tych wyrywających kij z ręki kopnięć. Lubię też oczywiście szczupaki, klenie, trocie, pstrągi…itd.
3. Często masz okazję łowić poza granicami Polski. Jakie łowiska najchętniej odwiedzasz i dlaczego?
Zdarza mi się kilka, czasem kilkanaście razy w roku łowić poza granicami naszego kraju. Co roku jeżdżę na Bornholm w poszukiwaniu morskich troci i jest to dla mnie swego rodzaju wędkarska tradycja. Co roku łowię też w Szwecji, ponieważ dwutygodniowy pobyt „u wikingów” potrafi naładować mi moje akumulatory pod względem polowania na szczupaki. Staram się odwiedzać różne łowiska w różnych krajach, ponieważ dzięki temu mam możliwość pogłębiać swoje doświadczenie. Z miłą chęcią pojadę wszędzie – zakładając, że są tam ryby.
4. Czy są jakieś łowiska na świecie, które marzysz odwiedzić, a może nawet planujesz się tam wybrać?
Marzeń jest dużo, jednak na przeszkodzie stoi kurs euro 😉 Chciałbym spróbować morskiego poppingu, chciałbym powalczyć z „turbo-śledziem” (czyli tarponem) i….długo by wymieniać. Chciałbym być wszędzie 😉
5. Który wyjazd wędkarski wspominasz najczęściej i dlaczego?
Każda z wypraw jest warta wspominania – nie tylko ze względu na złowione czy spięte ryby, ale też ze względu na fajne towarzystwo czy przeżywane przygody. Każda wyprawa przynosi mi niezapomniane emocje i ciężki mi którąś wyróżnić.
6. Jako zagorzały spinningista, masz pewnie swoje ulubione modele przynęt. Może są też jakieś tajne, którymi niekoniecznie chciałbyś się dzielić?
W dzisiejszych czasach niewiele jest „tajnych” przynęt. Moim zdaniem nie ma przynęt uniwersalnych, które w każdych warunkach i na każdej wodzie zapewnią sukces. A jeśli takowe istnieją, to ja ich nie znam. Sztuką jest dobrać odpowiednią przynętę do warunków panujących nad i pod wodą.
7. Wiadomo, że w wędkarstwie nie tylko o rekordy chodzi, ale to one rozbudzają wyobraźnie i nakręcają wędkarzy. Kamilu mógłbyś pochwalić się okazami, które na daną chwilę są Twoimi życiówkami?
Mówiąc szczerze, to wciąż mam wrażenie, że te duże ryby jakoś mnie omijają. Nie mam metrowego sandacza ani bolenia, nie mogę pochwalić się szczupakiem o długości 120 centymetrów…a mimo to przykra jest dla mnie świadomość, że swoją „rybę życia” już zaliczyłem. Był to naprawdę duży jesiotr złowiony w Kanadzie. Tego rekordu niestety nie uda mi się już pobić. Króliczek niestety został złapany i nie mam powodu, żeby go gonić. Ale na okazy które mnie interesują najbardziej wciąż czekam.
8. Do niedawna Twoim ulubionym łowiskiem była Wisła. Czy nadal tak jest i dlaczego?
Wisła…ona mnie urzekła, omamiła i będę do niej wracał zawsze. Przykro tylko patrzeć, jak ta piękna i nie tak dawno jeszcze rybna rzeka staje się wodną pustynią. Nie wiem, czy Wisła jest moim „ulubionym łowiskiem”, jednak na pewno darzę Ją wielkim sentymentem i spędzam na jej brzegach sporo czasu. I tak pozostanie.
9. Czy masz swoje zdanie na temat degradacji pogłowia ryb w Wiśle?
Moim zdaniem powodów jest kilka. Przede wszystkim my sami – wędkarze, jesteśmy sobie winni. Presja na niektórych odcinkach rzeki jest olbrzymia i wielu z nas zabiera złowione ryby do domu. Nie oszukujmy się, do wielu „kolegów” idealnie pasuje powiedzenie „co w wodzie to wróg” – i każda ryba zostaje zberetowana. Brak nieuchronności kary – to ciche przyzwolenie na nieprzestrzeganie limitów i okresów ochronnych oraz ordynarne kłusownictwo. Moim zdaniem olbrzymią winę ponosi również (jeśli nie przede wszystkim) PZW. Pogłowie ryb spada w zastraszającym tempie, a archaiczny RAPR wciąż obowiązuje i przedstawiciele PZW jakoś nie raczą nic z tym zrobić. Na szczęście pojawiają się okręgi – i tu wielki ukłon w kierunku osób, które walczą o nasze wody – w których wprowadzane są wymiary górne, gdzie wody są pilnowane, zadbane, likwidowane jest rybactwo. Ja należę do koła w okręgu mazowieckim i szczerze nienawidzę i nie szanuję prezesa okręgu za to, do czego dopuszcza. Na naszych wodach – również na Wiśle grasują (słowo użyte celowo) łupieżczo-grabieżcze brygady rybackie, tłukąc wszystko co się rusza. Szefuńcio okręgu miał dbać o dobro naszych wód, jednak chyba o tym zapomniał… Nie dziwię się, że sam ryb nie łowi – obstawiam, że dość szybko napotkani nad wodą wędkarze wytłumaczyliby mu w prostych „słowach” jak im się podoba wspieranie rybactwa.
Wracając do tematu – złą robotę robią również piaskarki, przez które dno rzeki cały czas pracuje i zasypywane są rynny i głęboczki. Do tego dochodzą regulacje rzeki, brak terenów zalewowych, wycinanie drzew i krzaków na międzywalu, prostowanie i betonowanie dopływów Wisły i inne „chore manewry” mające na celu „naprawianie” przyrody.
10. Czy widzisz szanse na poprawienie tego stanu rzeczy?
Oczywiście – dinozaury też kiedyś wyginęły… Z wielką niecierpliwością czekam, aż historia zatoczy koło…
11. Wiele osób upatruje presji wędkarskiej jako głównej przyczyny tak fatalnego stanu naszych wód. Czy nie uważasz, że media wędkarskie tę presję skutecznie nakręcają?
Myślę, że nie. W znacznej części media wędkarskie pokazują, że z wędkarstwa można czerpać jakieś pozytywne emocje, a nie traktować wypadów nad wodę jako sposobu na zdobycie rybiego białka i zapchanie bebzonów sobie, rodzinie i wszystkim sąsiadom. W wielu wypadkach media uświadamiają ludzi, edukują. Ja sam kiedyś zabierałem złowione ryby do domu – wtedy było to normalne. Ryba miała wymiar = patelnia. Czytałem gazety wędkarskie, oglądałem filmy (jeszcze na VHS)…jestem najlepszym przykładem, że media wędkarskie edukują.
12. Wędkarstwem zajmujesz się jakby nie było profesjonalnie. Czy jak jesteś na rybach to zawsze odpoczywasz, a może jednak czujesz się jakbyś był pracy? 🙂
Całe szczęście, nie traktuję wędkowania jako obowiązku. No, może zdarzyło się tak kilka razy, gdy brałem udział w nagrywaniu filmu. Nie ma że boli, nie ma że od tygodnia wstajesz o 4 rano – trzeba młócić wodę. W tych wypadkach rzeczywiście było to męczące. Każda inna wyprawa jest fajną przygodą, rewelacyjnie spędzonym czasem. I tak to traktuję od zawsze.
13. W swoich artykułach przekazujesz ogrom wiedzy czytelnikom. Jednak żyjemy w kraju, w którym ryb się nie wypuszcza. Czy nie zdarzają Ci się chwile zawahania, że najzwyczajniej w świecie dajesz “mięsiarzom” narzędzia, aby stawali się jeszcze skuteczniejsi?
Staram się w moich tekstach zawierać przekaz, że ryby warto wypuszczać. Mam nadzieję, że dzięki temu co piszę więcej ryb zostało wypuszczonych z powrotem do wody, niż złowionych i ubitych. Bardzo bym sobie życzył, żeby tak właśnie było. Zresztą czasy się zmieniają – teraz zamieszczenie w Internecie zdjęcia z rybą na tle przysłowiowego sracza jest obciachem i wywołuje burzę negatywnych komentarzy. Wędkarska rzeczywistość się zmienia i jest to nieuniknione. 20 lat temu nikt nie słyszał w naszym kraju o nokill’u, a dziś coraz więcej ludzi wypuszcza złowione ryby – a minęło jedynie 20 lat. Co będzie za kolejne 20 lat? Mentalność zmienia się najwolniej, ale najtrwalej.
14. Jak w ogóle postrzegasz przyszłość mediów wędkarskich w Polsce? Czy według Ciebie przeniosą całkowicie swoją działalność do Internetu, a może to już się dzieje?
Myślę, że nie. Owszem, rynek prasy drukowanej zmienia się na całym świecie, jednak wielu wędkarzy lubi zapach farby drukarskiej – i tak jeszcze przez jakiś czas będzie. W dzisiejszych czasach wiele informacji znajdziemy w sieci, więc naturalne jest, że jakaś ilość czytelników przenosi się do Internetu.
15. Kamilu, jak w każdym wywiadzie tak i w tym nie może zabraknąć lekko uszczypliwego pytania 🙂 Wiele osób nazywa Cię “mistrzem fejsbukowej sweet foci”. Czy to dla Ciebie prztyczek w nos, czy raczej nie przejmujesz się taką krytyką?
Powiem szczerze, że pierwszy raz spotykam się z taką opinią. Swoją drogą założenie „bloga hlehle” również może być podciągnięte pod jakiś rodzaj Internetowego samogwałtu, taką inną wersją „sweet foci”, więc mógłbym odwrócić pytanie 😉
Jeśli tak ktoś myśli – a szczerze mówiąc, nikt mi tego nie powiedział prosto w oczy (poza jednym przypadkiem, kiedy to najprawdopodobniej mocno ubzdryngolony jegomość posłał mi niezrozumiałą wiąchę za pomocą komputerka, choć pisanie sprawiało mu olbrzymią trudność tego wieczoru) – to jego prawo. Ja wychodzę z założenia, że każdy może robić na co ma ochotę pod warunkiem, że nie krzywdzi innych. Ja regularnie uczestniczę w facebookowej społeczności, ktoś inny woli zalec przed telewizorem, a jeszcze ktoś inny lubi moczyć się godzinami w wannie wdychając zapachy kadzidełka – dla każdego coś dobrego, niech każdy robi to, na co ma ochotę. Jeśli jest tak jak mówisz, to nie postrzegam tego ani jako prztyczek w nos, ani tym bardziej jako krytykę. Krytyka jest mile widziana, jeśli ma jakieś merytoryczne podstawy, jeśli ktoś mnie przekonuje, że robię coś źle. Więc jak już, to chyba prędzej odebrałbym to jako drobną uszczypliwość w stylu „z braku laku…”. Sam nie potrafię, to krytykuję – moim zdaniem słabe podejście, ale przecież nikomu nie zabronię.
16. Zgadzam się z Tobą i trudno żebym postrzegał negatywnie Twoją „fejsbukową” działalność skoro sam prowadzę bloga. Dziwi mnie natomiast, że nikt do tej pory Ci tego nie powiedział bezpośrednio. Potwierdza się raz jeszcze, że ludzie lubią gadać, szczególnie za plecami 🙂
Z innej beczki, wszyscy narzekają na PZW, ale mamy w Polsce też innych dzierżawców i rzadko kiedy są oni lepsi od znienawidzonego związku, więc pytanie do Ciebie – jak nie PZW to co?
Trudne pytanie. Faktycznie – w wielu przypadkach wody dzierżawione przez PZW są rybne w porównaniu z innymi, dzierżawionymi przez inne podmioty. Jeśli jakaś spółka dzierżawi jezioro na np. 10 lat, to stara się mieć z tego maksymalny zysk i nikogo nie obchodzi, że za 10 lat w bajorze zostaną tylko żaby…
Obawiam się, że za lat „dziesiąt” lub nawet wcześniej wędkarstwo będzie drogim sportem. Prywatni właściciele będą mieli rybne wody, jednak za łowienie ryb będą sobie liczyli niemało. Jak kogoś nie będzie na to stać, będzie mógł sobie z wędką w rękach poobserwować latające nad państwową wodą ważki czy motylki, a wnukowi pokazywać zdjęcia i mówić –„zobacz wnusiu, tak wyglądał jazgarz”.
17. Mi się wydaje, że problem jednak bardziej leży po naszej stronie, czyli w mentalności wędkarzy, a nie po stronie dzierżawców. Czy myślisz, że kiedyś to się zmieni? Jakie są grzechy główne “wędkarza polskiego”?
Tak jak pisałem wcześniej – mentalność się zmienia powolutku, ale na stałe. Więc tak – powoli idzie ku lepszemu, oby tylko nie było za późno.
Grzechy główne? Nie lubię uogólniać, ale zrobię to aby się nie rozpisywać zanadto – traktowanie wędkarstwa poprzez pryzmat „zapłaciłem to mi się należy” czy „karta musi się zwrócić”, śmiecenie nad wodą, zabieranie zbyt dużej ilości ryb (nie trzeba zabierać tylu ryb, na ile pozwala RAPR…) – pomijam już nawet przypadki ubijania niewymiarków czy ryb objętych ochroną, bierność na sytuacje, w których powinniśmy zareagować i myślenie o tym, że jak nie ma ryb, to PZW musi zarybić. Nie – pieniądze powinny iść na ochronę wód, a nie na zarybienia, przynajmniej w większości przypadków. Ponadto wielu z nas nie ma pojęcia o ekologii, o tym, że prostowanie rzek szkodzi i ekosystemowi i nam (bo nie jest to ochrona przeciwpowodziowa jak nam wciskają „mądre głowy” z RZGW, a wręcz odwrotnie), itd.
18. Wracając do przyjemniejszych tematów – jakie są Twoje plany na obecny sezon, może postawiłeś sobie jakieś specjalne cele?
Planów mam kilka, ale to chyba jeszcze nie czas aby je zdradzać. Nie są one związane ze złowieniem jakiejś ryby czy pobijaniem własnych rekordów, bo tu i tak ryby napisałyby swój scenariusz 😉 Do niedawna moje obowiązki służbowe trochę przeszkadzały mi w oddawaniu się swojej pasji (choć wiele osób sądzi inaczej, tak jednak było…), a teraz pracuję nad tym, abym mógł spędzać więcej czasu nad wodą.
19. Każdy z nas ma swoje wędkarskie marzenia i żyje nadzieją, że pewnego dnia spotka się z tą wymarzoną … rybą. Jakie wędkarskie marzenia ma Kamil Walicki? 🙂
Takich marzeń mam wiele… Najbardziej życzyłbym sobie chyba złowienia metrowego sandacza – jest to jeszcze realne, choć niezwykle trudne. Nie pogardziłbym również boleniem w podobnym rozmiarze 😉 Z bardziej przyziemnych rzeczy chciałbym móc w spokoju oddawać się swojej pasji – czego życzę każdemu 😉
20. Kamilu tego Ci właśnie życzę (sobie zresztą też :)). Dzięki za wywiad i do zobaczenia na wodzie!
Dzięki !
Super wywiad! 🙂
…W końcu imię zobowiązuje… 😉
Bardzo fajnie przeprowadzony wywiad, jakby było się świadkiem rozmowy dwóch zapalonych wędkarzy. Super!
Fajny wywiad, zresztą Łysy Wąż to fajny gość… 🙂
Mała uwaga – powinno być: ” Brak nieuchronności kary – to ciche przyzwolenie…”
Nieuchronność oznacza, że kara nieuchronnie dosięgnie winnego.
Poprawione, dzięki 🙂
Gdyby wszyscy wędkarze mieli takie podejście do naszych wód i ryb to w Polsce było by eldorado. Więcej takich ludzi jak Pan Daniel i Pan Kamil.
Pozdrawiam.