Buty do brodzenia Simms Rivershed kupiłem na wiosnę 2013 roku, czyli niedawno. Wbrew pozorom przeszły całkiem konkretne testy, na które składały się dwa wyjazdy: Półwysep Kolski oraz Kamczatka.


Dlaczego filcowa podeszwa? Odpowiedź jest prosta – podczas wypraw spływaliśmy pontonami (niezbyt dobrej jakości), a więc nie chciałem ich przedziurawić kolcami. Natomiast z doświadczenia wiem, że czysta guma nie sprawdza się na górskich rzekach. Filc się sprawdził. Co prawda nie daje takiej stabilności jak dobre kolce, ale na obydwu rzekach wystarczył i o ile pamiętam zaliczyłem jedynie jedną kąpiel, ale to nie ze względu na poślizgnięcie, ale po prostu się potknąłem.
Dodatkowo warto pamiętać, że buty z filcem są znacznie tańsze niż z innymi podeszwami. Minusem może okazać się to, że np. w takiej Nowej Zelandii jest zakaz używania filcu. Nie jestem pewien czy czasem w Stanach lub Kanadzie też nie obowiązuje. Wszystko po to żeby nie przenosić bardzo inwazyjnych glonów, które wykańczają rzeki.

Buty okazały się całkiem wygodne, aczkolwiek do najlżejszych nie należą. Jeśli ktoś lubi przemierzać kilometry to może warto wybrać jakiś inny model licząc się z mniejszą trwałością.

No właśnie, czy te buty są wytrzymałe? Jak na razie to najmocniejsze buty jakie miałem. Co prawda wypadają gorzej pod tym względem niż model Freestone, ale są wygodniejsze. Jedynie zniszczenia jakie do tej pory się pojawiły, to porwane sznurówki i lekko odklejająca się gumowa osłona na przodzie buta.

Cena to ponad 700 pln, czyli jak na rozwiązanie z filcem dość drogo. Płacimy w tym przypadku za jakość wykonania.

 

Podsumowanie

Wygoda : 3.5
Trwałość : 4
Cena : 2
Suma : 9.5
Uwagi: + Trwałość
+ Jakość wykonania

– Cena