Rok 2014 podobno nie był łatwy jeśli chodzi o sumowy trolling. My osobiście tego nie doświadczyliśmy, ale wiem że wiele ekip przyzwyczajonych do niskiego stanu rzeki nie było sobie w stanie poradzić na znacznie wyższej wodzie. My albo znaleźliśmy sposób, albo po prostu przyfarciliśmy, a jak dobrze wiemy w wędkarstwie szczęście jest potrzebne. Szkoda tylko, że wielu „topowych sumiarzy” nie potrafi czerpać przyjemności z tej pasji i wszystko obracają w rywalizację, a niestety wielu z nich słabo sobie radzi z niepowodzeniami. Taka sytuacja musi skończyć się frustracją i niezdrowymi emocjami, które prowadzą do mało chlubnych zachowań. Co ciekawe przodują w tym aspekcie Ci najbardziej „święci” na każdym kroku pouczający i nawracający innych wędkarzy. Jak to było z tą „belką we własnym oku” ? 🙂
Przejdźmy jednak do meritum, które jest znacznie przyjemniejsze, a więc do relacji ze naszego kolejnego zlotu. Tym razem uderzyliśmy na Wisłę poniżej Wyszogrodu. Frekwencja nie była za duża, ponieważ ciężko było ustalić dobry termin i ostatecznie było nas sześciu na trzech jednostkach.
Zacznijmy od mazowieckiego debiutanta – Tomka 🙂
Pierwsze słowa jakie powiedziałem widząc Wisłę z mostu ” O k…. ale żeśmy się wpierdolili
Dla mnie Wisła Tarnobrzeska to potęga a tu zmieściłbym kilka takich tarnobrzeskich.
O godz 9 rano ponton już był w wodzie i z wielkim zapałem ruszyłem okiełznać Królową, niestety sumki miały na nas wyrąbane i skończyliśmy dniówkę z dwoma braniami, jednym plemnikiem około 45 cm i mega rarytasem szczupakiem miarowym Wieczorem zbunkrowaliśmy się na wyspie oblężonej przez żurawie, klimacik był świetny .
O 6 rano pobudka szybka herbata i do roboty. Pierwszą miejscówką były dwa grube przelewy, które wieczorem przeoczyłem. O godzinie 8 na napływie, który był zarazem początkiem burty głębokiej na 4m coś próbuje pozbawić mnie wędki. Pierwsze co powiedziałem to „jest metrówka”, ale szybko metrówka zaczynała przybierać na rozmiarze Aż doszło do tego, że jest klamot. Po około 15 minutach przeciągania chwyciłem sumka za szczękę i jazda do brzegu .
Radość nie do opisania, a w zasadzie to euforia w połączeniu z odlotem Ależ się cieszyłem matko jedyna. Sumek wydawał mi się krótszy bo był strasznie gruby.
Jaja były przy pozowaniu, bo nie umiałem go podnieść
Po tej akcji mieliśmy kolejną tym razem z brzegowcami, którzy zaczęli w nas rzucać butelkami, że niby płyniemy za blisko, poleciało w ich stronę kilka @#$% i zrobiłem im lekki przypływ pontonem Ciule mściwe więc wskoczyli do pontonu i jazda za nami, problem mieli tylko z mocą silnika 5 km a my 15, więc płynęli za nami dobrą godzinę w tym czasie my trollowaliśmy i czekaliśmy aż do nas podpłyną i wtedy pełen gaz żeby się dalej męczyli.W międzyczasie na połączeniu dwóch przykos miałem mega branie na 9 cm horneta, ale pacjent miał tylko metr.
Jak kolesie odpuścili popłynąłem na główki.W pierwszym przelocie przez główkę na 4 metrach w warkoczu jak wobler przechodził przez szczyt, sum skasował horneta z taką siłą, że o mało zawału nie zaliczyłem. Siłowałem się z nim około 10 minut w tym czasie sumek za żadne skarby nie chciał współpracować i powoli, ale stanowczo kierował nami po swojej mecie. Po czym się wkurzył i dał nura w silnym nurcie w dół i po prostu się wypiął, poczułem się jak by mi ktoś kogoś bliskiego zabrał.
Poczułem się strasznie, bo to była naprawdę duża ryba. Jak duża nigdy się nie dowiem, ale wspomnienie pozostanie.
Do wieczora miałem jeszcze dwa brania, ale nie takie atomowe.
Wieczorem rozdałem autografy i obiecałem Danielowi i Michałowi, że nie zapomnę o nich napisać przy pisaniu poradnika o łowieniu sumów i w artykułach do „Wędkarskiego Świata”
Rano księciunie spali w najlepsze, a ja z Redem o 6 już atakowałem pierwszą tzw. mega burtę. Nie był to jednak dobry dzień bo zaliczyłem tylko jednego metruska za szczytem główki w warkoczu i w zasadzie tyle się wydarzyło. O 13 zrobiło się ciulato, czyli wiatr plus deszcz, więc szybka decyzja spadamy i o 15 byliśmy już w samochodzie .
Podsumowując zajebisty wyjazd, nowe doświadczenia, nowy rekord, nowa rzeka do eksploracji i nowa miłość WISŁA
p.s. Wracam za tydzień
Mega fajny opis – Królowa jest tylko jedna :-).
Pierwsza fotka moje miejscówki za wyspą ze słupami energetycznymi!!!
Pięknie napisane i okraszone zdjęciami pięknych ryb.
Fajnie że wszystko opisane z humorem , ale tekst o rozdawaniu autografów i obietnicy danej Danielowi i Michałowi, rozwalił mnie dokumentnie.