Nadeszła jesień, a więc nadszedł czas na małe podsumowanie sezonu letniego oraz stanu Hlehle Challenge.
Lipiec i sierpień upłynęły mi pod kątem połowów suma, czyli znowu dopadła mnie sumoza pospolita … spodziewałem się tego. Jednak tym razem objawy były znacznie łagodniejsze i nad wodą bywałem rzadziej. Chyba głównie dlatego, że tłum trollingowców skutecznie mnie zniechęcał. Jednak i tak udało się złowić 80 sztuk, aczkolwiek w tym roku dominowały sumy małe i bardzo małe oraz … bardzo duże. Wyjątkowo niewiele było tzw. sportowych sztuk.
We wrześniu miałem się przyłożyć do Hlehle Challenge, a szczególnie do brzan i boleni, ale niestety … wyjechało mi się z kraju, a więc plan spalił na panewce. Jednak nie żałuję tej decyzji, ponieważ zaliczyłem wspaniałą wyprawę na daleką Syberię (relacja już niedługo). Po powrocie powitała mnie już jesień i okres najlepszych brań chyba już minął. Udało mi się co prawda 4 razy wybrać na wiślane królowe, ale nie połowiłem. Jeden 3 godzinny wypad z brzegu na grunt był na zero. Zaliczyłem jedynie kilka szarpnięć kijem, ale chyba kleniowych. Raz 2 godzinki brodziłem na rafach i łowiłem na przepływankę. Tutaj byłem blisko sukcesu, ale duża brzana się wypięła i jedynymi wyholowanymi rybami były krąpie.
Jedno popołudnie spędziłem łowiąc na feedery z łódki i trafiłem jedną brzanę, a w zasadzie brzankę. Było kilka mocniejszych brań i chwila nadziei gdy fajnie murującą rybą okazał się okołowymiarowy sumek. Ostatni wypad był prawie całodniowy i tutaj nie wiem do końca czemu razem z tatą polegliśmy. Mieliśmy sporo mocnych brań na pewno brzan, ale udało się zaciąć tylko jedną. Niestety hol ojcu się nie powiódł, ponieważ pękł przypon. Według mnie zdecydowanie za słaby: 0,20. Ja nie stosuję cieńszych niż 0,26.
Tylko raz udało się wyrwać na 3 godzinne poszukiwanie rap. Okazało się to zbyt małą ilością czasu żeby pojmać byka i na osłodę trafił się 60+.
Tak więc obydwa wyzwania wydają się mocno zagrożone, ale jeszcze trochę czasu zostało. Walczę dalej 🙂
Wystarczy jeden dobry dzień , a zaliczysz i brzanę i bolenia .
Tak, wystarczy trochę więcej farta. W sumie ostatnio było nawet blisko. Kilka brań grubych rap, a wyjąłem jedynie tego sportowca. Wielka brzana też była … szkoda, że za grzbiet 😛
W tym hobby fart, to połowa sukcesu.Ile zaplanowanych wypraw kończy się porażką , a całkowicie spontanicznych ogromnym sukcesem. Jak aura pozwoli , to powalczysz i kto wie ?
Ten sum na pierwszym zdjęciu to robi wrażenie 🙂