C&R – temat kontrowersyjny nie tylko w Polsce (o dziwo). W internecie dzień w dzień wędkarze kłócą się czy ryby wypuszczać czy zjadać. Każdy ma swoje zdanie i nie zamierza go zmieniać. Argumentacja rzadko jest merytoryczna, a zazwyczaj sprowadza się do powtarzania stereotypowych opinii i farmazonów wymyślanych nad wodą przy wódce.
Zacznijmy od tego czym jest C&R. Nie będę przytaczał tu definicji, które są głoszone przez różnych purystów, ponieważ dawno przyjęło się trochę inne znaczenie. Jednak jeśli ktoś bardzo chce postudiować to zagadnienie (może jakaś praca doktorska? 😉 ), to warto żeby zerknął tutaj.
Przyjmijmy więc, że C&R jest tożsame z terminem „no kill”, czyli w skrócie chodzi o to żeby rybkę wypuścić, a nie z… (…jeść).
Praktyka ta jest od dawna stosowana w krajach Zachodnich. Często dlatego, że po prostu nie ma tam kultury jedzenia ryb słodkowodnych, ale bez przesady … sandaczyka nawet Angol chętnie by wszamał, a jednak wypuszczają. Wiele osób twierdzi, że to przez poziom życia w naszym kraju. Pośrednio prawda, ale tylko pośrednio. Poziom i styl życia przez pokolenia ukształtował pewne postawy, ale obecna zamożność społeczeństwa aż tak wielkiego znaczenia nie ma. Czego przykładem jest wielu moich znajomych, u których się nie przelewa, a potrafią rybie darować życie. Za to często spotykam nad wodą „łoligarchów z nowych mesiów”, którzy wszystko walą w palnik. Jaka jest więc przyczyna, że chłop żywemu nie przepuści? Ja mam swoje teorie, a Wy jak myślicie?
Żeby nie było, uważam że obydwie strony tego sporu wymieniają często bezsensowne argumenty. Najgłupszy argument „nokillowca”? „Zabijanie ryb jest nieetyczne”. Tiaaaa, a nabijanie ich na haczyk, wielominutowy hol na delikatnym sprzęcie, sesja fotograficzna (przy okazji ryba pacnie parę razy na glebę) i zwrócenie wolności jest bardzo etyczne. Na koniec wypuszczamy rybę w „dobrej kondycji”. Na pewno jej to wyjdzie na zdrowie, w końcu co cię nie zabije, to cię wzmocni 😉
Gówno prawda – C&R jest taka samo, albo nawet mniej, etyczne niż C&K (złów i zabij). C&R nie wymyśliła jakaś Matka Teresa wędkarstwa tylko, ktoś kto potrafi liczyć i w miarę praktycznie myśleć. Praktycyzm, o to w tym chodzi !
O co chodzi w naszym hobby? O łowienie ryb – proste jak budowa cepa. Nawet jeśli ktoś lubi zjeść świeżą rybę, to tak na prawdę jest to nic w porównaniu do przyjemności, jaką dostarcza nam samo łowienie.
Skoro ustaliliśmy cel, to pora przejść do logicznego myślenia. Jeśli w rzece pływa 100 wymiarowych pstrągów (co wcale nie jest mało w przypadku nizinnych rzek … górskich ), a wędkarzy posiadających licencję jest 300, to ile ryb może zjeść każdy wędkarz? Pomogę: żadnego ! 🙂
Ok, ale co jeśli by się uparli? W takim razie 1/3 pstrąga na głowę. Oczywiście w tym momencie rzeka jest pusta. Ktoś powie, że wędkarze ryb nie wyłowią. Następny geniusz 🙂 Pstrąg jak to pstrąg – głupi jest. Przychodzi dzień, że żre wszystko i nawet kompletna lama połowi.
Czyli nie o etykę tu chodzi, tylko o zwykły rachunek ekonomiczny.
Zastanawiające jest to, że czasami można spotkać ludzi z doktoratami, którzy może potrafią liczyć, ale chyba tylko równania różniczkowe, a proste obliczenia (jak chociażby powyższe) wykraczają poza ich kompetencje 😉
Następny argument – ryba i tak nie przeżyje. Jak się ją potraktuje z buta, to pewnie że nie. Jednak przy odrobinie wiedzy na temat poprawnego C&R, śmiertelność można ograniczyć do minimum. Zarówno w internecie jak i w prasie non stop zasypywani jesteśmy przykładami ryb łowionych wiele razy. Bardzo łatwo to zauważyć w przypadku ryb charakterystycznych, jak pstrągi czy szczupaki. Śmieszą mnie także twierdzenia, że np. sandacz jest na tyle delikatny, że nie przeżywa. Bujda! Pewnej zimy wraz z kolegami łowiłem na łowisku w Anglii. Jak zaczęliśmy porównywać zdjęcia to okazało się, że największe ryby były łowione przez nas wielokrotnie. Rekordowo głupie psy trafiały się po 4 razy. Jakbyśmy je pałowali, to co wyjazd byłoby coraz gorzej i dość szybko skończylibyśmy zerując. Tych ryb nie było dużo w łowisku, tylko mieliśmy takie wrażenie do momentu, gdy zauważyliśmy, że to ciągle te same osobniki. Wyczyszczenie takiej zimowej mety zniszczyłoby populację sandacza z wielu kilometrów rzeki.
Czemu nie ma ryb? Rybacy sieciami wyłapali, kłusole prądem wytłukli, kormorany wyżarły, a na koniec przyszła wydra …
Na niektórych łowiskach jest to prawda, ale tylko niektórych. Większość wyczyściliśmy my – wędkarze.
Zjadać więc czy wypuszczać? Pewnie, że zjadać, ale tylko w łowiskach zasobnych w ryby i tam gdzie presja wędkarska jest znikoma. Szkoda, że takich w Polsce nie ma …