Medalowe karasie złociste

Rok temu miałem problem żeby złowić karasia złocistego. Bywałem na łowisku, gdzie występują te rybki i do tego w znacznych rozmiarach. Z jakiegoś powodu się nie udało. Jednak wędkarstwo jest często niewytłumaczalne. Niby robimy to samo, warunki są identyczne, a wyniki drastycznie różne. Tak więc postanowiłem spróbować na te samej wodzie także w tym sezonie. To był strzał w dziesiątkę 🙂

Pierwszy wypad był niewypałem – siedziałem pół dnia i zaliczyłem dwa niemrawe brania. Skończyłem z wynikiem zerowym. Zresztą inni wędkarze także.

Zrobiłem sobie dwutygodniową przerwę i następna sesja była już znacznie bardziej udana. Wybraliśmy się z kolegą na cały dzień i mimo , że ryby nie brały z dużą częstotliwością to jednak systematycznie coś się wieszało na naszych zestawach, czyli wędkach feederowych. Na hakach co chwila lądowało coś innego, a to kukurydza, a to pellet, a to kulka na włosie. Ryby brały podobnie na każdą z tych przynęt. Nie było faworytów. Po prostu trzeba było cierpliwie czekać na branie, a potem go nie popsuć 🙂

U mnie jako pierwszy zameldował się nieduży amurek. Połakomił się na 3 ziarka kukurydzy. Tak więc szybko udało się zaliczyć ten gatunek w Hlehle Challenge 2016 🙂

Po nim nastąpiła przerwa w braniach, do momentu gdy podeszły leszczyki. Były na tyle nieduże, że większości brań nie zaciąłem. Za to grubsze i znacznie ciekawsze ryby podeszły popołudniu, a mianowicie wyjąłem 3 piękne karasie złociste. Rybki o kształcie talerza okazały się dość godnymi przeciwnikami i całkiem dobrze walczyły. Nie mogło być zresztą inaczej, ponieważ każdy z nich ważył około 1,5 kg a długości wahały się pomiędzy 39 a 41 cm.

Przypałętał się też jeden karaś srebrzysty.

… na koniec dnia zaliczyłem całkiem sympatycznego leszcza.

Co ciekawe, kolega łowiący obok, nie złowił tego dnia ani jednego karasia złocistego. Miał natomiast kilka sporych „japońców” i znacznie więcej leszczyków.

PS. Czas zapolować na liny 😉