Powiadają, że pstrąg robalem nigdy nie pogardzi i to niekoniecznie kopanym 🙂 Dobrze podana nimfa podobno zawsze działa. Jednak podczas tego wyjazdu moja wielka wiara w tę metodę została rozbita z trzaskiem. Zrozumiałem, że wcale nie stałem się posiadaczem wiedzy tajemnej i jednak bogiem pstrągów nie jestem …
Znowu wybrałem się z kolegą na dwa dni łowienia. Ja jak zwykle z muchówką, a kumpel ze spinningiem.
W sobotę łowiłem dużo na nimfy, ale przyczepił się jedynie malutki lipionek. Niestety nie mogłem łowić na streamery, bo wiało tak że linka momentalnie się prostowała, ale nie tam gdzie bym chciał 🙂 Wiatr był na tyle silny, że nie dało się łowić poza mocno zalesionym odcinkiem, a tu ciągle spadały łamane gałęzie. Przez chwilę, gdy zrobiło się spokojniej porzucałem streamerkiem i złowiłem 30’aka. Ryby żerowały, ponieważ było je widać na płyciznach i wychodziły do dużych przynęt. Nimfki miały w d… – nawet jednemu pod nos podtykałem i zza drzewa widziałem jak je olewa.
W niedzielę już tak nie wiało, ale i tak zacząłem od nimf (ach ta wiara). Znowu zero (oprócz dwóch lipasów). Przezbroiłem się na streamery i było już lepiej, tyle że w lesie nie bardzo mi szło (krzaki i drzewa), więc łowiłem głównie na odcinkach mniej zadrzewionych.
Trafiłem 4 sztuki:
– na streamera – 30, 40 i 45
– na suchą – 25
Ten największy walnął w skoczka – malutki streamerek (2cm) lub mokra mucha (nie wiem dokładnie co żem zawiązał). Akcja była fajna, bo idealnie widoczna na czystej i głębokiej na 1.5m wodzie. Ryba nie wyszła na spokojnie, ale jak strzała wystartowała do samej powierzchni, zgarnęła muchę i zawinęła się do kryjówki – piękna sprawa.
Przez te dwa dni kolega miał znacznie więcej kontaktów. Złowił 6 rybek w przedziale 30-35 cm i miał drugie tyle wyjść (w tym znacznie większych). Dzień dniu nie równy, tym razem spinning okazał się górą, a nimfy stratą czasu (przynajmniej w moich rękach).