Rzekę Ebro odwiedziłem ostatni raz w roku 2012. Chętnie bym się wybrał ponownie, ale planów i miejsc do najechania jest znacznie więcej niż czas i budżet pozwala.
Tamten wyjazd był specyficzny ze względu na niedużą wielkość łowionych sumów. Za to dopisały sandacze, chociaż prawdę mówiąc to były zazwyczaj przyłowami …
7 dni łowienia w sześcioosobowym składzie podzielonym na 3 łodzie, 5 dni upału i 2 dni deszczu.
Nie złowiliśmy żadnych rekordów, dwa największe wąsacze to 190 i 194, było ich w sumie 28 sztuk. Prawie wszystkie złowiono na trolling. Stały w miejscach mało sprzyjających łowieniu z ręki, więc tym razem skupiliśmy się na metodzie „jeb woba za burtę”.
Ja wymęczyłem 8 sumków w 3 ostatnie dni (cztery pierwsze na zero) i dużo sandaczy, w tym 87 i 96 cm.