Kołowrotka Daiwa Caldia 3000x używam ponad 3 sezony. Nabyty z myślą o wiślanym łowieniu, czyli sandacze w nocy oraz jesienne łowienie z opadu, plus bolenie i kleniojazie. Co prawda miałem kiepskie doświadczenia po Daiwa Tierra, ale postanowiłem dać jeszcze jedną szansę tej firmie. Kręcioł tani nie był, ponieważ kosztował około 500 pln na promocji, a regularna cena przekraczała 600 pln. Oczywiście na początku działał bez zarzutu, czyli tak samo jak „ścierra”, ale i tym razem po kilku miesiącach pojawiły się problemy – po deszczowym dniu mechanizm zaczął się zacinać. Postanowiłem go po prostu przesmarować (nie wiem czy w ten sposób nie utraciłem gwarancji …), ponieważ nie miałem czasu bawić się w użeranie z serwisem. Od tamtej pory kołowrotek kręci się jak należy. Swoją drogą żal dupę ściska, że taka firma jak Daiwa wypuszcza kołowrotki, które po deszczu przestają działać. Smaru w środku jest tak mało aby idealnie działały w rękach kupującego wędkarza, ale po trochę intensywniejszym użytkowaniu jest kupa.
Nie była to jedyna usterka w tej Daiwie. Rok temu rolka w kabłąku najpierw zaczęła rzęzić, a na następnym wyjeździe stanęła. Poszło łożysko …
Następna przypadłość Daiw – rolki. Skończyło się na wymianie łożyska (co swoją przerosło jednego ze znanych wędkarskich serwisantów i musiałem dawać do poprawki innemu).
Podsumowując – to był dobry zakup. Kilka lat łowienia w Wiśle, kilka ciężkich zagranicznych wyjazdów, a więc konkretna orka i kręcioł nadal działa. Z drobnymi potknięciami, ale jednak działa, co niestety stało się niezłym osiągnięciem w obecnych czasach, w których zalewani jesteśmy mega chłamem.
Wygoda | 4 |
Trwałość | 4 |
Cena | 3 |
Suma | 11 |
Uwagi | Solidna konstrukcja za to niezbyt tania |