Nie samymi sumami człowiek żyje. Dawno nie łowiłem na muchę, a zacząłem tęsknić do lekkiego łowienia, więc wybrałem się … na klenie ze spławikówką 🙂 Jako dzieciak często łowiłem ryby w małej rzece na przepływankę i pamiętam jak dużo frajdy mi to sprawiało. Ryb jest już mniej, ale za to doświadczenie posiadam znacznie większe. Byłem ciekawy co z tego wyjdzie. Wyskoczyłem, więc z tatą na cztery godzinki, aby zobaczyć czy jeszcze coś w tych małych rzekach pływa. Łowiliśmy na dwa różne sposoby – ja dużo chodząc, a ojciec stacjonarnie po wcześniejszym zanęceniu. Obydwa sposoby mogą być skuteczne, wszystko zależy od okoliczności i podejścia. Niestety tego dnia Broda sobie nie połowił. Za to ja idąc zrobiłem sobie konkretny spacer, ale przy okazji wyjąłem 5 kleni. Miałem też na kiju kleksa powyżej 50 cm, ale niestety się spiął.
Po ciężkich sumowych łowach, potrzebowałem odmiany. Lekka wędeczka, delikatny zestaw, dwa pudełka w kieszeni – jedno z haczykami i żyłką, a drugie z mirabelkami, wiśniami, serem i kukurydzą. Pełen relaks 🙂
Gatunek | Ilość ryb | Największe (cm) | Uwagi |
---|---|---|---|
Kleń | 5 | 45+ | Spięty 50’ak |
No i pięknie 🙂 Zapewne najskuteczniejsza wiśnia na klenicha była ? Ja na odrze łowię je na skórkę od chleba
Do mirabelek też pięknie skakały. Na ser praktycznie nie próbowałem, ponieważ fajnie brały na owoce. Chyba przynęta nie miała wielkiego znaczenia, a głównie prezentacja.