Sezon sumowy uznaję za zakończony, więc czas na relacje z najciekawszych wyjazdów i na podsumowania.

Kilka tygodni temu udało się w końcu wybrać na ryby razem z tatą. Żeby uniknąć tłumów i połowić w spokoju wybraliśmy się dalej od najbardziej obleganych odcinków. Niestety plan się nie do końca powiódł i mijanka na wodzie była standardem.

Już w pierwszym napłynięciu trafiłem sandaczyka około 70 cm, co zaostrzyło apetyt na resztę dnia.

Później przez jakiś czas mijaliśmy się na zakładkę ze znajomymi. W międzyczasie na jednej z rynien spiąłem ładnego sandacza. Ogólnie mieliśmy sporo brań tych ryb, ale praktycznie nic nie udawało się zaciąć. Później na głębokiej przykosie tata miał uderzenie na woblera ciągniętego w toni i po chwili wyjął grubego sandacza pod 80 cm. Podałem rybę ojcu i sięgnąłem po aparat. Niestety „słit foci” nie było, ponieważ ryba zaczęła się dość mocno wyrywać i sama zastosowała C&R 🙂

Następnie popłynęliśmy na głębokie rynny i burty z drzewami, ale tam nie doczekaliśmy się brania. Dopiero na powrocie w pobliżu niedużej przykosy, tata złowił metrowego wąsacza. Oczywiście po drodze postanawiamy obłowić jeszcze raz miejsce, w którym trafiliśmy ładnego pieska kilka godzin wcześniej. Jakże wielkie było nasze zaskoczenie, gdy dokładnie w tym samym miejscu co poprzednio tata miał znacznie większego sandacza na kiju (prawdopodobnie metrówa), ale chwilę pochodził i spadł. Zasmuceni popłynęliśmy dalej nie wyciągając woblerów z wody. Po kilkudziesięciu metrach chciałem już zarządzić wyciągnięcie wabików z wody, gdy nastąpiło wielkie BUM na taty wędce. Po kilku sekundach tata stwierdził, że ryba się spięła i powoli zwijał zestaw. Zastanowił mnie jednak brak pracy woblera. Okazało się, że sum wydarł do przodu ile sił w ogonie. Minął ponton i zaczęła się walka na całego. Ryba była bardzo żwawa i robiła małe nawroty. Nie dała po sobie poznać z czym mamy do czynienia, ze względu na dynamikę charakterystyczną dla średnich wąsaczy. Myślałem, że ma jakieś 150 – 170 cm. Jak w końcu się wynurzyła to byłem bardzo zaskoczony – pomyliłem się i to GRUBO – na pewno nowa życiówa seniora !

Sum siedział na dwóch kotwiczkach (dolna i górna warga). Po chwili już tylko na górnej. Nie było żadnej płycizny poniżej, a tata nie bardzo dałby radę utrzymać go na wędce podczas holowania do brzegu. Postanowiłem więc zaryzykować i złapać za szczękę, mimo wpiętego na środku woblera. Udało się za pierwszym razem, ale ryba zaczęła się mocno wić. Ledwo dałem radę ją utrzymać. Nie było czasu na kombinowanie, wciągnęliśmy we dwóch wąsacza do pontonu i ruszyliśmy w kierunku brzegu.

Nowy rekord taty stał się faktem 🙂