Co zlot to inne miejsce spotkania, ale tym razem dla odmiany to koledzy wytypowali punkt zborny. Miejsce dobre na zasiadkę jak i na zwodowanie pontonu. Chociaż to drugie wiązało się ze zrzuceniem „dętki” ze skarpy 😉

Frekwencja trochę zmieniona, ponieważ pływały tylko dwa pontony, za to po brzegu śmigały 4 osoby.

Z ojcem dotarliśmy na miejsce po 9’ej i wjechaliśmy w przybrzeżny labirynt krzaczorów. Brnęliśmy dalej i dalej aż w końcu ukazała się główka, na którą wjechał ktoś Skodą. Jak się przedarł tym autem … nie wiem.
Zrobiliśmy rekonesans i facet powiedział nam , że niżej jest jakaś ekipa, która zajęła metę, w której tydzień temu pociągnął leszczy po 60 cm.
Wiedzieliśmy, że to nasi 🙂
Nawrotka i po drodze spotykamy Stacha i Marcina. Chłopaki zostawili samochód i dalej poszli pieszo, a my potoczyliśmy się dalej po wertepach. Okazało się, że reszta dojechała na miejsce autami.
Trochę pogadaliśmy, zjedliśmy zupki, wypiliśmy po piwku i nadszedł czas wypłynięcia.
Szwagry ruszyli w górę, więc my z ojcem zaatakowaliśmy w dół rzeki. Na początek poszliśmy w trollu płytką rynną przy opasce. Długo nie czekaliśmy i walnął mi sumek 130 cm na wodzie 1.5m.

zlot2013_6
Wyholowaliśmy jegomościa i ruszyliśmy jeszcze raz. Na trochę głębszej wodzie (2m) tata ma zaczepy („idę po kamieniach” rzekł spokojnie), jednak ponton stał w miejscu a kamienie bardzo dynamicznie odjeżdżały 😀
Zaczepem okazał się sumek 151 cm.

zlot2013_7
Następne napłynięcie to brania sandaczy u mnie i u taty, ale bez sukcesu i na koniec na dołku 3m tata ma branie suma , ale także się nie zaciął.
Postanawiamy sobie na koniec zdryfować i połowić wertykalnie na gumy. Po chwili nie wiadomo skąd mam ostre branie i czuję, że to duża ryba. Niestety błyskawicznie słyszę huk i 60 funtowa plecionka pęka … zaplątała się na szczytówce. Na szczęście wędka cała.
Dalej już się nic nie dzieje. Płyniemy więc w górę dryfując w każdym ciekawym miejscu. Brań nie ma. Postanawiamy jeszcze spłynąć naprzeciwko obozu. Zdążyłem powiedzieć do taty, że nic się nie dzieje i w tym momencie wielkie pizdnięcie na taty kiju 🙂 Krótki opis tej sytuacji zawarł kolega w korespondencji mejlowej dla tych co na zlocie nie byli.

Bardzo dobrym przeniesieniem sytuacji i odczuć z internetu w real była natomiast sytuacja, której efektem było złowienie suma 176 przez tatę Daniela.
Akurat kręciliśmy się na naszej miejscówce we trzech ze Stachem i Marcinem. Usłyszeliśmy najpierw Danielowe gadanie – był jakieś 200-300 metrów wyżej za główką. Po chwili usłyszeliśmy, jakby na potwierdzenie – chłopaki blisko, niech zobaczą jak się łowi, głośne hasło: RYBA! I zaczął się teatr. Staliśmy na brzegu obserwując całą akcję jak na dłoni. Mocowanie się z sumem na niezakotwiczonym pontonie Daniel wyreżyserował dokładnie tak, że oderwanie ryby od dna, pierwsze próby podbierania i the end odbyło się już dokładnie naprzeciwko naszej klepki. Chłopaki dobili do brzegu holując rybę przy pontonie. Tutaj z niemałym trudem, ale też z niesamowitą uwagą, żeby nie zrobić krzywdy rybie, sum wyniesiony został na skarpę, wyhaczony, zmierzony i sfotografowany. Kapitalna akcja.

zlot2013_8

Do końca dnia już nic się nie działo na naszej jednostce.
Wieczorem usiedliśmy przy ognisku, wypiliśmy kilka browarków, dokończyliśmy bimber i całe towarzystwo poszło spać.

Drugi dzień był znacznie gorszy. Popłynęliśmy w górę rzeki i do 17 zaliczyłem jedno branie sandaczyka. Dopiero na sam koniec rybka się ruszyła – tata trafił dwie rybki (90 i 100).

Wyjazd dla nas bardzo udany zarówno towarzysko jak i wędkarsko. Tata się nałowił a ja miałem z tego powodu frajdę.

W zasadzie zlot był sumowy, ale na tę rybę nastawiłem się głównie ja z tatą, a inni bardzo skutecznie kłuli bolenie. Co prawda jeden wąsacz padł także z brzegu, ale jednak to rapy zdominowały połowy pozostałych zlotowiczów.

zlot2013_1

Relacja kolegi

Zaczęliśmy w piątek ok. 12:00 ze Szwagrem. Zajęliśmy miejscówkę, nadymaliśmy balon i na wodę. Popłynęliśmy w górę od obozu, na znane nam rewiry. Niestety, jak to zwykle bywa z naszym sumowaniem – nic się nie działo. Gdzieś ok 16:00 na pewnej miejscówce (przykosa i główka) zaczęły pokazywać się bolesławy. Zacumowaliśmy na piachu i zaatakowaliśmy z ręki. Chwilę później Szwagier rozdziewiczył się boleniowo – ok 65 cm i pierwszy PB wyjazdu (mierzony w rękach). Usiadł na Thrilla, klasycznie z kantu przykosy.

zlot2013_2

Ok 18 spłynęliśmy na miejscówkę, z zamiarem rozstawienia gruntówek i oczekiwania na gości. Chwilę wcześniej dojechał Karol i swoim zwyczajem poszedł karcić klenie z przelanych poniżej główek. Gdzieś koło 20 dojechał Piotrek. Ugościliśmy go dobrze. Nim rozłożył zestawy musiał zaliczyć kilka karniaków. Poszło mu na zdrowie, bo jakoś koło północy, w trakcie dobrej zabawy przy ognisku, coś chciało zabrać jego wędkę. W porę się zorientował, zdążył złapać za badyl i zaciąć. Karol, zanim jeszcze to branie nastąpiło, stał już na skraju lustra wody, gotowy do podebrania fisza. Długo to nie trwało i na skarpie wylądował zgrabny wąsik – 105cm. Drugi PB tego wyjazdu. Jak już odpłynął to my popłynęliśmy i ok 2:00, nad skarpą rozlegało się już jedynie chrapanie.

zlot2013__1

Drugi dzień zaczął się koło 8:00. Do 10:00 skompletowaliśmy pełną ekipę, bo wcześniej dojechali Stachu z Marcinem, a później Hlehlacze 🙂 Krótka bajera (stanowczo za krótka, kolejnym razem trzeba jakoś inaczej się zorganizować) i przystępujemy do połowów. Znowu ze Szwagrem płyniemy w górę Rzeki. Po drugiej stronie, tak z 500m od obozu, mam branie w trolu. Wyjeżdża szczuka, może miała z 45-50 cm. Kawałek dalej, na przykosie, branie ma Szwagier i punktuje sumkiem 50-60 cm 🙂 Dopływamy do wczorajszej, boleniowej przykosy. Na kosie nic się nie dzieje, to obławiamy pobliską główkę z dużym napływem. W pierwszym rzucie, na bezsterowca, prowadzonego głębiej, mam potężne branie. Ryba długo trzymała się nurtu i nieźle dokazywała. W wodzie nie wyglądał na takiego, ale jak go wyjęliśmy (Szwagier podbierał) to przybiliśmy piątaka. Drugi PB tego wyjazdu – 72-73 cm.

zlot2013_4

Później dymaliśmy już tylko w trolingu ale nasz fart się wyczerpał i klasycznie, nie zaliczyliśmy żadnego brania do końca dnia. W przeciwieństwie do Hlehle i jego ojca – popłynęli w dół i złowili 3 sumy na teoretycznie gorszym i dużo płytszym odcinku. W tym ryba wyjazdu 176 cm. Pogratulować raz jeszcze 🙂 Wieczorem, klasycznie ognisko już w 5ciu – opuścił nas Karol, który wolał bawić się na weselu z wodzirejem :), a także Marcin ze Stachem (dzięki chłopaki, że w ogóle chciało Wam się przyjechać!!!). Na ognisku królował bimber i Łącka 🙂

Niedziela, podobna do soboty. O 8:00 pobudka i do rybałki. Wcześniej śniadanie i małe pogaduchy. W nocy (w ogóle przez cały wyjazd) chciało nas podsiąść chyba z 10 jebaków. Okazało się bowiem, że zajęliśmy jedną z lepszych gruntowych miejscówek w okolicy 🙂 Wystartowaliśmy ok 10:00 i popłynęliśmy razem z Danielem w górę. Opykaliśmy tam dwie opaski z przykosami i jedną bankową dziurę na 7m. Niestety, nic się nie działo (pocieszające, że i u Hlehle też nie ;P). No to popłynęliśmy w górę, robiąc krótką przerwę podczas deszczu, na kawę. Cały czas nic się nie działo. Znowu dopłynęliśmy do boleniowej kosy i z daleka wyśledziłem jeden atak. Ustawiliśmy się poniżej kosy i na bezstera, z kantu, zdjąłem dyżurnego 60-taka. Dokładniej namierzyliśmy mu 63-64 cm.

zlot2013_3

Potem popłynęliśmy jeszcze dalej w górę, gdzie było kilka zajebistych miejsc do trolingu, ale obeszło się bez brania. Zakończyliśmy ok 17:00. Do tej pory i u Daniela nic się nie działo. Później doniósł, że coś drgnęło wieczorem i dołowili dwa sumki ok 1m.

Tym samym nasze spotkanie przeszło do historii 🙂 Mam nadzieję, że wszyscy dobrze się bawili, bo ja jak najbardziej. Do tego jakieś ryby były, śmiechu co niemiara, słonecznik itd. Do rychłego zobaczenia!

zlot2013_5
Zdjęcie grupowe (brak Szwagrów)