Ostatnio doszliśmy do wniosku z kolegami, że chyba w każdym europejskim kraju jest więcej ryb niż u nas. Wystarczy przekroczyć granicę z obojętnie której strony i od razu jest lepiej. Gdziekolwiek się nie wybiorę wszędzie jest rewelacyjnie w porównaniu do naszych polskich standardów.

Przyczyn takiego stanu rzeczy na pewno jest wiele, ale do głównych należy PAZERNOŚĆ.

W tym wpisie chciałbym skupić się na jednym przykrym przykładzie, a mianowicie na zagranicznym łowisku, które dość często jest odwiedzane przez naszych rodaków. Woda ta charakteryzuje się zakazem zabierania ryb, czyli tzw. „no kill”. Pierwszy (i ostatni) raz byłem tam kilka lat temu i nałowiłem się sandaczy do bólu. Wspaniała sprawa. Jednak sielankę zakłóciła ekipa z Rzeszowa. Rodacy pływali dość drogą łodzią (Trackerem), dodatkowo zainwestowali w drogie licencje i kwaterę, a więc do biednych ludzi na pewno nie należą. Niestety, mimo zakazu, każda złowiona ryba dostawała w palnik !  Myśleliśmy na początku, że to miejscowi i nie reagowaliśmy. Dopiero później dowiedziałem się, że byli to Polacy. Uważam, że nie należy obok takich rzeczy przechodzić obojętnie i powinno się takie zachowania zgłaszać straży rybackiej lub na policję.

Ja co prawda więcej już na tej wodzie nie łowiłem, ale wielu znajomych bywało nie raz i liczba ryb z roku na rok zdecydowanie malała. Oczywiście widywano też rzeszowską łódź, która nadal każdego złowionego sandacza wrzucała do bakisty.

Niestety nie jest to wyjątek i takich ludzi spotyka się nagminnie. Np. inni znajomi widzieli, na tej samej wodzie, ekipę reprezentującą znaną polską firmę wędkarską, która także specjalnie nie kryła się z zabieraniem ryb z „no killa”. Nie jestem w stanie zrozumieć takiej PAZERNOŚCI. Nie dziwię się w takich momentach wielu stereotypom o Polakach, z którymi można spotkać się zagranicą.

Panowie przynosicie mega obciach !