Liczba sumowych brań spadła we wrześniu dość mocno w stosunku do lipca i sierpnia, więc powoli motywacja zaczynała zanikać , a w jej miejsce pojawiła się chęć poczucia sandaczowego pstryka na lekkim sprzęcie. Wytrwałem jednak jeszcze ten miesiąc i nadszedł październik. Jednak początek jesieni potrafi mile zaskoczyć jeśli chodzi o wąsacze, więc nadal się nie poddawałem. Aby pogodzić konsekwencję z ciągotami do połowienia z opadu, wzięliśmy z kolegą po wędce do każdej z metod.
Plan był taki żeby zacząć od poszukiwań sumów, a jak nic nie będzie się działo, to co ciekawsze miejsca obrzucać delikatniej z ręki. Kijany nie zawiodły, bo już po godzinie zaliczyłem mocny strzał w woblera. Ryba jak na porę roku i już dość chłodną wodę ostro walczyła, więc dawałem jej około 180 cm. Jakże się zdziwiłem, gdy podebraliśmy wariata, który miał niespełna 160 cm. Widać niektóre sztuki nawet w chłodniejszej wodzie potrafią powalczyć.
Niestety to było jedyne sumowe branie tego dnia. Tak więc aby trzymać się planu, zaczęliśmy obławiać ciekawe miejscówki z ręki. Niestety sandacze też nie bardzo chciały współpracować. Zaliczyliśmy co prawda kilka pstryków, ale sprawcami były ryby, które zapewne niedawno były jeszcze narybkiem 🙂
Jednakże Wisła, mimo że praktycznie bezrybna, to jeszcze potrafi zaskoczyć. Tak się stało i tym razem. Na dość głębokiej rynnie poniżej przykosy, mocny strzał zalicza kumpel. Ryba uderzyła tak mocno, że w pierwszej chwili kolega przekonany był, że to nieduży sumek. Jednak po chwili wszystko stało się jasne – po drugiej stronie linki walczył wielki sandacz. Rybę udało się dość sprawnie podebrać chwytem za dolną szczękę i można było przystępować do sesji fotograficznej. Oczywiście na koniec ten pomnik przyrody wrócił do wody 🙂
Panowie piękna końcówka sezonu ! Gratulacje.Oglądająć te zdjęcia człowiek ma jeszcze nadzieje że coś tam pływa w Wisełce.