Liczba sumowych brań spadła we wrześniu dość mocno w stosunku do lipca i sierpnia, więc powoli motywacja zaczynała zanikać , a w jej miejsce pojawiła się chęć poczucia sandaczowego pstryka na lekkim sprzęcie. Wytrwałem jednak jeszcze ten miesiąc i nadszedł październik. Jednak początek jesieni potrafi mile zaskoczyć jeśli chodzi o wąsacze, więc nadal się nie poddawałem. Aby pogodzić konsekwencję z ciągotami do połowienia z opadu, wzięliśmy z kolegą po wędce do każdej z metod.
Plan był taki żeby zacząć od poszukiwań sumów, a jak nic nie będzie się działo, to co ciekawsze miejsca obrzucać delikatniej z ręki. Kijany nie zawiodły, bo już po godzinie zaliczyłem mocny strzał w woblera. Ryba jak na porę roku i już dość chłodną wodę ostro walczyła, więc dawałem jej około 180 cm. Jakże się zdziwiłem, gdy podebraliśmy wariata, który miał niespełna 160 cm. Widać niektóre sztuki nawet w chłodniejszej wodzie potrafią powalczyć.
Niestety to było jedyne sumowe branie tego dnia. Tak więc aby trzymać się planu, zaczęliśmy obławiać ciekawe miejscówki z ręki. Niestety sandacze też nie bardzo chciały współpracować. Zaliczyliśmy co prawda kilka pstryków, ale sprawcami były ryby, które zapewne niedawno były jeszcze narybkiem
Jednakże Wisła, mimo że praktycznie bezrybna, to jeszcze potrafi zaskoczyć. Tak się stało i tym razem. Na dość głębokiej rynnie poniżej przykosy, mocny strzał zalicza kumpel. Ryba uderzyła tak mocno, że w pierwszej chwili kolega przekonany był, że to nieduży sumek. Jednak po chwili wszystko stało się jasne – po drugiej stronie linki walczył wielki sandacz. Rybę udało się dość sprawnie podebrać chwytem za dolną szczękę i można było przystępować do sesji fotograficznej. Oczywiście na koniec ten pomnik przyrody wrócił do wody
Panowie piękna końcówka sezonu ! Gratulacje.Oglądająć te zdjęcia człowiek ma jeszcze nadzieje że coś tam pływa w Wisełce.