Naszym pierwszym przystankiem w tajdze było zamieszkałe przez ochotnika (myśliwego) zimowle. Był to pracownik naszego kierowcy wiezdiechoda, a więc mieliśmy zapewniony nocleg i gościnę. Wśród wielu potraw był między innymi pieczony łoś (bardzo smaczny) oraz podstawa wyżywienia na Syberii … wódeczka. Oczywiście nie mogło skończyć się inaczej jak pijanką … jednak pomni tego co może się dziać po „spożyciu”, staraliśmy się trzymać fason, tak samo zresztą jak nasi rosyjscy przewodnicy. Niestety obsługi pojazdu nie udało się odciągnąć od ich ulubionego hobby i było przez moment mniej przyjemnie, ale ich szef (kierowca) dość szybko zareagował i przywołał niesforne towarzystwo do porządku. Chłopaki jednak nadmiar emocji wyładowali gdzieś na uboczu między sobą i po drobnej bitce bratali się na nowo przy wódeczce 🙂
A my? A my pochowaliśmy nasze zapasy wody ognistej żeby cokolwiek zostało na spływ i poszliśmy spać do aromatycznego domku 😉
Rano czekała na nas niespodzianka, a w zasadzie na Tomka – Lena (wyjazdowa kucharka, a na co dzień celniczka) przygotowała urodzinowe przyjęcie.
O dziwo nie było to jednorazowe zdarzenie i jedzenie do samo końca wycieczki było rewelacyjne.
Po śniadaniu i krótkim spacerze po okolicy rozpoczęliśmy ostateczne przygotowania do spływu.
Poszło sprawnie i nie pozostało nic innego jak najeżdżać te syberyjskie tajmioszki 🙂
Daniel ,budujesz napięcie niemal jak Hitchcock!
Niesamowita przygoda , rozpala wyobraźnię.Czekam na dalszy ciąg.
Piernicze. Nie wchodzę na tę stronę przez tydzień. Poczekam jak będzie napisana cała relacja. Napięcie zbudowane pierwszorzędnie. Czekan na CD.