Miętus to jeden z gatunków, które zaplanowałem złowić podczas Hlehle Challenge 2016. Niestety moje doświadczenia w połowie tej ryby były do tej pory zerowe. Na szczęście okazało się, że w sieci jest całkiem sporo informacji na temat tego zimnolubnego drapieżnika. Metodę i zestaw dobrałem dość szybko, ponieważ nie ma tu wielkiej filozofii – ot zwykła i toporna gruntówka. Co prawda miętusy nie są ani duże ani waleczne, ale za to łowi się je często w pobliżu zaczepów, a więc aby oszczędzić sobie rwania warto łowić na grubą i mocną linkę. Poza tym zerwane zestawy mogą stać się śmiertelną pułapką dla tych mało ostrożnych ryb. Ja postanowiłem łowić na grubą plecionkę z żyłkowym przyponem o grubości 0,30. Dodatkowo dołożyłem rurkę antysplątaniową ze słabą agrafką, tak aby urywać jedynie ciężarek w przypadku jego ugrzęźnięcia w kamieniach.
Wytypowałem trzy różne rzeki oraz konkretne miejscówki i z początkiem marca zaatakowałem.
Na pierwszy strzał poszło zimowisko białorybu, które odwiedziłem po pracy. W zasadzie to rozbiłem się 20-30 m poniżej zimowiska. Na jednej wędce były czerwone robaki, a na drugiej filecik z płotki. Robaki szarpało non stop, ale był to jedynie białoryb, którego nie byłem w stanie zaciąć. Za to filecik był znacznie mniej rozchwytywany, ale kilka strzałów miało miejsce. Tyle, że nie były to raczej słodkowodne dorsze, jak nazywane bywają miętusy, a raczej klenie. Brania były energiczne i krótkie. Jedyną rybką, jaką złowiłem w ciągu dwóch godzin spędzonych nad wodą był krąp 🙂
Nie czekałem długo i ponownie wyskoczyłem po pracy w poszukiwaniu miętusów, ale tym razem na inne miejsce. Zacząłem o godzinie 18’ej i już po kilku minutach zaliczyłem pierwsze branie. Nie spodziewałem się, że zacięcie przyniesie jakikolwiek efekt, a jednak … na końcu zestawu był mój pierwszy miętus ! Całe 35 cm 🙂
Po tak szybkiej akcji spodziewałem się kanonady brań, ale ryby szybko potrafią sprowadzić nas na ziemię. Przez następne dwie godziny nie złowiłem nic. Co prawda kilka brań było, ale nie wiem czy to były miętusy, bo one jednak są mega pazerne i zazwyczaj nie bawią się z przynętą.
Gdy już miałem się zbierać, szczytówka mojej gruntówki ponownie zadrgała. Popatrzyłem na nią w świetle latarki i wiedziałem, że coś dobiera się do fileta. Nie czekałem tylko od razu zaciąłem. Jak się okazało miętus dawno połknął przynętę i miał ją aż w żołądku. Rybka piękna i aż 39 centymetrowa, ale C&R nie wchodziło w grę. Zaprosiłem więc gostka na kolację 😉
Nie łowiłem już dłużej i zawinąłem się do domu, ponieważ nie chciałem mordować większej ilości tych rybek. Chociaż miałem ochotę jeszcze chwilę posiedzieć, a nuż trafi się jakiś 40+ …
Przy bebeszeniu okazało się, że większy egzemplarz w żołądku miał jakąś nadtrawioną rybkę i … mojego fileta z haczyka 🙂
Za to mniejszy był zakażony jakimś pasożytem i cała wątroba oraz mięso było wręcz wypełnione poskręcanymi cienkimi robalami. Oczywiście po mocnej obróbce cieplnej pasożyty od ryb przestają być groźne, ale mimo wszystko straciłem apetyt na tego osobnika i skonsumowany został jedynie większy i zdrowy.
Fajna wyprawa tez kiedys musze sie wybrać nad moja Inę za mietuskiem 🙂
Ładny ten miętowy. Kiedyś trafiłem dwa ładne na obrotówkę w lipcu podczas ponad 30 stopniowego upału. I to moje jedyne miętusy. Wybieram się na nie od niepamiętnych czasów 😉
Chyba mnie zmotywowałeś 🙂
Idziesz jak taran. Jeszcze się dobrze sezon nie zaczął , a Ty zaliczyłeś prawie 1/3 tego co sobie założyłeś do złowienia . Masz już zaliczone gatunki na których poległeś w zeszłym roku .Oby tak dalej.
Najtrudniejsze przede mną. Wiele gatunków do złowienia, a mnie będą kusić sumy, sandacze, bolenie 🙂
Nie orientuje się ktoś czy na Motławie w Gdańsku można trafić miętusa? Z tego co wiem na rzece Elbląg się trafia. Kiedyś padł chyba nawet rekord Polski.
Witaj,
niezłe okazy to miętusy. Prawdopodobnie zdjęcia na Twoim blogu będą niezłym przykładem dla odwiedzających bloga tych początkujących wędkarzy oraz tych bardziej zaawansowanych. Pozdrawiam