Często spotykam się z tzw. „wędkarskimi opowieściami” i zastanawiam się czy w innych grupach społecznych funkcjonuje równie dużo bzdur czy może to domena kolegów po kiju? 🙂

W dawnych czasach szerzenie się bredni stopowały ograniczone kanały komunikacyjne, po prostu były jedynie gazety branżowe i pitolenie moczykijów nad wodą. Niestety w czasach internetu każdy może zaistnieć i pisać co mu ślina na język przyniesie (sam z tego korzystam 😉 ), a niezbyt błyskotliwy rozumek wymyśli. Efektem tego jest przekonanie wielu osób o prawdziwości historii, które nie tylko nie mają niczego wspólnego z prawdą, ale często są tak nielogiczne, że zastanawiam się jak „piękny” musiał być umysł, który to wymyślił.

Dzisiaj na tapecie ląduje Sum Winnybezrybia z Jeziora. Może nie konkretnego jeziora, ale kilku zbiorników położonych obok siebie, nad którymi zdarza mi się bywać. Wąsaty drapieżnik występował w nich już dawno temu i „ryba była”. Nie stwierdzono też, aby jakoś wyjątkowo skutecznie się w nich rozmnażał. Ba, ciężko stwierdzić czy w ogóle dochodzi do udanego tarła, ponieważ nikt nie łowił malutkich sumików, a jedynie te zarybieniowe. Jeziora te zaczęto zarybiać PONOWNIE sumem kilka lat temu, ale niezbyt obficie. Zrobiono to z prostej przyczyny – wędkarze momentalnie łowią i mordują szczupaki oraz sandacze, a więc brakuje w łańcuchu pokarmowych końcowych drapieżników. Czy to dobry pomysł? Nie wiem … za cienki jestem żeby to oceniać. Osobiście wolałbym, żeby ograniczyć presję na zębate, a sumem jednak nie zarybiać. Tylko, że mój pomysł jest niemożliwy do zrealizowania, bo dziad „płaci i wymaga”. Karta się zwrócić musi, a rybka zostać wy…żarta do dna, a więc nie pozwoli sobie na to żeby ktokolwiek go ograniczał !

Rezultatu można się było spodziewać – jako, że sum nie jest łatwy do złowienia i spałowania przez przeciętnego Kowalskiego to stał się wrogiem numer jeden. Nagle okazało się, że to właśnie nasz bohater jest winny bezrybia jakie zapanowało na opisywanych jeziorach. To on zjadł wszystkie sandacze i szczupaki, a na deser zajadał się linami. Dodatkowo jest tak bezczelny, że gustował jedynie w samicach poszczególnych gatunków i to młodych … niepełnoletnich. Hmmm nie, tutaj trochę się zagalopowałem, ale fakt faktem, że to sum od kilku lat uważany jest za sprawcę bezrybia. Co ciekawe rok temu pływałem sobie dwa dni na dwóch różnych jeziorkach i faktycznie widziałem jak fatalne wyniki mieli łowcy białorybu, ale jeszcze ciekawsze było to … że widziałem ławice ryb. Wielkie leszcze, grube płocie, piękne okonie… Dawno nie widziałem tylu ryb u nas w kraju. Hmmm czyli jednak są, a po prostu nie biorą lub ludzie nie potrafią ich łowić? Niestety według przeciętnego moczykija, nic złowić nie może, bo sum zjadł wszystkie leszcze…

No i teraz najlepsze – w tym roku pojawiło się trochę wędkarzy, którzy potrafili się do tych ryb dobrać i wyniki po kilkadziesiąt kilo z dnia stały się faktem. Dziad obok dziada i jeden łowi rybę za rybą, a drugi liże łapę. Czyli jednak rybka jest? A może teraz pojawi się teoria, że te duże leszcze urosły przez rok albo przyszły nocą z lasu?

Niestety łatka przyklejona sumowi nadal funkcjonuje i boję się, że szybko nie zostanie odklejona…