Zaczęło się ! 🙂
Pierwszy lodowy weekend 2017 już za mną. Nie odstraszyły nas nawet przymrozki poniżej -20 z rana. Nie zmarzliśmy, a jedynie mam nauczkę, żeby uważać podczas rozmrażania żyłki ustami. Przypadkowo dotknąłem kołowrotka i … do niego przymarzłem. Nie było miło 🙂

Nie od razu trafiliśmy na odpowiednie łowisko. Pierwszy strzał to „odcięte” od rzeki starorzecze. Zaskoczenie po wywierceniu dziur … nurt zabiera przynęty ! Porobiły się chyba zatory na rzece i woda skoczyła do góry na tyle, że wlała się do niby niepołączonych starych koryt. Szybka zmiana miejsca i lądujemy na Zegrzu. Jednak znowu wybór nietrafiony – w zatoce nie ma ryb. Męska decyzja i na ostatnie 4 godziny jedziemy na sprawdzone łowisko. Tym razem nie ma pudła – ryby są i biorą. Udaje mi się nawet trafić sztuki po 34-35 cm.

okon
Wiemy więc już gdzie spędzimy niedzielę 🙂
To był dobry wybór. Ryby żerowały praktycznie cały dzień, aczkolwiek z przerwami. Co prawda rozmiarówka trochę mniejsza, ale za to ilościowo bardzo dobrze.
Przyłowił się nawet sandaczyk, który przez jakiś czas udawał dużego okonia i trochę mnie zdziwił przy powierzchni.

sandacz-z-lodu
W sumie przez półtora dnia (11 godzin) wyjąłem około 50 okoni w przedziale 20-35 cm. Kolega był znacznie skuteczniejszy i wydłubał ich zdecydowanie więcej. Za to mój tata poszedł w jakość a nie w ilość i wyjął rybę weekendu – 38 cm.

duzy-okon