Po ponad 2 miesiącach w końcu wybrałem się na ryby i to od razu na dwudniowe zawody WPC England (krajowe eliminacje do słynnych World Predator Classic w Holandii). Rozgrywane były na zbiorniku Grafham, czyli na wodzie już troszeczkę mi znajomej, aczkolwiek jedynie z jesienno-zimowych wypadów. Na szczęście zawody są zespołowe i kolega , z którym byłem w zespole, jest prawdziwym weteranem tej imprezy i w poprzednich latach zajmował miejsca w pierwszej dziesiątce, a więc znał wodę znacznie lepiej niż ja. Ogólne zasady są takie, że łowi się zespołowo we dwóch na łodzi i razem „robi” się wynik. Liczą się 3 największe sandacze, 3 największe okonie plus szczupak. Jednak ze względu na niedawne upały zdecydowano się wykluczyć szczupaki z punktacji i miały się liczyć 4 sandacze i 4 okonie. Mi to nawet było na rękę, ponieważ nie chciało mi się szczupakowego sprzętu targać do metra 🙂

W piątek odbywał się trening, ale … bez wędek. Jedynie łodzie i sonary, ponieważ oficjalne rozpoczęcie sezonu spinningowego miało nastąpić na zawodach. Dlatego piątek odpuściliśmy i pojechaliśmy w sobotę rano.
Niestety pakowałem się na ostatnią godzinę i do pierwszej w nocy układałem  przynęty na podłodze. Co skończyło się mega bólem pleców po przebudzeniu o 4’ej :/
Zastanawiałem się nawet czy nie zrezygnować. Jednak ostatecznie się nie poddałem …
Przy okazji okazało się, że dobre kołowrotki mam w PL a szroty w UK. Zapomniałem zamienić przed zawodami. Zapomniałem też kupić główek. Na szczęście kolega mnie wspomógł.

Dzień I 

Na miejsce dotarliśmy koło 7’ej i poszliśmy się zarejestrować. W sumie w zawodach wystartowało ponad 40 łodzi i ponad 20 kajaków.

Tak jak można było się spodziewać, zaraz po rozpoczęciu połowa uczestników pognała pod jedną wieżę a druga połowa pod drugą wieżę. Dwie bankówki. My zdecydowaliśmy się nie łowić w tłumie i poszukać sandaczy w miejscach, które namierzyłem podczas poprzednich wypadów. Bardzo niepozorne mety, ale takie zawsze darzą mnie rybami na wodach, które znam. Nie wziąłem poprawki na to, że zazwyczaj łowię jesienią na wodach poddanych dużej presji, a więc i ryby łatwiej złowić tam, gdzie jest spokojniej. Tutaj sandacze odpoczywały od stycznia, a więc stały w najbardziej typowych miejscach i tam też wszyscy popłynęli. Nie powiem, że to był błąd, bo naturalnie trzeba było sprawdzić te miejsca, ale nic tam nie mogliśmy złowić ! „Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana” powiadają. Tym razem ryzyko się nie opłaciło. Zawodnicy na początku świetnie połowili na bankówkach, a jak popołudniu do jednej dopłynęliśmy już się nic nie działo. Jedna ekipa miała nawet komplet, a więc 4 sandacze i 4 okonie. Co prawda udało nam się zaliczyć kilka brań, ale bez efektu. Niestety nie mogłem się wczuć w łowienie, bolały mnie plecy , a do tego był zakaz kotwiczenia czyli trzeba było łowić  dryfie na głębokiej wodzie z wiatrem 7 m/s … masakra. Tak więc moje standardowe zestawy okazały się za delikatne. Co prawda byłem w stanie wyczuć dno, ale nie miałem kontroli nad prowadzeniem, a i brania przegapiałem. Było to też pokłosie długiej przerwy od łowienia.
Andrzej w końcu zadzwonił do kolegi łowiącego na pierwszej mecie i okazało się, że mają jakieś sandacze i bodajże 2 okonie. Wszystko na główkę 40g !
Stwierdziłem, że ok skoro nie chcą brać tak jak ja lubię, to zacznę łowić po „polskiemu” – ciężki ołów i jeb w dno. Zresztą tak łowili prawie wszyscy rodacy w zasięgu wzroku. No i worek się otworzył – szybko trafiłem 3 sandacze 72, 75 i 85 oraz okonia 43. Niestety kolega był na zero, ale mieliśmy świetną pozycję wyjściową na drugi dzień – złowiliśmy same grube ryby i zostały nam do zaliczenia jeszcze jeden sandacz i 3 okonie. Mało jeśli będą brać, dużo jeśli będzie „rzeźba”. W sumie po pierwszym dniu mieliśmy 275 cm. Ekipa na pierwszym miejscu miała 420 cm. Niby przepaść, ale … mieli komplet, więc tak na prawdę wszystko zależało od wielkości ryb… 2 miejsce to też komplet i „tylko” 386 cm, 3 miejsce 310 cm. Przy okazji mój sandacz okazał się największym zedem dnia pierwszego. Też fajnie 🙂

W sumie dzień mogliśmy uznać za bardzo udany, szczególnie że zaliczyliśmy potężny falstart ! Z niecierpliwością więc czekaliśmy na następne rozdanie, a więc Drugą Turę .