No i poszli !

Spakowani i pełni nadziei wyruszyliśmy w drogę na koniec świata. Była to jedna z najdłuższych moich podróży. Wszystko przez to, że ceny najsensowniejszych lotów były totalnie z kosmosu. Poskładaliśmy więc połączenie tak aby zmieścić się w 4000 pln. Nadal to kupa kasy, ale znacznie lepiej niż wiele wygodniejszych i zarazem ponad dwa razy droższych !

Rano stawiliśmy się na dworcu i lekko zmarznięci czekaliśmy na pociąg do Krakowa, który oczywiście musiał już na starcie spóźnić się około 30 minut. Hip hip hurra niechaj żyje nam PKP ! Na szczęście podróż przebiegła bez większych problemów i mimo opóźnienia wyrobiliśmy się na samolot do Madrytu. Ufff, niezłe by były jajca jakbyśmy spalili wyjazd już na samym początku … z powodu pociągu.

WawKrak (2)
Pociąg z Warszawy do Krakowa
_Navarino_OnTheRoad_1
W Polsce zima i śnieg

Podróż do Madrytu przebiegła bez zarzutu – Ryanair stanął na wysokości zadania – nie odwołał lotu, nie opóźnił się, nie zgubił bagaży itd. 🙂 Jest dobrze.

KrkMad

Następny lot (innymi liniami) był znacznie dłuższy, ale też się udało i wylądowaliśmy w Buenos Aires. Bagaże także dotarły, co jest mega ważne w takich wyprawach.

MadBAir

_Navarino_OnTheRoad_5
Buenos Aires jest ogromne

W Buenos Aires pojawiła się mała niedogodność, ponieważ kolejny lot był krajowy i startował z innego lotniska, a więc musieliśmy przejechać ponad 40 km aby tam dotrzeć. Jednak byliśmy na to przygotowani i pozostało jedynie nabycie biletów (niektóre linie lotnicze dają vouchery na ten przejazd) oraz odnalezienie busa, który świadczy takie usługi.

BAirBus

_Navarino_OnTheRoad_2 _Navarino_OnTheRoad_3

Dotarliśmy na lotnisko zdecydowanie przed czasem. Zrobiliśmy obchód, ale niewiele ciekawych rzeczy znaleźliśmy, a ceny w barach i restauracjach zdecydowanie odstraszały. Jednak trzeba coś jeść i pić, więc skonsumowaliśmy jakieś kotlety z frytkami oraz kilka piw. Potem żeby zabić czas wyszliśmy na zewnątrz i pospacerowaliśmy wzdłuż wybetonowanego wybrzeża. Obserwowaliśmy miejscowych wędkarzy, którzy z gruntu próbowali coś łowić. Moczykijów było dziesiątki jak nie setki, ale ja osobiście nie widziałem żadnych wyników. Za to koledzy byli świadkiem jak jedna z wędek wystrzeliła do morza i wszyscy w okolicy próbowali ją wyłowić swoimi zestawami. Komuś w końcu się to udało, ale ryba zerwała linkę i wyłowiono jedynie wędzisko.

_Navarino_OnTheRoad_4

Upał zabijał, dlatego uciekliśmy z powrotem do klimatyzowanego terminala, a po kilku godzinach oderwaliśmy się od ziemi w kierunku Ushuai.

BAirUsh
Lot Buenos Aires – Ushuaia

Ushuaia przywitała nas zupełnie inną pogodą. Niby też jest tam obecnie lato, ale klimat jest zupełnie inny … surowszy. Mi zdecydowanie bardziej pasował 🙂

_Navarino_OnTheRoad_7

_Navarino_OnTheRoad_10

Z lotniska udaliśmy się do hotelu żeby odpocząć i lekko się zregenerować przed dalszą podróżą, ale przed snem udaliśmy się na obchód miasta i smaczną kolację.

_Navarino_OnTheRoad_6

_Navarino_OnTheRoad_51

Główną atrakcją kulinarną były południowe kraby królewskie (Lithodes santolla).

_Navarino_OnTheRoad_52
Południowy krab królewski

Wcześnie rano pojechaliśmy do portu, gdzie mieliśmy zarezerwowaną łódź w kierunku wyspy Navarino. Pogoda nam sprzyjała i bez problemu mogliśmy wypłynąć … prawie w komplecie. Ze względu na ilość ludzi i zabranych z nami bagaży, dwie torby musiały zostać. Jednak przewoźnik stanął na wysokości zadania i dostarczył je następnym rejsem na miejsce.

UshNav

_Navarino_OnTheRoad_8

_Navarino_OnTheRoad_9

UshuaiaBoating
Mały ale byk – świetnie radzi sobie na dużych falach

Na miejscu czekała nas kontrola celna, ponieważ znaleźliśmy się na terytorium Chile. Miejscowi boją się aby nie przytargać ze sobą obcych organizmów, które mogą dokonać spustoszenia, więc zakazane jest wwożenie wielu naturalnych produktów (w tym jedzenia).

_Navarino_OnTheRoad_13

_Navarino_OnTheRoad_14
Bardzo młody celnik 🙂

_Navarino_OnTheRoad_12

Gdy zakończono „trzepanie” bagaży, załadowaliśmy się do terenowego busika i ruszyliśmy do niedużej (jedynej na wyspie) portowej miejscowości – Puerto Williams.

PNavPWill

_Navarino_OnTheRoad_15

Isla Navarino – czyli już prawie na miejscu 🙂

_Navarino_OnTheRoad_17
Deptak z widokiem na cieśninę
_Navarino_OnTheRoad_18
Wizyta w supermarkecie
_Navarino_OnTheRoad_19
„Lekko” przejrzały towar 🙂
_Navarino_OnTheRoad_22
Nowy członek ekipy – różnooki diabeł 🙂
_Navarino_OnTheRoad_24
Diabeł docenił nasze zakupy 😉

Psy stanowią część społeczności w miasteczku. Jest ich pełno i są bardzo przyjacielskie. Aczkolwiek niektóre nie lubią jak się im wchodzi w drogę, a jeszcze inne lubią zaznaczać teren … lub ludzi 🙂

_Navarino_OnTheRoad_23

_Navarino_OnTheRoad_20

_Navarino_OnTheRoad_21
Diabeł się uśmiał 😉
_Navarino_OnTheRoad_16
Konie także beztrosko biegały po ulicach
_Navarino_OnTheRoad_25
Ryneczek i centrum handlowe 🙂
_Navarino_OnTheRoad_27
Nasz 5’cio gwiazdkowy hotel 🙂

Następny dzień, następy statek … tym razem kuter rybacki, który pomógł nam dostać się na południe. Po „jedynie” 8 godzinach płynięcia wysadzono nas na plaży w okolicy ujścia dwóch niedużych rzek – naszego celu podróży 🙂

PWill

_Navarino_OnTheRoad_28

_Navarino_OnTheRoad_30

_Navarino_OnTheRoad_29

_Navarino_OnTheRoad_34

_Navarino_OnTheRoad_33

_Navarino_OnTheRoad_38

_Navarino_OnTheRoad_35

_Navarino_OnTheRoad_36

_Navarino_OnTheRoad_37
Wesoła kompania delfinów
_Navarino_OnTheRoad_31
Niektórzy nie mogli doczekać się łowienia
_Navarino_OnTheRoad_32
A inni podziwiali widoki i cykali fotki

Na brzeg podrzucono nas pontonem w kilku ratach.

_Navarino_OnTheRoad_39

Zanim zabraliśmy się za szukanie miejsca na obóz, musieliśmy zaspokoić naszą ciekawość odnośnie fantów, które morze wyrzuca na brzeg w tamtej okolicy.

_Navarino_OnTheRoad_40

_Navarino_OnTheRoad_41

_Navarino_OnTheRoad_43

_Navarino_OnTheRoad_42
Głowa wieloryba
_Navarino_OnTheRoad_44
Żeberko
_Navarino_OnTheRoad_45
Delfiny dalej beztrosko skakały

Jednak w końcu trzeba było się wziąć za rozbicie obozu. Okolice plaży to kiepski wybór ze względu na bardzo silne wiatry. Sensowne miejsce znaleźliśmy dopiero za jednym ze wzgórz, po przejściu ponad 2 kilometrów . Niestety kilkaset kilogramów bagażu i prowiantu musieliśmy także jakość dotaszczyć … trzeba więc było tę trasę pokonać wiele wiele razy.

_Navarino_OnTheRoad_46

Obóz rozbity 🙂

_Navarino_OnTheRoad_48

_Navarino_OnTheRoad_47

_Navarino_OnTheRoad_49
Salon, kuchnia i suszarnia 🙂

Po całej operacji byliśmy tak wypluci, że niełatwo było ruszyć nad wodę, ale jednak motywacji nie zabrakło i porzucaliśmy chwilę w przyujściowym odcinku rzeki Navarino. Szału nie było, ale każdy jakiś kontakt zaliczył a i jakieś źródlaki się trafiły oraz jeden przyzwoity potokowiec. Jednak nie na tyle duże, aby ktokolwiek uwiecznił je na zdjęciach … a może nikomu ze zmęczenia nie chciało się wyciągać aparatu?

_Navarino_OnTheRoad_50

 

<– Część 1 – cel wyprawy oraz ekwipunek                        Część 3 – trocie, trocie, trocie –>