Tyle lat się wzbraniałem, ale w końcu dałem się przekonać i ruszyłem w nieznane …
W zasadzie to w znane, bo już kiedyś zdarzyło mi się łowić spod lodu, ale było to dosłownie kilka razy i zawsze z doskoku. Nie mam sprzętu, nie mam świdra itd.
Jednak kolega to podlodowy maniak, więc miałem w czym wybierać 🙂
Polecieliśmy we trzech na tajny zbiorniczek z tych „nie mów nikomu”. Jednak jak to zazwyczaj bywa, ktoś komuś jednak chlapnął, tamten przekazał kilku następnym osobom i … mimo, że był wczesny ranek, to na lodzie było już tłoczno.
Zaczęliśmy od blaszek podlodowych i dość szybko okazało się, że nie dadzą nam wyników. Zero brań. Chwyciliśmy więc lżejszy sprzęt. Chłopaki uzbroili go w jakieś dziwaki, a ja jako dyletant poszedłem w sprawdzone konserwatywne metody, czyli mormyszka z ochotką 🙂
Może nie od razu, ale jednak zaczęło się coś dziać. Koledzy zmęczyli jakieś okonie, a ja … karasia 🙂
Wydawać by się mogło, że to przypadek, ale chyba nie do końca, ponieważ w ciągu następnych 20-30 minut, wyjąłem jeszcze dwie podobne sztuki, a trzecia się spięła. Jak już mi się znudziło judzenie karasek, przeniosłem się do innej dziury i brania się skończyły 😛
Jednak w końcu znalazłem miejsce z okonkami. Najpierw dziabnąłem dwa malutkie i nagle kiwok przygięło coś większego. Zaciąłem i zaczęła się zabawa. Ryba ładnie bujała się na kijku i co jakiś czas odjeżdżała. Po jakimś czasie udało mi się odzyskać trochę żyłki, ale nie na długo. Takie przeciąganie liny trochę trwało i w końcu stwór się spiął. Szkoda, ponieważ do tej pory zastanawiam się czy był to ogromny okoń, czy może jakaś inna ryba. Szczupaki inaczej walczą, a sandaczy w tej wodzie nie ma.
Niestety dalej nic dużego już mi brać nie chciało. Chłopaki zresztą też nie szaleli, ale jednak coś tam dłubali. Ja jedynie mikrookonki i to w małych ilościach. Na szczęście udało mi się w końcu coś wytarmosić. Mormychę zeżarł ponad 30 cm okonek, a dokładniej 31 centymetrowy. Tez już troszeczkę podoginał delikatny zestaw, a na koniec zakleszczył mi się w dziurze 😛
Wypuściłem go do innego otworu i wróciłem na miejsce, ale więcej z niego nic nie wymęczyłem.
Na koniec dnia dołowiłem jeszcze dwie przyzwoite płotki 🙂
Chłopaki przez cały dzień złowili we dwóch około 7-8 okoni w granicach 20-28 cm, kilka płoci i trochę drobiazgu.
Podobało mi się 🙂
co to za wędeczka 🙂 bo szukam czegoś właśnie dla siebie pod mlynek i mormysza 😀
Rękodzieło znajomego. O ile wiem sprzedaje je u siebie w sklepie na ulicy Waliców.
Długotrwałe wpatrywanie się w kiwok może prowadzić do uzależnienia , a Sławek robi dobre wędki i nie tylko pod-lodowe.
Tęgie bąki 🙂