Pierwsze lodowe łowienie 2017 już za nami, zaczęła się standardowa dłubanina „cwaniaków”. Na takie właśnie cwane bestie wybrałem się z kolegą. Miejsce docelowe to piękny zbiornik otoczony lasem, a więc nawet jak ryby nie biorą to łowi się bardzo przyjemnie. Co często ma miejsce, ponieważ tutejsze okonie są wyjątkowo wybredne, ale za to wynagradzają rozmiarem. Bywa tak, że zalicza się jedno czy dwa brania przez cały dzień, ale za to garbusy mają ponad 40 cm.
Praktycznie tak samo było i tym razem. Obraliśmy różne strategie – kolega siedział w jednym miejscu z mormyszką i cierpliwie czekał na branie namierzonych grubych okoni. Ja natomiast biegałem z blaszką po lodzie i sporo wierciłem. Chyba aktywne podejście przyniosło lepszy efekt, ponieważ zaliczyłem 3 brania i udało się wyholować jednego przyzwoitego garbuska. Na koniec dnia miałem jeszcze jedną rybę na mormyszkę, ale się spięła. Za to kolega zaliczył ZONK’a, czyli był bez brania.
Pięknie wybarwiony ten garbus , jak malowany.
I gdzie Ci Daniel , będzie lepiej?!
Pod względem wędkarskim? Wszędzie 🙂
Niestety , ale masz rację.
Kiedyś czułem satysfakcję ,jeśli sezon wędkarski miałem dużo lepszy od poprzedniego. Teraz satysfakcję mam ,jeśli nie jest dużo gorszy od poprzedniego.