Jeszcze do niedawna leciała jętka majowa nad ostatnimi rzekami, tak więc mocno kalkulowałem co by tu zrobić żeby znaleźć odpowiednią ilość czasu i wyskoczyć gdzieś dalej. Wolne dni nadeszły i trzeba było to wykorzystać. Postanowiłem, więc połączyć tzw. „wyjazd rodzinny” z łowieniem. Niektórzy powiadają, że takie wypady nie mają sensu, bo ani człowiek nie połowi ani nie spędzi czasu z bliskimi. Ja jednak myślę, że wszystko zależy od oczekiwań i od wyrozumiałości kobiety 😛 Łowienie na jętce ma dodatkowo ten plus, że ranek i południe można sobie odpuścić i wyskakiwać nad wodę w późniejszych godzinach pozostawiając „ładniejszą połówkę” na plaży. Tak to wyglądało w moim przypadku. Trzy dni łowienia późnymi popołudniami. Niestety nie trafiłem na rójkę. Codziennie lądowałem w zupełnie innym miejscu, ale niestety woda była martwa. Pierwszego dnia praktycznie nie oddałem rzutu, a jedynie nachodziłem się nad wodą. Też fajnie 🙂
W końcu skapitulowałem i zacząłem łowić na nimfy. Emocji i chodzenia też było bardzo dużo, ponieważ było to łowienie na upatrzonego. Przemierzałem dość długie dystanse i wypatrywałem ryb żerujących na robalach. Jak już takiego delikwent zobaczyłem to starałem się podać muchę z jak największej odległości. Przechytrzyłem ostatecznie jedynie dwa pstrągi i dwa lipienie (jeden na suchego chrusta).
Gatunek | Ilość ryb | Największe (cm) | Uwagi |
---|---|---|---|
Lipień | 2 | 40+ | Imitacja chrusta |
Pstrąg potokowy | 2 | 50+ | Nimfa (imitacja jętki) |