Otrzymałem zabawny, komentarz do artykułu „Gówno warte przepisy – zakaz trollingu”:

Już żal dupę ściska Tobie bo inaczej nie potrafisz łowić. Troling to nie łowienie. Albo łowienie dla baranów.

Pominę fakt, że komentujący nie zrozumiał o co w całym wpisie chodziło (dla ułatwienia: nie o sam zakaz trollingu, ale bezsensowną i kłamliwą argumentację).

Pominę też to czy potrafię inaczej łowić  🙂

Za to skupię się na tym czy trolling to łowienie dla baranów. Pewnie, że tak! Tak samo dla baranów, jak spinning, grunt czy spławik. Każdą metodą można łowić pięknie i brzydko. Obserwuję często nad wodą spinningistów, którzy kompletnie nie mają pojęcia co robią. Rzucają jakąś śmieszną przynętą i prowadzą ją tak, że złowienie czegokolwiek to jak wygranie na loterii. Spotykam się też nagminnie z grunciarzami, którzy kompletnie nie potrafią czytać wody i zarzucają zestawy byle jak najdalej. Co jest mega zabawne, ponieważ ich ciężarki zazwyczaj lądują na półmetrowej płyciźnie za rynną, którą mają pod brzegiem. Mi to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie – więcej ryb w wodzie zostanie 😉

Tak samo beznadziejnie można łowić na trolling. Nie czytać wody, nie napływać odpowiednio, używać złych przynęt, stosować złą prędkość itd. Oczywiście, że prosto jest wywalić woblera za burtę i ciągnąć go bezmyślnie, ale tak samo można naparzać gumą bez zastanowienia, czy katapultować gruntówki prosto w łachę piachu.

Krytyczne zdania o trollingu wypowiadają zazwyczaj ludzie, którzy nie mają pojęcia o tej metodzie, a to automatycznie ich dyskredytuje. Po co więc odpowiadam na … trolling (internetowy)? Bo lubię 🙂