Tajmienie brały coraz lepiej, rozmiar ryb także szedł w górę, ale niestety nie mogliśmy do końca się wyluzować, ponieważ co jakiś czas o swoim istnieniu przypominały niedźwiedzie. Co prawda bezpośrednie kontakty były wyjątkowo rzadkie, ale świeże ślady otaczały nas non stop. Wystarczyło przejść się z wędką wzdłuż brzegu, aby na powrocie odnajdywać nowe znaki bytności tych brunatnych olbrzymów. Co prawda tamtejsze misie są mniejsze od tych, które widywaliśmy na Kamczatce, ale jakie to ma znaczenie w przypadku jakiejkolwiek konfrontacji? Żadne – chwila i już po nas :/
Jednak dwa razy misie nie chciały nam zejść z drogi. Za drugim razem płynęliśmy we trzech wąską i długą odnogą, gdy nagle zauważyłem „łobuza” ganiającego ryby w rzece. Zaczęliśmy śpiewać i krzyczeć, ale to jedynie go zainteresowało. Podniósł się na tylne łapy i gapił się w naszą stronę. Odniosłem wrażenie, że zastanawia się czy jesteśmy jadalni i czy opłaca się spróbować … Wyskoczyłem z płynącego pontonu, zatrzymałem go i zaczęliśmy zastanawiać się co dalej, bardzo szybko się zastanawiać … Ostatecznie złapaliśmy za wiosła i odstawiliśmy dziwny taniec jednocześnie nimi machając, krzycząc i waląc o powierzchnię wody. Chyba zadziałało, ponieważ miś odwrócił się i sobie poszedł. Stwierdził, że może się od nas czymś zarazić … ?
To było drugie spotkanie trzeciego stopnia, a co wydarzyło się podczas pierwszego? Niestety miś skończył marnie. Sytuacja była podobna, z tą różnicą, że płynęliśmy w dwa pontony i po krzykach oraz śpiewach, niedźwiedź nie uciekł do tajgi, a po prostu nas zignorował, zszedł kawałek niżej i zaczął polować na ryby. Dalej płynąć nie zamierzaliśmy, aby go nie wkurzyć. Po chwili nadpłynęli nasi rosyjscy przewodnicy i po szybkim raporcie, ruszyli dalej. Przeczuwałem, że zwierzak skończy marnie, ponieważ ewidentnie nie chciał usunąć się z drogi, a po drugie przecież to normalka na Syberii – polowanie to część życia tych ludzi.
Nie powiem, było nam smutno, ale takie jest życie na Syberii. Ludzie polują troszkę w innych celach niż w Europie. Muszą jakoś i z czegoś żyć. Taki niedźwiedź to sporo smacznego mięsa, tłuszcz na różnego rodzaju maści, skóra i czaszka, które można dobrze sprzedać. Myli się jednak ten, kto myśli , że jest przyzwolenie na to żeby strzelać kiedy się chce i do czego się chce. Nasz przewodnik miał licencje na odstrzał jednej sztuki niedźwiedzia.
Oczywiście polował też na inne zwierzaki.
Nie wszystko jednak było do jedzenia. Poniżej sobol, którego skóra jest sporo warta. W polowaniu na nie specjalizował się Sjeri (pies), który co jakiś czas znikał w tajdze, by po jakimś czasie szczekaniem wołać swojego pana. To był znak, że namierzył futrzaka i zagonił go na drzewo. Myśliwemu pozostało „jedynie” trafić do celu (swoją drogą wzbudzało to spory szacunek, gdy oglądaliśmy z jakich odległości nasz przewodnik „ściągał” swoje cele). Zwierzak poniżej zakleszczył się między gałęziami po celnym trafieniu. Po tym co leży w tle możecie się domyśleć, jak sobie z tym problemem poradzono. Rosja 🙂
Jednak nie byliśmy jedynymi drapieżcami w okolicy. Czasami pośród śladów niedźwiedzi, można było dostrzec trop wilków. Kilka razy nawet udało nam się usłyszeć wycie tych legendarnych stworzeń. Przypuszczam, że były momentami bardzo blisko, ale nie dawały się zobaczyć. Zresztą bardzo podobnie jak z … tygrysem syberyjskim (amurskim). W ogóle zapomnieliśmy, że takie kociaki chodzą po Syberii. Przecież ta kraina jest ogromna, a tygrysów żyje tam trochę ponad 350. A jednak … pewnego dnia spostrzegliśmy ślady, które były inne niż wszystkie. Kształt niby znajomy, tylko rozmiar kosmiczny (14-15 cm szerokości). Tygrys ?! Ano tygrys. Trop był na tyle świeży, że od razu było wiadomo, że kot jeszcze przed chwilą tu był, ale schował się przed spływającymi wędkarzami. Uciekł czy może czaił się gdzieś w tajdze na tego, który odłączy się od grupy? Jeden z Rosjan z uśmiechem stwierdził, że nie ma się czego bać, ponieważ koty boją się wody, więc wystarczy uciec do rzeki. Bardzo zmarkotniał, gdy wytłumaczyliśmy mu, że tygrysy amurskie świetnie polują w wodzie, a wręcz potrafią nurkować. Ja osobiście nadal bardziej obawiałem się niedźwiedzi , ze względu na ich ilość i prawdopodobieństwo , że trafi się jakiś nerwowy egzemplarz, ale niektórzy ewidentnie straci rezon na myśl o największym kocie na świecie…
Świetny artykuł
Pozdrawiam
Niesamowite i pięknie wszystko opisane. Zastanawiam się, jak przesypialiście noc , wiedząc o kotkach i misiach ukrywających się w ciemnościach?
Tygrysów syberyjskich jest tak mało, że ten jeden to jak trafienie w totka. Za to niedźwiedzi jest pełno nad tą rzeką, ale po co miałyby atakować stado ludzi? Musiałyby być zdesperowane, a to nie był taki okres. Miały co jeść.
Czołem Daniel!
Tropiciel ze mnie żaden, ale jak patrze na te ślady to nie jestem pewien czy to tygrys. Koty chowają pazury jak chodzą a tu wyraźnie widać ich odciski. Ale nie pytaj mnie co innego mogło zostawić takiej wielkości ślady bo nie mam pojęcia.
A tak w ogóle to kolejna fajna wycieczka i dobrze opisana. Rozwijasz się 😉
Szerokość odcisku jest dokładnie taka jak u tygrysa syberyjskiego, stąd nasze podejrzenia. Jednak niedawno Krzysiek podesłał mi info, że Rosjanie dość mocno analizowali nasze zdjęcia i stwierdzili, że ślad przypomina trop wilka … tyle , że musiałby mieć ponad 85 kg.
Wilk 85 kg!!! Nadal twierdzisz , że można spać spokojnie? Po co poloawć i się męczyć , jak gdzieś sobie smacznie śpi „szwedzki stół”.