Pamiętacie mój artykuł o tym jak to banany cwelą wodę? Niektórzy nie pamiętali, albo nie wierzyli i wzięli te szatańskie owoce na zlot, ale zacznijmy od początku …
Jak co roku zorganizowaliśmy sobie w przyjacielskim gronie sumowy zlot nad Wisłą, czyli standardzik – kilka łodzi, sumowanie, dzika wyspa, namioty, kiełbaska i troszkę alkoholu co by komary zniechęcić …
Jednak tym razem było inaczej – po raz pierwszy nie padły duże ryby. Jak to się stało zapytacie … ano jeden z kolegów przytargał na wyspę kiść bananów. Okazały się na tyle pechowe, że o ile wielkie wąsy zawitały na naszych wędziskach to albo się pospinały, albo parkowały w drzewach. Jeden z kolegów sam zaparkował łodzią w drzewach walcząc z okazałym sumem. Tak czy siak działo się i jest co wspominać po dziś dzień. Jedyne ryby jakie udało nam się wyholować to bejbi sumki w rozmiarze 90-110 cm. Było ich trochę i przynajmniej zapewniły sporo rozrywki pod postacią atomowych brań 🙂
Nie zmienia to faktu, że klimat dzikiej Wisły jest niepowtarzalny i … tęsknię za nim coraz bardziej :/