Obóz Postanowiłem w końcu pogodzić się z nimfą i spróbować jej długiej odmiany. Dość szybko się wczułem i miałem wrażenie, że miejscówki bardzo pasują pod tę metodę. Niestety długo nie było mi dane pozostać w tym stanie…
Podczas złażenia z kilkumetrowej skarpy obłożonej wielkimi zwalonymi drzewami, najpierw spuściłem na dół wędki, a później planowałem samemu zejść jak najniżej i zeskoczyć na brzeg. Już w fazie opuszczania się na rękach (tyłem do skarpy) nastąpiła katastrofa – zapomniałem, że mam plecak …
Zahaczyłem nim o drzewo i moje nogi powędrowały do tyłu a głowa do przodu. Następnie w pozycji horyzontalnej udałem się w drogę na dół … w zasadzie to był dość szybki lot na dół. Szczęście w nieszczęściu, że wylądowałem równomiernie całym ciałem na kamieniach. Najbardziej ucierpiało udo, kolano i bark. Dopiero na koniec, po wytraceniu energii, uderzyłem głową o kamienie znajdujące się pod wodą. Lekko przerażony poleżałem chwilę na płyciźnie, aż w końcu zacząłem ruszać wszystkimi kończynami. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że niczego nie połamałem, a jedynie mocno się poobijałem. W tym momencie miałem totalnie w d… , że lecąc i machając rękami zgarnąłem po drodze wędki i oczywiście jedna z nich (muchówka) tego nie przetrwała. Zwinąłem złamany kij i kuśtykając ruszyłem dalej ze spinningiem w ręku, w zasadzie … szczęśliwy. Wyobraziłem sobie co by było gdyby stało się coś poważniejszego. Byliśmy kilka kilometrów od samochodu w dość trudnym terenie, a do tego nie posiadaliśmy telefonu satelitarnego (błąd!). Potraktowałem ten wypadek jako ostrzeżenie i postanowiłem bardziej uważać, a na następny wyjazd zaopatrzyć się w ten wynalazek.
Połowiliśmy jeszcze chwilę i nadszedł czas rozbicia obozu.

Nowa Zelandia 2014 (11) – deptak oraz tęczaki na szybko –>

<–  Nowa Zelandia 2014 (9) – prawie zapomniana rzeka