Trzeba było sobie odbić poprzedni dzień. Niby nie było źle, ale jednak zdecydowanie gorzej niż przedwczoraj. Polecieliśmy więc od razu na sprawdzone sandaczowe mety. Początek zapowiadał dobry dzień, ponieważ szybko walnął mi z opadu 60’ak. Jednak dobre początki zazwyczaj zwiastują ciężką orkę. Brań nie było …

Przestawialiśmy się i przestawialiśmy, aż w końcu ryby na chwilę się ruszyły i złowiliśmy z kolegą dwa następne sportowe sandacze.

Przed południem przypłynął nasz znajomy i dołączył do dłubaniny. Jednak nam się znudziło i popłynęliśmy szukać nowych miejsc.

Dłużej zabawiliśmy przy ujściu dużego dopływu, ale brań dalej nie było. Ot jeden strzał u kolegi, ale nie zacięty.

Poszliśmy więc w trolla i po kilkudziesięciu metrach miałem rybę na kiju, która momentalnie spadła. Dalsze płynięcie nie przyniosło efektów.

Popłynęliśmy dalej cały czas obserwując dno i wypatrując drobnicy. W końcu napłynęliśmy fajną metę i zaczęliśmy czesanie z ręki. Sandaczy ani okoni nie stwierdziliśmy, ale za to złowiliśmy 3 bolenie 60’aki. Dobre i to 🙂

Zabawa nie trwała długo i brania się skończyły. Na szczęście dość szybko znaleźliśmy miejsce z bardzo fajnymi kantami i tam kolega zapiął solidną rybę, która niestety spadła. Jednak wiedzieliśmy, że nie ma co kombinować i trzeba zatrzymać się tu na dłużej. Przeczucie nas nie myliło i już po ciemku nastąpiło branie u kolegi. Ryba walnęła w małą gumkę w opadzie. Od razu było wiadomo, że to coś dużego. Za dużego i za silnego na sandacza. Hol trwał kilka minut i zaczęliśmy podejrzewać suma aż w końcu przy podbieraku okazało się kto jest sprawcą zamieszania … wielka mamuśka. Szczupak zrobił ogromne wrażenie ze względu na swoje gabaryty – spasiona krowa 🙂 Obyło się bez problemów przy podbieraniu i można było cykać foty.

Świetne ukoronowanie dnia ! 🙂

wielki szczupak 2