Zander Cup ponownie, ale tym razem zupełnie inne zawody. Tak się składa, że w UK są organizowane 3 różne wydarzenia o tej nazwie. Mało oryginalnie, co nie? Jednak nie mam z tym problemu, ponieważ liczy się dobra zabawa i fajne łowienie. Nie inaczej było i tym razem.
Zawody te dla odmiany odbywały się na zbiorniku Rutland, który znam znacznie gorzej niż Grafham i nie spodziewałem się dobrego wyniku, ale żeby totalnie nie jechać na pałę, postanowiłem wybrać się na dzień porządnego treningu. Udało się trafić w fajną pogodę i aktywne ryby. Sandacze nie stały za głęboko, więc miałem dużo frajdy z ich łowienia. Opływałem trochę zbiornik i w sumie okazało się, że ryby są praktycznie wszędzie. Może taki dzień?
Przyszły zawody i tak różowo już nie było. Pogoda zmieniła się diametralnie, wiało, padało – jednym słowem nie było miło 🙂
Męczyliśmy się z nowopoznanym kolegą Pawłem (wylosowany partner na łodzi) żeby znaleźć jakieś sensowne zedy. Sensownych nie znaleźliśmy…
Za to nadłubaliśmy bardzo dużo drobnej ryby, w tym jakieś 60’ki i 50’ki.
Nie liczyliśmy na jakiś rewelacyjny rezultat, ale okazało się, że mi udało się zająć drugie miejsce z wynikiem 242 cm, a Pawłowi trzecie z 239 cm. Pierwsze miejsce dawało 244 cm, a więc byliśmy blisko. Tak gwoli wyjaśnienia – liczyło się 5 największych sandaczy.
Był to w sumie niespodziewany sukces na obcej mi wodzie, więc impreza ta sprawiła mi podwójną przyjemność 🙂