Tym razem recenzja mojego aktualnego pływadła, czyli łodzi Tangiri Boat Ortis 400. Łódką tą pływam od 2018 roku, a w zasadzie tym modelem, bo zaczynałem od egzemplarza testowego. Tak tak, uczestniczyłem w powstawaniu tej jednostki, a więc jestem z nią emocjonalnie związany i nie do końca subiektywny, ale myślę że to wręcz lepiej, ponieważ zwracałem uwagę na każdy szczegół i łódka obecnie spełnia wszystkie wymagania jakie na początku postawiliśmy. Ideał? Bardzo osobisty, ale jak najbardziej tak 🙂

Tata wyprowadza Ortisa na spacer 🙂

Jakie więc cele zostały postawione zanim powstał ten model? Główny i podstawowy był taki, że tą łódką zarówno ja jak i kolega (który jest mózgiem całego projektu) będziemy w stanie pływać na wszystkich naszych łowiskach. Ba, nie tylko pływać, ale przemieszczać się sprawnie i komfortowo. Jakie to są łowiska?
– Wisła mazowiecka
– zaporówki
– wielkie rozlewiska w Holandii i okolice Rugii
Niezłe wyzwanie zważywszy na to jak różnymi wodami są Wisła i Rugia. Oczywiście nie da się stworzyć ideału na każdą wodę i tak na prawdę idealnie jest mieć kilka łodzi, ale nie każdego na to stać, a więc tak zrodziła się „mission impossible” – stworzenie łodzi idealnie uniwersalnej dla polskiego wędkarza… czyli między innymi dla mnie 🙂

Zacznijmy od łowienia na „mojej Wiśle” – tu nie ma miejsca na duże łodzie. Oczywiście, że się da i można … ale jest to totalnie bez sensu.
Po pierwsze jest duże ryzyko ugrzęźnięcia na jakiejś przykosie i o ile małą łódkę zepchniemy, to z dużą będzie wielki problem.
Większe łodzie mają większe zanurzenie, a kto łowił na tej rzece, to wie ile w niej zatopionych drzew czy podwodnych kamienistych raf.
Następna sprawa to przeloty – pływam w ślizgu pomiędzy przykosami i innymi przeszkodami, czasami mijam je na milimetry, tu potrzeba precyzji i jednak wole płynąć w ślizgu 30km/h niż dużą łodzią 50 km/h …
Duża łódź to także duży problem z wodowaniem. Często nie wystarczy kawałek płaskiego brzegu, ale potrzebujemy dobrego slipu.
No i czas chyba na najważniejsze – łowienie. O ile Wisła na Mazowszu wydaje się wielką rzeką, to jest to wrażenie jedynie z daleka. Gdy zaczniemy po niej pływać, to okazuje się, że 90% to płycizny i piach. Miejscówek nie jest dużo i są zazwyczaj dość kameralne. Do tego nurt bywa dość silny, a więc ustawianie się na małej miejscówce dużą łodzią w silnym nurcie nie należy do łatwych.

Polskie zaporówki to akurat nie są wymagające łowiska względem łodzi, więc przejdę od razu do przeciwnego bieguna, czyli holenderskich rozlewisk. Tutaj sprawy mają się zupełnie inaczej niż na Wiśle – raczej nie musimy się obawiać o zbyt płytką wodę, za to pojawia się wyzwanie ze względu na rozmiar łowiska, płaski teren i wietrzną pogodę. Niestety pod względem pogody i warunków, bywa tutaj bardzo ciężko. Są okresy, że wiatr wieje nieustannie i zbiorniki bardzo falują. Przy takiej pogodzie nie tylko trudno się przemieszczać, ale łowienie może być niebezpieczne. Jaka łódka jest więc idealna na duże holenderskie przymorskie jeziora? Wielka z głębokim V 🙂 Tutaj wracamy do punktu wyjścia – idealnie byłoby mieć dwie: Ortisa 400 i Triona 560 , ale że nie takie było założenie, to trzeba było stanąć na głowie, żeby ta mała 4 metrowa łódka dała radę na moich holenderskich metach. Miała być stabilna, miała mieć wysokie burty żeby fale się nie przelewały, a podczas płynięcia w ślizgu miała nie klepać o fale jak to robi wiele innych łodzi. I kurde wiecie co? Udało się 🙂 Oczywiście nie da się uzyskać takiego komfortu jak przy dobrych łodziach ponad 5 metrowych, ale … znam łódki 5 metrowe, na których przy takim samym falowaniu można połamać kręgosłup i stracić wszystkie plomby w zębach. Ortis tnie fale jak żyleta i idzie w ślizgu jak dzikus. Powiem szczerze, że liczyłem na to że będzie dobrze, ale nie myślałem że będzie aż tak dobrze i przy tak niedużej długości łodzi uda się uzyskać taki komfort. Mega pozytywne zaskoczenie.

Wrzucam linki do kilku filmików z Holandii, gdzie walczyliśmy z naprawdę mocnym wiatrem. Oczywiście nie sposób uchwycić na kamerce jak mocno wiało i jak duże były fale. Każdy kto próbował, ten wie że z jakiegoś powodu nagrania nigdy nie oddają falowania na wodzie. Zaznaczę jedynie, że były dni, że byliśmy praktycznie jedyną jednostką na wodzie, a reszta ekip albo łowiła z brzegu na kanałach, albo raczyła się holenderskim „czilautem” na bazie 😉

Jak już wspomniałem, łowię na bardzo wielu łowiskach, a więc przemieszczam się z łodzią na przyczepie i woduje się na miejscu. Wodowanie oczywiście jest bardzo sprawne w przypadku niedużego Ortisa i jestem to w stanie zrobić nawet na dzikim wiślanym brzegu. Jednak nie jest to leciutka łódka, ponieważ wykonana jest z grubego aluminium, ale tak miało być i o ile są osoby co preferują „papierowe” łódki z aluminium, to ja jednak wolę solidną konstrukcje. Nie neguję, że czasem leciutka łupina jest jak znalazł na niektóre warunki (np. jeśli chcemy ją znieść po jakimś niedostępnym brzegu), ale w moim przypadku mam od tego ponton, a i tak 95% mojego łowienia to łowiska, do których jestem w stanie dojechać autem. Dlatego zdecydowanie wolę solidną i cięższą łódź, która automatycznie zapewnia znacznie większą stabilność, a więc bezpieczeństwo. Dzięki grubszemu aluminium łódkę mogę wozić tysiące kilometrów na przyczepie i nic się z nią nie będzie dziać w przeciwieństwie do wielu laminatowych konstrukcji, na których po kilku latach pojawiają się tzw. „pajączki”. Natomiast łodzie z cienkiego aluminium potrafią się odkształcić na przyczepie. Widziałem nawet przypadki, gdzie rolki wyżłobiły dziury w burtach …
No i oczywista zaleta – parkuję Ortisa gdzie mi się podoba. Wjeżdżam w opaski czy kamieniste brzegi bez żadnych obaw. Wciągam dziób na kamienie i mogę wyskakiwać na brzeg.

Przejdźmy do wykonania łodzi. Tutaj też można się bardzo miło zaskoczyć. W Tangiri nie ma miejsca na przypadek czy na prowizorkę. Wszystko jest dopracowane i bardzo dobrze wykonane. Każdy kto wie jak powinien wyglądać dobry spaw od razu dostrzeże kunszt. Wielu z Was zdziwiłoby się jak wykonane są niektóre znane amerykańskie łodzie i co ukrywa się w środku – warto zrobić zwiad przed zakupem, doedukować się i zacząć zadawać pytania.
W Ortisie cała konstrukcja jest niezniszczalna – wszystko jest zrobione z pospawanego aluminium. Nie ma nitów, które w wielu łodziach zaczynają puszczać wodę po kilku latach, w pokładzie nie ma elementów ze sklejki, które z czasem ciągną wodę, nie ma plastiku, który … jest po prostu plastikiem 🙂
Oczywiście wszelkie akcesoria, typu zamki, zawiasy itp. to już produkty firm trzecich i nie różnią się od tych w innych łodziach.

Nocne oświetlenie pokładu

Jakie wersje Ortis 400 są dostępne? Ja posiadam najbardziej wypasioną DRX, ale kombinacji jest znacznie więcej. Takim chyba największym rozróżnieniem jest
– wersja pełna (Full) – z profilem burtowym Tangiri, malowanymi burtami, oklejana winylem lub dywanem w środku
– wersja Silver Edition – bez profilu (jako profil służy rura aluminiowa), naklejki na burtach, łódź w środku wyklejona tworzywem gumopodobnym

Jak dużego silnika potrzebujemy? Ja do swojej podpiąłem Yamahę F25G. Jest to chyba najlżejsza 25’ka na rynku i według mnie idealnie pasuje do Ortisa. Łódź obciążoną przez dwie osoby, jeden duży i dwa mniejsze akumulatory, silnik dziobowy i masę innych gratów, rozpędzamy momentalnie do 40 km/h i potem silnik odcina ze względu na za mały skok w śrubie. Tak więc na pewno jesteśmy w stanie uzyskać większe prędkości poprzez zmianę śruby. Kolega przy bardzo podobnej łodzi i Mercurym 20 KM rozpędza się jedynie do 34 km/h, czyli bez szału. Oczywiście wszystko zależy od obciążenia. Silver Edition jest znacznie lżejszy od pełnej wersji i tam silnik 20 KM już robi bardzo dobrą robotę.
Inny kolega ma Silver Edition uzbrojony w dwusuwową 25’kę i

„Przy 2 osobach po 100 kg, 2 razy aku po 33kg, dziobówka, zbiornik 25l , kanister 12l, kotwica 12 kg i masa sprzętu plus jedzenie, picie i butla z gazem – 39 km/h pod fale i nic się nie wlało do środka :)”

Kolega łowi na grubo ze swojej 400’ki

A jak wygląda sprawa z ilością miejsca na łodzi? Hmm dla jednego jest aż za dużo, dla dwóch w sam raz, a dla trzech robi się ciasno. Da się, co fajnie widać na poniższym filmie, gdzie pięknie połowiliśmy sandaczy właśnie we trzech, ale trzeba już było trochę uważać jeden na drugiego.

Silver Edition