Od jakiegoś czasu mocno powróciłem do łowienia sandaczy z opadu i niezmiennie brania tych rozbójników sprawiają mi mega frajdę. Może czasem inne metody są skuteczniejsze, ale jednak nic nie sprawia mi tyle frajdy jak łowienie sandaczy na opad. Tak więc zacząłem się zastanawiać jakie są moje najlepsze przynęty i bez których nie ruszam się na wyprawę. Po głębszym zastanowieniu okazało się, że są co roku jakieś „gwiazdy” jednego sezonu, ale często w następnych już nie działają. Za to kilka przynęt jest zabójcza od wielu wielu lat i właśnie nimi chciałbym się z Wami podzielić.

  1. Relax Kopyto 3
    Chyba nie mam przynęty bardziej sprawdzonej niż kopyto i to właśnie w tym niewielkim rozmiarze. Czasem lepiej działa mi 4’ka, ale jednak to po 3’kę sięgam najchętniej. To nigdy nie będzie zły wybór. Mam wrażenie, że mógłbym zaopatrzyć się jedynie w same 3’ki w różnych kolorach. Zbroić je w różne gramatury i wyniki pewnie byłyby najlepsze. Nie robię tego, bo kombinowanie z różnymi przynętami sprawia mi po prostu frajdę, ale jeśli chodzi o efektywność Kopyto 3 niszczy system !
  2. Guma z dziwną nazwą (??)
    Szczerze – nie pamiętam co to za gumy. Kupiłem je wiele lat temu. Najpierw kilka na testy, a potem całe worki 🙂 Robiły demolkę nie tylko wśród sandaczy, ale i sumów. Zostały mi jedynie resztki, więc jeśli ktoś kojarzy co to za guma i wie gdzie je kupić. To proszę o kontakt ! 🙂
  3. Kogut
    Nie zawsze działa. Na niektórych wodach mi się nie sprawdza (np. osobiście nie połowiłem na koguty na Wiśle), ale jak już się wstrzelimy to kogut nie ma sobie równych. Tak więc nie ruszam się bez kogutów, gdy jadę na sandacze.
  4. Delalande Sandra
    Używam twisterów, ale znacznie rzadziej niż zwykłych ripperów. Za to Sandra zawsze jest ze mną i praktycznie na każdej wyprawie ich używam. Często gdy zwykły ripper się nie sprawdza, to sanderki otwierają wodę.
  5. Lunker City Shaker
    Następny klasyk. Mocna praca, która potrafi obudzić ospałe sandacze, a czasem wręcz odwrotnie zwabić te największe z żerującej watahy. Trochę przeze mnie zapomniana przynęta, ale co jakiś czas sobie o niej przypominam grzebiąc w pudełku i prawie nigdy mnie nie zawodzi.