Nikogo nie zaskoczę, jak napiszę że był to chyba najbardziej po….ny sezon w moim życiu. Nie ze względu na ryby, ale oczywiście ze względu na wirusa. Co ciekawe całkiem nieźle połowiłem. Zacznijmy jednak od początku …
W styczniu już było wiadomo o wirusie i pamiętam, że na łódce z kolegą snuliśmy wizje tego co się wydarzy. Spodziewaliśmy się bajzlu i bajzel był, ale zanim do niego doszło to połowiłem fajnych okoni na zaporówkach w UK, a także sandaczy na Tamizie.
Planowałem w lutym w końcu wyjść na lód w Polsce, ale to był też wyjątkowy rok pod tym względem – nie było kompletnie lodu na jeziorach. Zamiast na lodzie, wylądowałem na lockdownie w Londynie i prawie pół roku nie miałem możliwości pojechania na ryby. Jak już była taka możliwość, to otworzyłem nowy sezon sandaczowy fajnym klamotem.
Niestety nadal nie miałem za bardzo możliwości przylecenia do Polski czy też wyjazdu do Holandii, a więc moje wędkarstwo skupiło się głównie na angielskich zaporówkach, a że na moich ulubionych wodach spinning dozwolony jest dopiero od września, to skupiłem się na łowieniu drapieżników na muchę. Dało to całkiem przyzwoite efekty i trafiłem sporo fajnych ryb.
Koniec lata i wczesna jesień to zawody w UK. WPC England nam nie poszło, za to odbiłem sobie w Lake Challenge.
Późna jesień to rewelacyjny wyjazd do Holandii, który dał mi masę pięknych ryb, ale w szczególności szczupaków. Chociaż były i okonie do 50 cm i sandacze nawet 90+.
Koniec roku to kolejne lockdowny w Europie i tym razem dla odmiany wylądowałem w Polsce 🙂 Nie zamierzałem marnować tego czasu i skupiłem się na szczupakach. Miałem sporo czasu na testy nowych met. Większość wypadła słabo, ale to co wypaliło nie pójdzie na marne i będzie procentować w następnych latach. Przy okazji udało się złowić sporo pięknych szczupaków w tym dwie olbrzymie lochy 😉
Oczywiście cały ten bajzel wpłynął na międzynarodowe zawody, w których miałem brać udział. Odwołano WPC w Holandii, a także Predatortour w Szwecji i Holandii. Jednak czas ten wykorzystałem na łowienie i dało to efekty pod postacią wielu pięknych ryb. Nie pobiłem żadnej życiówki, ale kilka razy się zbliżyłem. Chyba najbardziej ucieszyły mnie szczupaki 120+, których było kilka. Pozytywnie mnie nakręciły i chyba w 2021 po raz pierwszy w życiu skupię się na kaczodziobych 🙂